Niezwykły Świat


Napisz odpowiedź

Napisz nowego posta

Kliknij w ciemne pole na obrazku, aby wysłać wiadomość.

Powrót

Podgląd wątku (najnowsze pierwsze)

Willczyca68
03-07-15 19:25:15

xD Zabiłam normalność w Bratniej Duszy i teraz jest jak jest xD
Ja też xD I w dwa dni z zimy zrobiło się lato xD Plus trza Florka sprowadzić, bo za długie ma wakacje xD
Do końca weny ^^ Przynajmniej ja xD
Ja też, ale cii xD

Willczyca68
03-07-15 14:32:18

No to proszę, życzyłaś sb ciąg dalszy, więc będzie spam xD Trochę krótki, bo ktoś (ja) zajmuje się opóźnianiem pisania ff i w efekcie idzie powoli xD No ale masz xD (pogrubione= BD, moje normalnie. Wrzucam to, żeby było widać jak ona świetnie pisze i jak jej się nie-świetnie odwdzięczam xD)

- Następnym razem ostrzegaj, dobra? - Mówił Krystian wstając i otrzepując się z nieistniejącego kurzu.
- Dobra, dobra. - Mruknął szczerząc się cały czas.
- Pytanko, gdzie ten zoologiczny? - Zapytała Oliwia i widząc otwierającą się buzię Mattiego dodała. - Nie, nigdy nie byłam tu w zoologicznym.
- Kawałek. - Odparł Krystian, który chyba najlepiej z nich wiedział gdzie co jest. - Dojdziemy w jakieś 10 minut.
- To świetnie. - Ucieszyła się. - Bo za jakąś godzinę powinnam być w domu. Z tego co pamiętam, ty też. - Mruknęła do Czułka.
- Przecież u mnie w domu nie ma rod - Urwał czując przygniatający but dziewczyny na swojej nodze. Zerknęła na niego pokazując zegarek. - A, faktycznie. Dzięki.
- Wtedy będzie już ciemno. - Wyjaśniła dziewczyna. - Jak jest ciemno wolę siedzieć w domu, bo coś ostatnio jakieś dziwne rzeczy się dzieją.
- Co masz na myśli? - Powiedział przerażony Mattie.
- Nieżywe dusze mieszkańców tego miasta dryfują wtedy szukając okazji by znaleźć się znowu w jakimś ciele.
- C-co? - Jąkał się blondyn. - Mogą mnie opętać?
- Niestety tak. Najgorsze jest to, że dzisiaj w nocy oprócz dusz poszukujących ciała, będą też chodzić zombiaki poszukujące dusz.
- Zombiaki się do mnie dorwą, już po mnie! - Krzyczał w panice.
- Zombie żywią się mózgiem. - Mruknęła dziewczyna. - Jesteś bezpieczny.
Wszyscy wybuchli śmiechem patrząc na łatwowiernego chłopaka.
- No bardzo śmieszne, zaraz mi przepona walnie. - Mówił z nutką sarkazmu uśmiechając się do wszystkich.
- A tak zupełnie serio? - Zapytał Albert. - Czemu musisz być w domu.
- Bo wieczorem, będąc z wami w zupełnie obcym mi miejscu, a niedawno u naszego psorka doszło do podpalenia, jednak bardziej komfortowa wydaje mi się opcja siedzenia w domu. - Na słowa "niedawno u naszego psorka..." Zerknęła na Dezego uświadamiając mu, że w każdej chwili mogą się spodziewać sms-a od nadawcy.
- No chyba, że tak. - Mruknął Krystian.
- Dobra, lecimy bo się z tym zoologicznym do jutra nie wyrobimy. - Mruknął Dezy pomagając wstać wszystkim po kolei.

Znowu ruszyli całą grupą, potrącani przez niezadowolonych piszych, którym nie podobało się, że przyjaciele zajmują praktycznie całą ścieżkę. Uznali, że wygodniej będzie się trochę podzielić, w czego efekcie prowadził Dezy i Oliwia, a pozostała trójka wlokła się z tyłu.
- Weźcie mnie przygarnijcie, ja już z nimi nie mogę! - przed wyjściem z parku Krystian wrył się między pierwszą parę. - Albert złapał wiewiórkę i męczy Mattiego! Oni są nienormalni! -
Dezy i Oliwia odwrócili się zaciekawieni.
Mattie biegał dookoła, jakby był opętany, Albert tylko stał, nie mogąc oddychać ze śmiechu. W jego rękach faktycznie było niewielkie rude stworzonko, rozglądające się dookoła. Dziwne, nie próbowało nawet uciekać.
- Jak ty złapałeś wiewiórkę?! - zapytali obydwoje, patrząc na czarnowłosego, podczas gdy Mattie schował się za nimi, z wzrokiem utkwionym w Albercie.
- On jest przerażający i to coś też. Pasują do siebie. - powiedział trzęsącym się głosem. Reszta tylko uśmiechnęła się szerzej.
- A co byś zrobił gdyby zdarzyła się przypadkiem... no nie wiem... apokalipsa wiewiórek? - Mówił Dezy dając dyskretny znak Oliwii. Zobaczyła, że Albert ma w rękach orzechy, uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- Zwiał bym do pokoju i zabarykadował się w nim z kilkunastoma paczkami chipsów i ogromnego zapasu picia oglądając "Modę na sukces", przez oglądanie tego miałbym sen gwarantowany.
- A gdyby tak, pytam czysto teoretycznie. - Ciągnął Czułek. - Z niewiadomych powodów nagle napadła cię któraś z wiewiórek?
- Mam pewne podejrzenia co do 'czysto teoretycznie'. - Mattie lekko zmrużył oczy. - Wtedy na pewno zaczął bym uciekać, a co?
- Nic, nic. Tak pytam. - Powiedział w chwili kiedy dziewczyna niepostrzeżenie wrzuciła do kaptura Mattiego kilka orzechów.
- Dooobra. - Spojrzał podejrzanie na twarze rówieśników wyszczerzone w ogromnym uśmiechu.
- Albert, zostaw tą wiewiórkę i chodź. - Powiedział Dezy.
Albert posłusznie zostawił wiewiórkę. Małe zwierzątko stanęło na przednich łapkach i zaczęło wąchać. Jej łepek skierował się w stronę Mattiego, który powoli zaczął się cofać. Gryzoń podchodził coraz bliżej chłopaka, a ten powolutku się cofał.
- Co ty robisz? - Zapytał Krystian.
- Dinozaury nie reagowały na ruch, może z wiewiórkami jest tak samo-
Na te słowa wiewiórka rzuciła się do morderczego biegu za wystraszonym chłopakiem.
- On wyciąga chyba ze 40km/h. - Dezy zaczął płakać ze śmiechu.
Jak na nieszczęście chłopak pobiegł z powrotem do parku. Zaczął się deszcz wiewiórek, a gromada ledwo trzymała się na nogach albo podpierali się wzajemnie o siebie.
Po kilku minutach z parku wyszedł cały obdrapany w w podartych ciuchach z miną sugerującą okrutną i bolesną zemstę Mattie.
- A co do tej apokalipsy... - Zaczął Czułek.
- Ja ci tu dam apokalipsę. Choć no tu! - Krzyknął i rzucił się w pogoń za dalej śmiejącym się chłopakiem.

- No proszę, nawet on umie być agresywny jak się go nieco zmotywuje. - mruknął Albert, idący obok Oliwii i Krystiana. Wyszli z parku, pozostała dwójka wkrótce ich dogoniła. Mattie wyglądał tak samo beznadziejnie jak chwilę temu, Dezy był tylko poczochrany.
- On? Agresywny? Już moja lodówka jest bardziej niebezpieczna. - prychnął Krystian.
- Spiking of lodówka, pamiętaj, że mi te lody wisisz. A Albert pizzę. - mruknął Mattie, przyglądając się swojemu odbiciu w telefonie.
- Niby za co?! -
- Jak myślisz? - Mattie spojrzał na czarnowłosego z wyrzutem, reszta uśmiechnęła się szeroko.
- Dobra, ruszcie te leniwe tyłki bo do jutra tam nie dojdziemy.  - Poganiała ich Oliwia.
Albert dalej nie wiedział o co kaman. Za to Mattie patrzył na niego podejrzliwie i w razie potrzeby obserwował dokładnie każdy jego ruch.
Po dokładnie 10 minutach jak przewidział Krystian znaleźli się pod zoologicznym. Zanim jednak otworzyli drzwi Mattie zaczął przemowę.
- Nie próbujcie żadnych sztuczek, bo jak ja się dowiem czego się boicie to będziecie mieć tu jesień średniowiecza, II wojnę światową, armagedon...-
- Do rzeczy . - Przerwał Dezy. - O co ci chodzi?
- Powiem to najprościej i najdelikatniej jak potrafię. - Nastała kilkusekundowa minuta ciszy po czym usłyszeli krzyk.
- NIE STRASZCIE MNIE DO JASNEJ ANIELKI WIEWIÓRKAMI! - Krzyknął i zorientował się, że jest bardziej skierowany w stronę wychodzącej pary niż przyjaciół bliskich od padnięcia na ziemi ze śmiechu.

- Zaczynam się powoli zastanawiac, po co go wzięliśmy... - mruknął Krystian, kiedy weszli do sklepu pod nieprzychylnym spojrzeniem sprzedawcy. Dezy tylko sie usmiechnal
- Oki, ja lece z Krystianem na gryzonie, reszta moze chasac i szukac czegos ciekawego. Tylko nie glaskaj wszystkiego co zobacztsz. - ostatnie skierowane bylo do Mattiego, juz siegajacego po wielkiego, bialego krolika. Albert odciagnal go, zabierajac z oczu sprzedawcy i poza zasieg futrzaka.
- Pfff... - blondyn skrzyzowal rece.
- Nadal masz na mnie focha? Nic ci nie zrobilem! - zmarszczyl brwi Albert.
- Nic?! Ty to nazywasz nicz--
Czarnowlosy zaslonil mu usta ręką.
-Jestesmy w sklepie, zachowuj sie! Albo Krystian nie bedzie jedynym, ktory wyjdzie stad z wiewiora. -
Chwila ciszy, po czym Mattie zdejmuje jego dlon z ust. Ma poirytowane spojrzenie, dziwnie inne od tego przyglupiego i wesolego co zwykle.
- O tym ja wlasnie mowie. Kurcze, czy ty serio musisz byc caly czas taki wredny? -
- No i o co ci człowieku chodzi? - Pyta czarnowłosy rozumiejąc coraz mniej.
- Cały czas jesteś dla mnie wredny.
- Podaj choć jeden przykład, co ja takiego zrobiłem czego nie zrobili inni.
- Ty już powinieneś wiedzieć o co chodzi. - Powiedział oburzony blondyn.
- Zachowujesz się jak typowa dziewczyna.
Mattie otworzył szeroko oczy i odwracając się do Alberta plecami skierował się na inny dział.
- Co za palant! Jak może nie wiedzieć o co mi chodzi? Głupi lęk przed wiewiórkami. (Btw nie wiem czy wiesz, ale Omi z Xiaolin też się boi wiewiórek xD, jak to ogarnęłam to się zaczęłam śmiać :v)
Nagle zobaczył, że wszedł do działu ze szczeniaczkami.
- Może to mnie odstresuje. - Powiedział i zajął się oglądaniem puszystych zwierzątek.

Albert odprowadził go wzrokiem do momentu, aż niższy chłopak nie zniknął za regałami. Wtedy dłoń czarnowłosego spotkała się z jego czołem.
- Nie wiem czy to ja jestem idiotą, czy jeszcze on... - mruknął cicho do siebie kręcąc głową. Odwrócił się i ruszył w przeciwnym kierunku, patrząc na półki. Był w dziale z akcesoriami, tu nie będzie nic ciekawego. Dopiero gdy skręcił trafił na alejkę otoczoną klatkami z wielokolorowymi ptakami. Chłopak uśmiechnął się lekko. Na samym końcu był wielki, szaro-czerwony ptak patrzący na niego lśniącymi czarnymi oczkami. Gryfus.
- Wiiitaj. - zaskrzeczała papuga, wykonując coś, co w jej mniemaniu możnaby uznać za ukłon.
Ptaszyszko mieszkało w zoologicznym odkąd Albert pamiętał, dawniej tu pomagał, więc z nudów postanowił sprawdzić, czy papugi faktycznie umieją mówić. Skończyło się na tym, że sam nauczył Gryfusa porozumiewania się z innymi. Gdyby nie nieprawdopodobnie wysoka cena ptak od dawna mieszkałby u niego... Ale przynajmniej nikt go nie kupił, z tego samego powodu.
Blondyn chodził od klatki do klatki przypatrując się każdemu z psiaków.
- Ale ty jesteś słodziutki! - Powiedział przykładając ręce do twarzy na widok malutkiego, brązowego kundelka wciśniętego w sam róg klatki. - I nie jesteś wiewiórką! No podejdź, nie bój się.
Po kilku minutach starania się szczeniak w końcu podszedł do klatki. Z początku trochę nieufnie przyglądał się obcemu, ale po czasie podszedł wystarczająco blisko, żeby chłopak mógł go pogłaskać.
- Nie dość, że słodziachny to jeszcze milutki. - Zachwycał się. - Zgadując, to ty chyba nie masz imienia, co? - Pies odszczeknął tylko, co można było uznać za 'tak'. - Jesteś taki brązowy, słodki, malutki... Może nazwę cię cookie? - Pies znów szczeknął.

Albert kiwnął głową, naśladując nieudolny ruch papugi.
- Witaj witaj... - mruknął, rozglądając się po innych klatkach. - Nowi znajomi? -
- Nowi, nowi. - potwierdził ptak. - Ja czekam, czekam.
- Wiem... - mimo zakazu umieszczonego na tabliczce, Albert przekłada palce przez niewielką przerwę w kratce i delikatnie głaszcze szare piórka. - Ja też czekam, chociaż nie na to co ty... -
Ptak skrzeczy cicho, a sekundę później przez świergot ptaków przebija się głos Mattiego. Albert wzdycha.
- W co ten idiota się znowu wpakował...?-
- Albert, Albert patrz ! - blondyn wypada zza rogu, goniony przez włochatą brązową kulkę. Gryfus gwizda. Mattie wciąż w biegu odwraca się do tyłu, żeby ustalić gdzie znajduje się coś, co go goni, kiedy depta własną sznurówkę i z całym impetem wpada na Alberta, razem przewracając ich na metalowe klatki.
- Po pierwsze, odejdź ode mnie. Po drugie, uważaj na przyszłość i zawiązuj sznurówki. A po trzecie i ostatnie... Co? Co miałem zobaczyć?
- To! - Mówi Mattie lokalizując brązowy kłębek i biorąc go na ręce przykłada do zdziwionej twarzy Alberta.
- Słodziak, nie? Nazwałem go Cookie. Bo taki ładniutki, brązowy. No powiedź, że jest słodki! - Mówił blondyn dając w ręce Alberta małego szczeniaczka.
Albert chwilę patrzył na zwierzątko i nie specjalnie wiedział co z nim zrobić. W ostateczności podniósł go i zaczął oglądać na wszystkie strony.
- Masz rację, ładny ten pies.
- Jaki ładny? - Uniósł się Mattie. - Przecież on śliczny jest!
Blondyn patrzył w oczekiwaniu na Alberta, a ten za nic nie mógł się zorientować o co mu chodzi. W końcu Mattie się odezwał.
-No pogłaszcz go. Po to ci go dałem.
Albert zaczął głaskać szczeniaka, po czym stwierdził, że futro jest całkiem przyjemne w dotyku.
- Teraz ja ci kogoś pokażę. - Powiedział oddając psa blondynowi. - Przywitaj się Gryfus.
- Wiiiitaj. - Powiedziała papuga.
W tym samym czasie Mattie skoczył z przerażenia na Alberta.

Najpierw przez sekundę obydwaj gapili się na siebe zaskoczen, potem Albert go puścił i chłopak wylądował na ziemii, obok Cookiego.
- Nie mów mi, że ptaków też się boisz. -
- Nie boję, ale to coś gada!
- Gryfuus. - szaskrzeczało zwierzę, a Mattie cofnął się trochę, wciąż nie wstając z ziemii.
- Nie to coś. - dodał Albert. Obydwaj patrzyli a Mattiego, jakby na ich oczach mordował szczeniaczki.
- Ej, ludzie, gdzie wy jesteście? - do działu zajrzał Krystian. - Jeez, wszędzie was szukamy Już sobie kupiłem zwierzaka, wynosimy się.
- Żeegnaaj. - zakrzeczał Gryfus, kiedy Albert wyciągnął rękę do Mattiego. Pomógł mu wstać, blondyn w sekundzie wycofał się z pomieszczenia, wciąż śledzony przez kupę futra.
- Pa... - mruknął Albert, wlokąc się za nimi. Ptak tylko przekrzywił głowę.
- Poowoodzenia. -
Bez zastanawiania się o co mogło mu chodzić Albert minął ostatnie klatki i znalazł się w dziale z akcesoriami, gdzie czekała reszta ekipy.
~*~
Btw zgadnij kogo z kolegów Dezia shippujemy... xD Lol xD

Willczyca68
27-06-15 21:39:05

- Okey, okey... Ale obiecujesz, że mi pomożesz?
- Masz moje słowo. - Uśmiechnęła się tym razem bardziej wesoło.
Wspólnymi siłami udało im się podnieść chłopaka, głównie dzięki łuczniczce. Wzięły go pod ręce i miały nadzieję, że kiedy jest już ciemniej nie będą rzucać się w oczy i bezpiecznie dotrą do domu.
Wlokły się niemiłosiernie wolno , a śnieżyca z każdą chwilą przybierała na sile. Przynajmniej nie musiały martwić się o czerwony śnieg , teraz pewnie przykryło go 30 cm nowego...
- Daleko jeszcze ? - zapytała Łuczniczka , brnąc przez zaspy. Szły bokiem , dzięki czemu wygodniej niosło im się Dezego - najpierw wyższa dziewczyna , później wciąż nieprzytomny chłopak , a na końcu podtrzymująca go Oliwia.
- Na szczęście nie. - uśmiechnęła się dziewczyna , widząc znajome budynki.
Po ciężkiej wędrówce Oliwia otworzyła drzwi. Na ich szczęście w domu nikogo nie znaleźli. Położyły chłopaka na kanapie tak, żeby leżał na plecach. Wciąż był nieprzytomny. Gdy dziewczyna zajęła się nieprzytomnym i lodowatym Dezym, łuczniczka rozglądała się po domu. Wróciła do dziewczyny.
- Mieszkasz tu sama? - Zapytała z ciekawością.
- Co? Nie, mieszkam z ... - Zawiesiła się na chwilę. Nie wiedziała co odpowiedzieć, ale po dłuższej przerwie w końcu mruknęła niewyraźnie. - Z rodziną.
- Pusto tu trochę jak na mieszkanie z rodziną.
- Bywa. - Rzuciła po czym zmieniła temat. - Wiesz jak mogę mu pomóc?
- Nie, tylko on wie.
- A, mogłabym z nim chwilkę zostać?
- Jasne, ale pośpiesz się.
Wyszła z pokoju zerkając przez ramię jak mina dziewczyny zdecydowanie się zmienia. Z obojętnej, twardej, na niczym nie zależącej na smutną, zmartwioną, przerażoną. Jakby parząc na chłopaka po prostu zmiękła.
Zerknęła na wyświetlacz. Przyszedł sms.
- To od niego.
- Plac przed jubilerem. Czekam. - przeczytała na głos i westchnęła , patrząc na górę schodów. Słyszała kroki Oliwii na piętrze.
-"Pozbyłam się dziewczyny kawałek stąd. Chwila." - odpisuje szybko , po czym zerka na Dezego. Jest cały sino-blady , zmarznięty ... Z braku czegokolwiek lepszego pod nieobecność dziewczyny Łuczniczce udało się znaleźć koc , przykryć nim chłopaka i zaparzyć herbatę dla siebie i 'koleżanki'.
- Możesz się pośpieszyć ? Dostałam wiadomość ! - krzyknęła.
- Wiadomość?
- Tak! Od gościa, który ma moją siostrę. Musimy się pośpieszyć!
- Czekaj, trzeba to jakoś przemyśleć. - Powiedziała Oliwia. - I... nie wiem czy mogę go tu zostawić. - Mruknęła wskazując na Dezego. - Poza tym przecież mnie 'załatwiłaś' wątpię, że uwierzy w cudowne zmartwychwstanie kiedy mnie zobaczy.
- Masz jakiś plan?
- Powiedz jeszcze raz gdzie mamy się spotkać?
- Pod jubilerem.
- Zrobimy tak. Ty pójdziesz przodem pod jubilera, tam gdzie się umówiliście, a ja będę szła chwilę za tobą trochę inną drogą, żeby w razie czego cię asekurować.
- Dobra, to chod -
- Nie chcę cię martwić, ale... skoro wtedy nie chciał ci oddać siostry, to skąd wiesz, że zrobi to tym razem?
- Wiem , że nie zrobi. Dlatego na ciebie poczekałam. - powiedziała , wychodząc na mróz. Zaskoczona Oliwia tylko zarzuciła grubą kurtkę i wyszła za nią.
Rozdzieliły się i szły według planu. Dziewczyna zastanawiala się , co takiego miala na myśli łuczniczka. Sugeruje , że będą walczyć ? Jeżeli tak , to nie wybrała sobie najlepszego sojusznika - w końcu Oliwia ma rozwaloną nogę i o ile nie jest to już tak uciążliwe jak wcześniej , to wciąż stanowi słaby (i to dobrze widoczny) punkt. Może więc dobrze byłoby zakraść się od tyłu i trzymać nieświadomego mężczyznę w pułapce ? Tylko jak to zrobić ...?
W głowie Oliwii pojawił się świetny pomysł. Musi tylko zobaczyć, w którym dokładnie miejscu stoi mężczyzna i nie zostać zauważona przez niego, dalej będzie tylko prościej. Z przeciwnej strony najpewniej będzie widziała łuczniczkę, która zauważy i ją, a mężczyzna będzie nieświadomy jej obecności.
- To mogłoby się udać! - Mruknęła do siebie docierając już do "miejsca spotkania".
Łuczniczka stanęła naprzeciw mężczyzny. Obok niego stała mała dziewczynka , patrząca po nich wystraszonym wzrokiem. Miała siniaki na twarzy i rękach , jej płaszczyk był potargany. Dziewczyna widziała to , ale na jej twarzy nie pojawiła się żadna emocja. Tylko tak mogła odzyskać siostrzyczkę.
- Umówiliśmy się. Oddawaj ją. - powiedziała lodowatym tonem.
- Czy nie sądzisz, że do twarzy jej w fioletowym? - Powiedział sadystycznym głosem, a na jego twarzy pojawił się przerażający uśmiech.
- Nie zmieniaj tematu. Oddaj mi ją!
- Mówisz o niej, jak o jakiejś dziecięcej zabaweczce, którą musisz mieć.
- Kilka razy odpuszczałam, ale teraz nie mam najmniejszego zamiaru. Nie odejdę bez niej! Łamiesz umowę!
- Kto tu łamie umowę? Nie wydaje mi się, żeby była do końca martwa. - Mówił wskazując Max'a ciągnącego coś za sobą.
Dezy ocknął się z koszmaru. Najpierw nie mógł zorientować się gdzie jest. Dom , wyglądał obco , ale z czymś mu się kojarzył ... Chłopak zerknął na siebie. Był przykryty górą koców , a mimo to drżał z zimna. Ostatnim wspomnieniem , jakie miał w głowie był jubiler ...Towarzyszyło mu silne przeczucie , że powinien tam pójść. Tylko czemu i po co ?
Już miał zamiar się podnosić, gdy coś zakuło go w okolicy serca. Szybko znalazł się znowu w pozycji leżącej i ręką trzymał się w bojącym miejscu. Oczy skierował ku sufitowi i zaczął spokojnie, powolutku oddychać. Po kilku minutach ból przeszedł. Jeszcze raz, tym razem nieco ostrożniej podniósł się z łóżka i w pozycji siedzącej przyglądał się całemu pokojowi. Był niezbyt wielki, ale za to przytulny. Od razu zauważył, że należy do dziewczyny. Ostrożnie wstał, założył maskę i biorąc wszystkie potrzebne rzeczy udał się tam gdzie podpowiadała mu świadomość.
*perspektywa łuczniczki*

Zamarła. Nie trudno było rozpoznać , kto jest ciągnięty po śniegu.
- Widać ma silną wolę przetrwania. Chociaż z takim wrakiem chyba sobie poradzisz. - powiedziała lodowatym tonem , z powrotem wbijając wzrok w mężczyznę. Z jego twarzy spełzł uśmiech.
- Wolałbym , żebyś ty dokończyła robotę.-
- Najpierw ona do mnie wraca. - wskazała na dziewczynkę.-
- NIE TY DYKTUJESZ WARUNKI. - wrzasnął , aż drgnęła zaskoczona. Potem się roześmiał.
- Chyba zacznę. - powiedziała cicho. W sekundzie w jej rękach pojawiły się dyski podobne do shurikenów. Zanim mężczyzna zdążył się zorientować jeden z nich przyczepił się do jego płaszcza i zaiskrzył błękitnym światłem.
Zdezorientowany puścił dziewczynkę, która korzystając z okazji szybko podbiegła do łuczniczki. Podczas gdy mężczyzna szarpał się z przyczepionymi dyskami, wystraszone dziecko wpadło w ręce starszej siostry obejmując ją najmocniej jak tylko zdołała. Łuczniczka biorąc ją na ręce zrobiła dokładnie to samo.
- No proszę, jaka wzruszająca chwila. - Mruknął, kiedy udało mu się oswobodzić. - Przykro będzie mi ją teraz przerywać.
- Nawet nie podchodź! - Krzyknęła stawiając dziewczynkę na ziemi i łapiąc ją za rękę.
- Jak chcesz. - uśmiecha się , a w tym momencie do przodu rzuca się Max. Łuczniczka odpycha dziewczynkę , sama w momencie robiąc unik i kopniakiem odpychając brutala metr dalej. Walczy szybko , bardziej unikając ciosów niż wprowadzając własne , dzięki czemu Max zaczyna tracić siły.
Mała dziewczynka natomiast podbiega do Oliwi , korzystając z nieuwagi drugiego mężczyzny , zapatrzonego w walkę.
Patrzy na półprzytomną dziewczynę, która aktualnie leżała w miejscu gdzie zostawił ją chłopak, prowadzący walkę z łuczniczką. Złapała swoją malutką rączką za jej dłoń i pociągnęła próbując pomóc jej wstać. Niestety była zbyt słaba, żeby zrobić coś takiego. Za to Oliwia poruszyła się i niezauważona przez mężczyznę powoli wstała lekko się chwiejąc i podpierając ściany. Wzięła dziewczynkę na ręce, na jej szczęście nie ważyła zbyt dużo. Może przez to, że jest jeszcze dzieckiem, a może przez to, że przez kilka dni spędzonych u mężczyzny nikt jej nie karmił lub dawali jej minimalne porcje. Najszybciej i najciszej jak mogła zniknęła z tamtego miejsca.
Łuczniczka zauważyła kątem oka zniknięcie obydwu dziewczyn i uśmiechnęła się. Już nic jej tu nie trzyma. Cofnęła się i w momencie wyjęła z kieszeni niewielką kulkę. Uderzyła nią o ścianę (ponieważ w śniegu by się nie rozpadła) , teren w promieniu pięciu metrach zakrył gęsty dym. Mężczyzna poczuł ukłucie w szyi i chwilę potem jego twarz wylądowała w śniegu. Max został znokautowany i łuczniczka szybko dostała się na dach , szukając wzrokiem Oliwii.
Zauważyła kogoś z kulejącą nogą niosącą coś różowego.
- To one. - Mruknęła do siebie lekko się uśmiechając.
Szybko znalazła się obok nich co nie było trudne, bo nie poruszały się zbyt szybko. Oliwia zatrzymała się. Z ulgą spojrzała na łuczniczkę i oddała zgubę w jej ręce.
- To co? Tu się pożegnamy? - Zapytała z krzywym uśmiechem Oliwia.
- Na to wygląda.
- Wpadnij czasem, nieźle się z tobą bawiłam. Nie licząc, półżywego chłopaka w moim domu, twojej poobijanej siostry, mojej nogi...
- Łapię o co ci chodzi.
- ... było całkiem fajnie.
- Tak, całkiem miło.
- To do zobaczenia łuczniczko. - Powiedziała puszczając jej oczko.
- Do miłego zobaczenia. - Odparła znikając w cieniu.
- Teraz ostatnia misja, dotrzeć do domu.
Ruszyła dalej powolnym krokiem. Śnieg przestawał padać , zwiększając widoczność , dlatego na wszelki wypadek starała się iść ciemnymi uliczkami. Nie wiedziała , że mężczyźni są nieprzytomni. W pewnym momencie zauważyła znajomą postać. - Dezy ?! –
Blada postać podeszła, jeżeli można to tak nazwać, bliżej. Teraz już miała stuprocentową pewność.
- Dezy! - Niemalże krzyknęła. - Co tu robisz?
- Ciebie też miło widzieć. - Uśmiechnął się serdecznie.
- Jak się czujesz?
- Bywało lepiej, ale nie narzekam.
- Nie masz pojęcia jak się martwiłam. - Mówiąc to podeszła i rzuciła mu się na szyje.
Zdziwiony chłopak poczuł, że czerwieni się teraz jak dojrzały pomidor.
- Chodź , wracajmy do domu. - puściła go i uśmiechnęła się. Nie wyglądał na przekonanego , więc lekko złapała go za rękę , ciągnąc za sobą. Odwróciła twarz , żeby nie widział jej rumieńców.
- Do czyjego domu? - Zapytał się z głupim uśmiechem na twarzy.
- Najlepiej każdy do swojego.- Zaśmiała się. - Tata musi się nacieszyć moją obecnością. No i jutro szkoła, trzeba by w końcu do niej pójść.
- Odprowadzę cię. - Zaofiarował się. - Tak jakby co.
- Jak tam wolisz. - Uśmiechnęła się.
- Nie chcesz, żebym cię poniósł? - Zapytał bardziej serio niż w żarcie.
Uśmiechnęła się lekko.
- Dam radę , uwierz mi. Już jest lepiej niż wcześniej. -
Puściła jego rękę i teraz szli obok siebie w ciszy ,która z każdą chwilą stawała się coraz bardziej niezręczna.
- Tu się chyba pożegnamy. - Odezwał się wreszcie widząc dom dziewczyny.
- Do jutra. - Pomachała mu.
Weszła do domu najciszej jak mogła nie chcąc budzić nikogo. Kiedy znalazła się przed drzwiami do swojego pokoju coś nagle złapało ją za rękę.
- O której to się do domu wraca? - Zapytała zdenerwowana kobieta.
- Tak dla sprostowania to nie było mnie kilka dni, ale tobie to chyba nie przeszkadzało. - Uśmiechnęła się ironicznie.
- Nie pogrywaj sobie ze mną bo nie wyjdzie ci to na zdrowie. Jutro się będziesz tłumaczyła przede mną i ojcem.
- Nie ma problemu, a teraz puść mnie wreszcie bo mam lepsze zajęcie niż rozmawianie z tobą. - Wyrwała rękę z uścisku.
Kobieta prychnęła oburzona jej zachowaniem , ale nie powiedziała ani słowa więcej. Opuściła pokój , jakby to była cela w więzieniu. Poniekąd miała rację...
Oliwia westchnęła. Wyjęła z szafy piżamę i szybko pobiegła do łazienki. Chwilę zajęło jej doprowadzenie się do normalnego stanu. Gdy kładła się spać było po 23. Westchnęła , podłączyła telefon do ładowarki i zgasiła światła.
Położyła się na łóżku w wygodnej pozycji i zastanowiła się nad jedną rzeczą. Czy macocha jest naprawdę tak ślepa i nie zauważyła w jakim stanie jest jej noga? Czy po prostu zauważyła i podświadomie cieszyła się z tego? Czy może ona już o tym wiedziała?
Po takich rozważaniach dziewczyna w końcu zasnęła.
Obudził ją SMS. Automatycznie sięgnęła ręką po telefon , bojąc się , że to od Nadawcy. Ale nie , numer był znajomy ... Dezy ?
-"Pobudka ! :P Rodzice kolegi chcą mnie podwieźć do szkoły. Też jedziesz ? ^^"-
Uśmiechnęła się lekko sama do siebie. Jedynym plusem całej tej sytuacji z Nadawcą było to , że zaprzyjaźniła się z Dezym... Przynajmniej bardziej niż pierwszego dnia w szkole...
-"Byłoby miło ^^"- odpisała i wstała z łóżka. Jest siódma , zostało jej pół godziny na przygotowanie się.
Wzięła ubrania i poszła do łazienki. Gdy wychodziła zabrała piżamę i składając w drodze do pokoju zostawiła na łóżku. Spakowała się szybko do szkoły zerkając jeszcze co na odrobić na przerwach. Zostało jej jeszcze około 15 minut. Zeszła na dół zrobić śniadanie. To co zastała w kuchni lekko ją zdziwiło. Przy stole siedzieli kolejno tata, macocha i jej córka. Zaskoczona stała na środku i oczekująco spoglądała na domowników.
- A więc zebraliście się tutaj z jakiegoż powodu? - Mruknęła sarkastycznie.
- Chcieliśmy z tobą porozmawiać. - Oświadczył tata.
- O czym?
- O wydarzeniach z ostatnich dni.
- Dokładniej ? - zapytała , udając , że nie wie o co chodzi. W myślach podziękowała samej sobie , za dobre dobranie ubrania - długa bluza z rękawami zakrywającymi niezbyt nadające się do pokazania ręce i nieco luźniejsze spodnie , które nie odwzorowywały idealnie kształtu jej nóg , jak to robią rurki.
- Gdzie się podziewałaś ? - zapytała macocha siląc się na spokojny ton , bardziej ze względu na obecność przy stole ojca Olwii niż jej samej.
- Dobrze wiemy , że w domu cię nie było. - dodała jej córka z wrednym uśmiechem.
- Byłam u koleżanki na piżama party mówiłam ci przecież, nie powiedziałaś im? - Mówiła słodkim tonem do córki macochy. Teraz ona z kolei ucichła próbując sobie przypomnieć tą sytuację.
- U której? - Zapytała macocha.
- U Agi.
- Nie kojarzę żadnej Agi. - Mruknęła z niezadowoleniem.
- Tej z mojej klasy. Niska jasne włosy, znak rozpoznawczy zawsze nosi coś fioletowego, podać jakieś znaki szczególne? - Zapytała wyraźnie zdenerwowana zaistniałą sytuacją spowodowaną przez macochę.
Nagle telefon w jej kieszeni zawibrował. Wyjęła go . wiadomość od Dezego.
- Wy baczcie , muszę już lecieć do szkoły. - powiedziała chłodnym tonem.
- Teraz ? -
- Tak. Rodzice kolegi zgodzili się mnie podwieźć , bpoo wy nie macie czasu. -
Zanim zdazyli jakkolwiek zareagować ubrała buty , założyła kurtkę i czapkę i wyszła z domu , mniej lub bardziej celowo trzaskając za sobą drzwiami.
Pod jej domem stał już samochód, a z tylnego siedzenia Dezy zaczął jej machać. Uśmiechnęła się do siebie i rzucając krótkie ''dzień dobry" usiadła koło Czułka.
- Jak tam noga? - Spytał chłopak, którego nie mogła sobie przypomnieć imienia.
- Już lepiej, dzięki.
- Możesz chodzić? - Zapytała troskliwie mama chłopaka.
- Bardziej nazwałabym to kuśtykaniem, ale tak. - Uśmiechnęła się.
- Co za ludzie, żeby zrobić takie coś. - Kontynuowała. - Ponoć to jakiś zamaskowany chłopak w czarnym ubraniu.
- Tak. - Mruknęła. Jednak nie mówiły o tym samym chłopaku.
Dalsza podróż minęła w raczej pogodnej i niezbyt sensownej rozmowie. Wysiedli i w trójkę ruszyli do szkoły.
- Czym zaczynamy ? - zapytał Dezy.
- Historię odwołano , bo gościu miał jakieś jazdy w domu i poprosił o dzień wolnego , więc chyba zrobią nam jakieś zastępstwo... -
- Yes ! - uśmiechnęli się jednocześnie Dezy i Oliwia.
- Wolę mieć z każdym nauczycielem byle nie z nim. - Mruknęła. - Chyba nie ma drugiego tak nieznośnego nauczyciela.
- Czekaj, jakie jazdy? U niego w domu? Byłem pewny, że tam wszystko chodzi jak w zegareczku. - Spytał zaciekawiony Czułek.
- Wiem chyba tyle co wy, to znaczy był jakiś pożar i chyba ma żonę w śpiączce czy coś takiego. Były wybuchy, dzikie eksplozje, masakra jednym słowem. - Dezy spojrzał porozumiewawczo na Oliwię.
- Dobra, chodźcie już na lekcje. - Pogoniła ich.
Przed klasą czekała cała grupa uczniów. Nawet po dzwonku nie przestawali rozmawiać. nie pojawił się też żaden nauczyciel.
- Heloł ! A co jest , lekcje odwołali ? - kolejny kolega Dezego pojawił się obok nich.
- Chyba tak. Przynajmniej pierwszą. -
Uśmiechnęli się.
- Hista , tak ? U tego gościa pożar był , no nie ? -
- Masz spóźniony zapłon. - kumpel uderzył dłonią o czoło.
- He , pożar i zapłon , łapię. - roześmiał się blondyn , a Oliwia i Dezy dołączyli do fejspalmującego.
Usiedli pod ścianą i dalej kontynuowali rozmowę. - Tooo... Co teraz robimy? - Zapytała znudzona.
- Może poopowiadam kawały? - Zaofiarował się blondyn.
- Nie! - Krzyknęli przerażeni.
- Dlaczego?
- Stary, jeszcze się pytasz? Twoje żarty są gorsze niż tego gościa z familiady. - Mruknął kolega Czułka. Blondyn posmutniał.
- Jest aż tak źle? - Wszyscy przytaknęli. - Wiecie, że niedługo bal przebierańców? - Pokręcili głowami. - Za kilka dni, wiecie kogo bierzecie? - Dopiero się dowiedziałem, że jest jakiś bal, więc jak myślisz? - Powiedział Dezy z uśmiechem.
- Znając ciebie i twoje mroczne klimaty będziesz Batmanem. - mruknął ciemnowłosy chłopak , siadający obok nich. Trzeci z grupy kolegów czułka
- Heeeloooł ! - uśmiechnął się Mattie.
- Ty masz już strój. –
- Będzie r