Niezwykły Świat


#1 27-06-15 16:50:18

 Willczyca68

Czarnoksiężnik z Krainy Koszmaru

Punktów :   

Wilczek&Bratnia Dusza :33

1. Zaczyna się po Ff z Łuczniczką ( http://wilczyca68s.tumblr.com/post/9767 … sterczulek )

BD :
Kiedy się ocknął mundurowi juz do niego podbiegali, jednak nie mógł uciec ani nic zrobić - jego ciało było sparaliżowane. Ruszał tylko bezwladnie głową oceniając w jakiej sytuacji się znajduje. Wreszcie dotarło do niego w jak bardzo złej sytuacji się znajduje. Słyszał już ich kroki, byli straszliwie blisko. W tej właśnie chwili zauważył że może się ruszać ale mundurowi byli zbyt blisko żeby uciec. Złapali go brutalnie za ręce i przycisneli gdy zaczął stawiać opór. -Myślałeś że ujdzie ci to na sucho, gagadku? - Zapytał sarkastycznie jeden z nich - Naprawdę jesteś taki głupi i myślałeś że policja nie zareaguje? - Dodał drugi. Dezy zamarł przez chwilę. Szukał odpowiedzi jak może odpowiedziec policjantom że jest ninjiom który chciał tylko komuś pomóc, to brzmi co najmniej

Wilczek :
Policjanci pociągnęli go za sobą zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć. Westchnął i dał się prowadzić. Już za późno żeby się uciec , za późno żeby się tlumaczyć. Trzeba tylko rozegrać to w ten sposób , żeby go nie rozpoznali i nie zawiadomili rodziców. Wsadzają go do samochodu i po chwili jazdy trafia do komisariatu na areszt. Siada za burkiem , policjant przestawia lampkę w idealny sposób , żeby go razić. Na szczęście nie zdjęli mu jeszcze maski , przeszukali tylko w poszukiwaniu broni i skonfiskowali shurikeny. Przeglądnęli telefon. Czułek kątem oka zobaczył , ze wszystkie numery są usunięte. Nie zadzwonią do rodziców , całe szczęście... Tylko czemu zniknęły ? Może przez impuls elektryczny ... - Słuchasz mnie ? - policjant uderza ręką w stół i wyrywa go z rozmyślań....

BD :
-Yyy... Oczywiście - mruknął Czulek. -Podaj numer do rodziców! - Wrzasnal policjant. -Po co informować rodziców i ich niepokoić? - starał się brzmieć spokojnie, ale w głębi czuł się jak niewinne, bezbronne dziecko. Co pomyśli Florian gdy się o tym dowie? Jak zareaguje? Czy zostanę zamknięty s więzieniu?. Takie myśli krążyły mu w głowie. -Czy to co przed chwilą powiedziałeś to miał być żart? - Zapytał mundurowy, który zaczynał już tracić cierpliwość. -Nie powiem panu - rzekł stanowczo Dezy. -Nie chcesz gadać? W takim razie zrobimy to w inny sposób - powiedział, po czym zaczął się śmiać tak specyficznie, że Czulka przeszedł dreszcz...

Wilczek :
-Bądź twardy Czułek , nie mają prawa ci nic zrobić ... Nie mają prawa... - pomyślał , przygryzając wargę.
Policjant wstał i zaczął chodzić o pokoju. Dezy wodził za nim skupionym spojrzeniem , starając się wyłapać coś , co da mu przewagę.
Mężczyzna naprzeciw niego był średniego wzrostu , z ciemnym wąsem i dłuższymi czarnymi włosami pod czapką policjanta. Miał zmęczone i zdesperowane spojrzenie , Czułek domyślał się , że ma problemy w pracy. Pewnie to jego ostatnia szansa , dlatego tak bardzo chce , żeby wszystko poszło dobrze. Dlatego może przesadzić.
- Słuchaj , możemy to zrobić w miły lub niemiły sposób. - oparł się rękami na stole , jego twarz weszła w zasięg światła lampy. - Ty dasz mi numer do rodziców , odbiorą cie i zapomnimy o całej sprawie. -
- A druga opcja ? - czułka zaskoczyło , że jego głos jest opanowany i spokojny , chociaż w środku cały drżał.
- A druga opcja ...

BD:
Jest taka że zmuszę cie do gadania. - Odparł z szyderczym uśmiechem na ustach, który nieco przysłaniał wąs.
-Jesteście policjantami, nie możecie mi nic zrobić. - jego głos zabrzmiał pewniej niż się tego spodziewał, mimo że wiedzał że nic mu nie zrobią czuł się przerażony.
-Na twoim miejscu nie był bym taki pewien... - Odparł . - Jestem ponad prawem, więc na twoim miejscu zaczął bym współpracować zanim zrobi się nie przyjemnie.
W tej chwili wziął palke policyjną i wymierzył w twarz Czulka bolesny cios. Nie mógł się obronić bo związali mu ręce. Był zdziwiony i przerażony jednocześnie takim obrotem sytuacji.
-To co, dogadamy się?!? - Wrzasnal.
Czulek po mimo tego nie chciał niepokoić rodziców. Mama miała problemy z sercem i łatwo ją zdenerwować, a ojciec wpadł by w szał.
-Co robić? - Pomyślał. - Mam coraz mniej czasu, co mam zrobić?!?



Wilczek:
Przez moment był sparaliżowany , nie rozumiejąc co właśnie się wydarzyło. Potem podjął decyzję. - No to bawimy się po twojemu... - pomyślał i zmarszczył brwi. Lata oglądania filmów akcji i ninja skillsy wreszcie na coś się przydały. Wykorzystując całą siłę jaką miał rozerwał więzy , łapiąc w locie pałkę policyjną (jak to źle brzmi ;-; XD) , bo jej właściciel uznal , że czas na odpowiedź minął. Czułek w sekundzie wykorzystał zaskoczenie policjanta , pociągnął go za koszulę do przodu , przez stół , jedną ręką wyrywając pałkę , drugą ogłuszając przeciwnika. Rozejrzał się nerwowo na lustro weneckie przed nim , gdzie teroetycznie powinien siedzieć inny policjant i nadzorować przesłuchanie. Praktycznie to Polska i nikt o to nie dba. Jednak zostały mu trzy minuty zanim leniwy stróż zerknie na ekrany monitoringu i zobaczy znokautowanego policjanta , trzy minuty na ucieczkę. Z pałką w ręce i planem w głowie Czułek ruszył do drzwi

BD:
Czulek najpierw starał się zlokalizować drzwi przez które mógłby uciec. Bezszelestnie przemnknal się do wyjścia, kiedy niespodziewanie dostał sms od nadawcy "nie uciekniesz, musisz ponieść karę za swoje czyny". Ostatnią rzeczą jaka spodziewał się w tym momencie był sms od nadawcy. Po szybkim odczytaniu go otworzył drzwi i już miał przedostać się do wyjścia głównego, kiedy poczuł silne uderzenie w głowę. Był to kolejny policjant któremu ciastko spadło na sterowniki i przypadkowo spojrzał na ekran więc wiedział jak reagować.
-Potrzebne wsparcie, szybko! - Krzyknął do krotkofalowki.
Dezy odzyskujac zmysły próbował wstać, niestety z mizernym skutkiem, gdyż kręciło mu się w głowie. Oberwal dość mocno...
Policjant już się zamachnal do kolejnego ciosu jednak czulek był szybszy i powalił przeciwnika pałką policyjną (to brzmi bardzo źle ale nie wiem jak to inaczej nazwać xD). Dezy wstał i chwiejnym krokiem podążał ku drzwiom. Niestety tam czekało wsparcie. Byli to dobrze zbudowani silni mężczyźni przy których nawet ninja skillsy stawały się niczym.
-Jeśli nie stanie się cud, to jestem trupem - pomyślał...

Wilczek:
Nagle coś huknęło , szklane drzwi i okna rozpadły się. Czułek zasłonił twarz ręką , odłamki w niektórych miejscach podarły ubrania. - Pośpiesz się ! - wnętrze pomieszczenia wypełnił szarobiały dym , pochłaniając światło. Tylko w drzwiach , oświetlana od tyłu uliczną latarnią stała jakaś postać. Czułek na oślep rzucił się w jej kierunku , modląc się , żeby nie był to policjant. Miał rację. Ib bliżej był tym więcej szeczegółów wyłapywał. Jednym z nich był długi łuk w ręce postaci.

BD:
- Nie, przecież to byłoby głupie, to nie może być ona... - pomyślał czułek.
Tak, to była ta sama dziewczyna, którą puścił z całym dobytkiem z jubilera. Ta, przez którą miał teraz tyle problemów.
- Co TY tu robisz? - zapytał nie ukrywając zdziwienia.
- Mogłabym o to samo zapytać ciebie, ale nie ma teraz czasu, policjanci tu zaraz będą - powiedziała. - Pogawędzimy sobie później.
Ruchem ręki oznajmiła mu gdzie ma się schować. A ona jakby wyparowała w jednej chwili. Był to ciemny wąski zaułek, którzy mniej spostrzegawczy na pewno by przeoczyli. Miał nadzieję że tak będzie też z policjantami. Ale wtedy zdarzyło się coś czego nie mógł przewidzieć. Coś z tyłu zatkało mu usta ręką, a drugą pochwyciło jego dłonie i zaciągnęło w dalszą część zaułka.

Wilczek:
- Mandzio , puść go ! - błysnęło światło latarki. Mężczyzna niechętnie wstał i odszedł kawałek dalej , patrząc spode łba na Czułka , który w sekundzie wstał. - Kto to ? - zapytał Mandzio. - I czemu go tu przytargałaś ? - Dezy zauważył , że chłopak ma na głowię maskę krowy (pa-troll XD) , dodatkowo jest dobrze zbudowany .. Pewnie jest typem wojownika-obrońcy , ciekawe co go łączy z Łuczniczką. - Byłam mu winna przysługę. - powiedziała dziewczyna , rzuciła Czułkowi drugą latarkę. - Jak się nazywasz ? - - Czułek. - jego głos był podejrzliwy i chłodny. Nie miał bladego pojęcia gdzie jest ani jakie korzyści będzie mieć z tego Łuczniczka , ale był pewnien , że nie pomogła mu ze względu na 'przysługę'




BD:
- Jeśli mógłbym wiedzieć to, gdzie właściwie idziemy? - popatrzył na nietypową dwójkę pytającym wzrokiem.
- Dowiesz się w swoim czasie. - Odparł chłopak.
W jego głosie było coś tajemniczego, coś co przyprawiało Dezego o dreszcze.
- Jak już musisz wiedzieć to idziemy na spotkanie z ... -
- Z kim? -
-... Szefem.
Czułek zaczynał rozumieć coraz mniej, nie wiedział zupełnie o co chodzi. Nie miał zaufania do nich, a tym bardziej do "człowieka-krowy", przez którego ma o parę siniaków więcej. Mimo tego chciał sprawiać wrażenie ślepo podążającego za wszystkimi półgłówka, którym łatwo można manipulować. Chciał żeby wiedzieli o nim jak najmniej.
- Tia... A kim jest ten wasz "szef"? -
- Nie powinno cię to interesować! - krzyknęła. Czułek poczuł się zmieszany. "To musi być na pewno jakaś ważna osoba, może jakiś więżnień?" - pomyślał.
- Ruszcie tyłki zanim policja się zorientuje że "ON" im uciekł - wskazała ręką na Dezego.

Wilczek:
- Zaraz , wyciagnęłaś tego chłopaczka z paki ?! - Mandzio spojrzał na nią , jakby była szalona. - Odbiło ci ?! Mieliśmy działać w ukryciu , a nie ... ! - Łuczniczka zignorowała to co powiedział , złapała go za rękę i pociągnęła do przodu , w kolejne wąskie przejście , w które człowiek-krowa ledwie się zmieścił. Czułek ruszył za nimi , bo ucieczka i tak nie mialaby sensu. Już lepiej trzymać z Luczniczką , która zupełnie nie przypomina tej spod jubilera , ale wydaje się trzymać jego stronę , niż iść prosto w lapy policji , która jest w stanie go zabić o głupi numer do rodziców albo wsadzić do paki , bo myślą , że to on jest złodziejem. Zaczynał się też zastanawiać , czy Szef nie ma czasem związku z Nadawcą ...

BD:
- A gdzie ten wasz "szef" jest? - powiedział Czułek starając się dowiedzieć czegokolwiek. - I dlaczego do niego idziemy? -
-Zadajesz stanowczo za dużo pytań chłoptasiu. - Burknął poirytowany obecnością ninji człowiek-krowa. Byłby gotowy mu nawet przyłożyć gdyby nie obecność Łuczniczki.
- Kto pyta nie błądzi. - odparł Czułek.
- Już mówiłam, dowiesz się w swoim czasie. - Jesteśmy już niedaleko.
Kiedy wyszli z ciemnych, wąskich uliczek, Dezy spostrzegł coś na kształt starej opuszczonej fabryki. Nie lubił takich miejsc.
- To tutaj?
- Tak, to tutaj. - odrzekła Łuczniczka.

Wilczek:
Mandzio popchnął duże , metalowe drzwi , które otworzyły się ze skrzypieniem. Łuczniczka weszła przodem , Czułek chciał wślizgnąć się za nią , ale człowiek-krowa , odepchnął go do tyłu , prawie przewracając i wepchał się pierwszy. Dezy mruknął cicho przekleństwo i wszedł za nimi.
Wnętrze było dokładnie takie , jakiego bałby się każdy , kto lubi przedawkować horrory. Olbrzymia hala , z milionem pudeł i metalowych części , beczek , nieczynne i na oko zepsute maszyny , wiszące z sufitu i metalowych belek łańcuchy z ogromnymi hakami...
Niechcący Czułek potrącił jeden z nich , który huśtając się zahaczył o kolejny , i tak dalej , przy każdym zderzeniu obydwa wydawały metaliczny dźwięk , który przez jakiegoś szaleńca mógłby być uznany za muzykę.
- Bądź cicho ! - rzuciła przez ramie Łuczniczka , a jakby w odpowiedzi na jej słowa Mandzio wszedł w pięć wiszących blisko siebie łańcuchów.
Czułek ukrył uśmiech , a dziewczyna westchnęła , posyłając swojemu koledze wściekłe spojrzenie.

BD:
- Staram się, ale to ten pseudo ninjia, którego z nami wzięłaś robi więcej hałasu! - Oburzył się Mandzio.
Czułek rozglądał się cały czas i nie rozumiał jak oni mogą iść tak spokojnie w takim miejscu. Tak, obleciał go strach i to bardziej niż kiedy indziej. Ciekawiło go jednak, kto jest ich szefem, tak bardzo że ciekawość zdominowała strach.
- Te, ninija rusz że się - powiedział półgłosem Mandzio tak żeby łuczniczka znowu nie miała do niego pretensji.
- No przecież idę, nie widzisz? - zapytał Dezy, który nie był przyjaźnie do niego nastawiony.
- No to uważaj, bo mogłoby ci się coś stać. - Mruknął Mandzio z szyderczym uśmiechem.
Czułek już wiedział Mandzio że ma niezbyt dobre zamiary co do niego. Zachował niezmierną ostrożność, po słowach krowołaka (XD) i nie spuszczał z niego wzroku. Łuczniczka była daleko przed nimi. W końcu weszła do innego pomieszczenia. Mandzio tylko czekał na taką okazję...

Wilczek:
W sekundzie mężczyzna odwrócił się , złapał Czułka za krawat i pociągnął do góry , zanim ten był w stanie cokolwiek zrobić. Przybliżył jego twarz do swojej , nie dbając o to , że mniejszy chłopak prawie nie ma jak oddychać.
- Tylko spróbuj ją tknąć , a połamie ci wszystkie kości... - wysyczał przez zaciśnięte zęby.
Czułek był zdezorientowany.
- Kogo ? Łuczniczkę ? Nic jej nie zrobiłem ! - zaprotestował cicho , na ile mógł.
- Widzę jak się na ciebie patrzy. Uważaj dzieciaku. - Mandzio rzucił go na ziemię i szybkim krokiem ruszył tam , gdzie zniknęła dziewczyna, ignorując łańcuchy , teraz już wszystkie się huśtały.
Dezy zebrał się z ziemi , próbując poskładać myśli. O co mu chodzi ?!
Nie było czasu. Pozbierał siły i wbiegł do pomieszczenia , wzrokiem szukając Łuczniczki.

BD:
Wszedł do pokoju odzyskując oddech. W tej chwili nawet nie śmiał podejść do Mandzia. Starał się zrozumieć co zrobił i czemu ale nie mógł znaleźć odpowiedzi.
- Ja jej nawet nie znam, prawie mnie udusił, co jest z nim nie tak? - myślał.
Mandzio był zakochany w Łuczniczce, niestety bez wzajemności. Był o nią wręcz chorobliwie zazdrosny. Mógłby go zabić gdyby nie to że jest potrzebny szefowi. Jednak obiektem westchnień Łuczniczki był jej szef. Mandzio o tym nie wiedział. A nawet gdyby to nie odważył by się postawić szefowi.
- Ninja, idziesz przodem -Powiedziała. - Chcę cię mieć na oku.
Dezy obejrzał się tylko na huczącą od wściekłości twarz Mandzia i posłuchał polecenia. Nie chciał podpadać także Łuczniczce.
- Za tymi drzwiami czeka na nas szef, nie rób głupstw bo Mandzio zrobi z tobą porządek. - Powiedziała.
- Z największą rozkoszą dodał pod nosem Mandzio, na tyle głośno żeby chłopak to usłyszał.
Czułek w tej sytuacji wolał być "grzeczny".
Otworzyli drzwi.
- Przynieśliście go? - spytał przerażający głos wydobywający się z głośnika pod którym Dezemu ugięły się kolana. - Jest z wami? -.
- Oczywiście Szefie! - powiedzieli chórem.
- Znakomicie! - krzyknął - Zbyt długo czekałem na tą chwilę!
- Na co? - Spytał Czułek. -
- Miałeś siedzieć cicho i nie przeszkadzać! - Burknął Mandzio przez zaciśnięte zęby.
- A teraz Łuczniczko możesz odejść - powiedział. - A ty Mandziu przynieś mi go!
- Oczywiście szefie. - powiedziała posłusznie Łuczniczka.
Dezy znowu poczuł się dziwnie bo opuszczała ich łuczniczka. Poczuł się słabo i nie czuł się bezpiecznie. Wiedział że Mandzio znów może mu coś zrobić bo nie ma tu nikogo prócz nich.
- No to zaczynamy zabawę... - Mruknął pod nosem mężczyzna z psychopatycznym (jak na krowę xD) uśmiechem.






Wilczek:
Mandzio złapał go za ramię w żelazny uścisk i pociągnął za sobą przed drewniane biurko. Cały pokój wyglądał jak gabinet dyrektora w jakiejść wybitnej uczelni , nie jak nora dla zbira. Dziwne... Szef siedział za wielkim krzesłem , odwrócony tyłem do nich. Powoli krzesło zaczęło się obracać. Najpierw czułek zauważył srebrny mikrofon , którego koniec podłączony był do głośnika obok biurka , dzięki czemu głos Szefa był dobrze słyszalny. Potem jego blond włosy , aż wreszcie twarz.

BD:
- Blow? - Czulek nie ukrywał zdziwienia. - O co tu chodzi? Do czego ja ci jestem potrzebny? - Za dużo pytań drogi przyjacielu. - Powiedział spokojnie. - Nie przypominam sobie żebyśmy byli przyjaciółmi... - Mruknął Dezy. - Odpowiadaj jak cię grzecznie pytają! - Wrzasnal Mandzo, łapiąc go za krawat i podduszajac. - Mandzo, po co ta agresja? - Wybacz, szefie. Czulek poczuł się osaczony i bezbronny, nie mógł nic zrobić bo krowolak zaraz zrobi mu krzywdę. - Czego ode mnie chcesz? - Warknal Czulek - Chce tylko jednego, zemsty na twoim bracie....

Wilczek:
- Zemsty ? Niby co mam zrobić ? - mimo beznadziejnego położenia w jakim się znalazł Czułek poczuł , że złość zaczyna przejmować władzę nad tym co robi i mówi. - Jeżeli chcesz , żebym zrobił Florkowi krzywdę , to z góry mówię ci , że nie ma na to najmniejszych szans ! - podszedł do biurka unosząc głos , ale mandzio złapał go za ramię i pociągnął do tyłu.
- Zachowuj się dzieciaku ! - krzyknął , ale Blow tylko machnął ręką.
- Nie będziesz musiał go skrzywdzić... Tylko upokorzyć. –

BD:
- W niczym ci nie pomogę, czaisz? - wrzasnął Dezy. - To jest mój brat i będę go chronił, nie obchodzi mnie co chciałeś mu zrobić, ale ja na to nie pozwolę! - - Naprawdę? Może jednak zastanowiłbyś się nad tym. - powiedział dalej spokojny i nie wzruszony Blow. - Nie mam się nad czym zastanawiać! - W takim razie Mandzio sobie z tobą "pogada".... Na osobn. - - Czekaj! Proszę, nie zostawiaj mnie z nim! - Błagał Czułek, ale Blow to zlekceważył. -- Mandzio, a co do ciebie to słyszałem że Czułek przystawia się do łuczniczki (Ari? xD) , więc zrób z nim porządek... Chyba że będzie chciał pogadać. -
- Przecież ja jej nawet nie znam! - Dezy nawet nie chciał widzieć twarzy krowy, której wyraz był pomieszaniem nienawiści i ochoty zemsty.
- Nie pamiętasz co ci mówiłem?!?! Masz się od niej odczepić, śmieciu!
I wtedy Mandzio przestał panować nad złością...

Wilczek:
Chwilę to zajęło , zanim Mandzio wyładował swoją złość. Ale Czułek wytrzymał. Ledwo żywy , ale wytrzymał. Jeżeli by się poddał , to to samo zrobiono by Florkowi , z jego winy. A na to nie może pozwolić.
Mandzio wrzucił go do małego pokoiku , który przypomnał celę i tym też miał być.
- Pomyśl trochę. - rzucił przez ramię zwykłym , wściekłym głosem wychodząc.
Czułek z trudem podniósł się z ziemi i usiadł na czymś , co miało być łóżkiem starając się powstrzymać od krzyknięcia z bólu...

BD:
-Muszę się dowiedzieć co chcą zrobić Florianowi i jakoś go ostrzec... ale jak? - Czułek starał się usiąść wygodnie, lecz było to niemożliwe przy takich warunkach. - Co mam robić? Nie mam jak uciec! - Im więcej o tym myślał tym więcej pytań się pojawiało.
Po kilku godzinach do celi podszedł Blow razem z Mandziem. Czułek był wyczerpany więc stwierdzili że będzie nim łatwo manipulować.
- Namyśliłeś się już? - spytali równo.
Dezy wahał się jeszcze co do odpowiedzi, postanowił użyć podstępu żeby się dowiedzieć co zamierzają.
-T...Tak. - powiedział ledwo słyszalnym obolałym głosem. - Co mam zrobić?....





Wilczek:
Blow przez chwilę wyglądał na zdziwonego , Mandzio na rozczarowanego. Pewnie chciał jeszcze trochę się nad nim poznęcać...
- Szczerze ci powiem , że myślałem , że będziesz silniejszy. - powiedział Blow z szyderczym uśmiechem , ale Czułek to zignorował.
- Mów co mam robić , zanim się rozmyślę.- mruknął , powodując uśmiech na twarzy Mandzia i grymas u Blowa.
- Nie dzisiaj. Odpocznij , jutro czeka cię wielki dzień. - powiedział z szyderczą troską w głosie , wychodząc z pokoju razem z krowołakiem i zostawiając Dezego sam na sam z myślami.

BD:
- Mam nadzieje że będzie to coś co będę mógł zrobić sam a nie z ich pomocą, będę mógł wtedy ostrzec Florka. Jeżeli coś mu się stanie nigdy sobie tego nie wybaczę... - Przez siniaki i brak wygód nie mógł zasnąć więc rozmyślał. Zasnął tylko na 2 godziny z wycieńczenia.
Rano Mandzio przyszedł i wrzucił mu jedzenie przez kraty.
- Udław się. - Mruknął z uśmiechem.
- Dzięki za troskę, ale nie zamierzam. - Odparł sarkastycznie.
Jak tylko Mandzio wyszedł schował jedzenie w obawie przed trucizną która mogła się w nim znajdować, nie był głodny.
Później przyszedł Blow.
- Gotowy? -
- Jak nigdy.- Odparł.
- Mandzio wszystko ci objaśni, a ja "porozmawiam" z łuczniczką (If ju noł łot I min xD)

Wilczek:
- Wolałbym , zeby ktoś inny mi to wytłumaczył. - mruknął Czułek , ale Blow to zignorował. Mandzio wrócił do celi , złapał Czułka za ramię i brutalnie pociągnął za sobą.
- Hej ! Mogę sam iść ! - jakoś udało mu się wyrwać rękę i stanął obok mierząc Mandzia wściekłym spojrzeniem. - Jeżeli mam robić to co chcecie ,to masz się ogarnąć i trakotwać mnie z szacunkiem. - powiedział.
Mandzio roześmiał się.
- Bo co mi zrobisz ? -
- Tobie ? Nic. Z Łuczniczką to zupełnie inna sprawa. - powiedział. Oczy mandzia rozszerzyły się , kiedy Czułek minął go. - W końcu widzisz jak ona na mnie patrzy ... - powiedział przesadnie słodkim głosem z szatańskim uśmiechem. Udało się , zdobył kartę , dzięki której będzie mógł manipulować mandziem. Albo zginąć w przeciągu najbliższych minut.

BD:
Niech ja cię tylko dorwę! - Krzyknął Mandzio, próbując uderzyć Czułka, ale on zdążył zrobić unik.
- Przecież jestem wam potrzebny więc można powiedzieć, że jestem "chroniony" . - Mruknął ze słodkim uśmiechem na twarzy.
- Do czasu kiedy będziesz nam potrzebny... - Burknął Mandzio.
- Będę wam potrzebny dłużej niż ci się zdaje. - Dodał. - To jaki jest ten plan?
- To teraz się skup bo nie wiem czy twój mały móżdżek zdąży to wszystko ogarnąć.
- Zdąży szybciej niż twój. - Uśmiechnął się Dezy.
- Plan jest taki:
Przywiązujemy cię do krzesła i dzwonimy do Floriana, mówiąc że jeśli nie przyjedzie to zrobimy ci krzywdę i się rozłączamy. Po takim telefonie na pewno przyjedzie. Kiedy już dotrze każemy mu wejść do pokoju w którym będziemy razem z tobą trzymać ci z Blowem broń nad głową. Każemy mu podejść a resztę zobaczysz później. - Przy fragmentach o związaniu i trzymaniu broni nad głową Mandzio miał na twarzy sadystyczny uśmiech.
Cały plan Czułka poszedł na marne, nie ma możliwości żeby w jakikolwiek sposób ostrzec Florka.
- I ty naprawdę myślisz że się na to zgodzę? - Zaśmiał się Dezy.
- Już się zgodziłeś... - Powiedział uśmiechając się.
Nagle ktoś podszedł od tyłu (domyślam się jak to źle brzmi ;-;) do Czułka i zarzucił mu na głowę worek. Nie wiedział co się dzieje. Nie miał jak się bronić. Słyszał tylko głosy i próbował zdjąć z głowy worek ale, na marne bo złapali i związali mu ręce.
- Mandzio, kopnij go bo się rzuca - zawołał prawdopodobnie głos Blowa, po czym Dezy skulił się z bólu.
- Wy dwoje, zanieście go do sali, a jakby się jeszcze próbował uwolnić to Mandzio wie co robić. -
Czułkowi oddychało się coraz ciężej i coraz mniej powietrza było w worku.
- Błagam zdejmijcie mi to z głowy. - Dało się słyszeć stłumiony dźwięk, ale żadne z nich nic sobie z tego nie zrobiło...

Wilczek:
-Mam déjà vu... - mruknął jeszcze , zanim brak tlenu pozbawił go świadomości. Obudził się już przywiązany do krzesła , z łuczniczką stojącą obok i przyglądającą mu się z słabym uśmiechem. - Co ? - zapytał. Próbował się rozejrzeć , ale nie był w stanie ruszyć szyją. Dziewczyna podeszła do niego powoli , pochyliła się i odezwała cichym szeptem. - Denerwuję mandzia. - skinieniem głowy wskazała na krowołaka , siedzącego po drugiej stronie pokoju , obok szefa , rozmawiającego z nim cichym głosem. Co jakiś czas zerkał w ich kierunku , Czułek widział wściekłość w jego oczach na widok Łuczniczki tak blisko jego osoby. Nie mógł się powstrzymać , uśmiechnął się wyzywająco do krowołaka. - To nie przeszkadzam. - mruknął w odpowiedzi do dziewczyny.

BD:
Ruszał tylko oczami żeby zobaczyć co się dzieje, zerkając czasami na Mandzia, który coraz bardziej stawał się czerwony. Niewiedzieć czemu bawiło go to.
- Gdybym miał moc czytania w myślach Florka (Pa-troll xD). - Gdybał. - Usłyszałbym o czym gadają.
Wtem mężczyżni skończyli gadaći oboje podeszli do Łuczniczki i Dezego.
- Dawaj telefon! - Wrzasnął Blow.
- Powiedz, jak przywiązany do krzesła mam ci dać telefon? - Powiedział sarkastycznie.
- Radzę ci nie denerwować szefa. - Parsknął krowołak.
- Wyjaśnij mi czemu? - Odparł Dezy.
Mandzio podszedł do niego i złapał go za gardło przysuwając krzesło do ściany, tak mocno że chłopak nie mógł złapać powietrza.
- Bo to od niego zależy w jakim stanie wyjdzie twój brat, o ile wyjdzie... -
Mężczyzna póścił go, a on starał się złapać powietrze. Gdyby to trwało trochę dłużej udusiłby go.
Blow ruchem ręki przywołał do ciebie łuczniczkę, wychodząc i mówiąc jej co będzie musiała zrobić. Mandzio zaczął przeszukiwać Czułka...

Wilczek:
- Mrr ... - mruknął Dezy , gdy Mandzio sprawdzał kieszenie w jego bludzie.
- Zamknij się ! - wrzasnął krowołak. Łuczniczka się odwróciła.
- Ej , mandzio , rumienisz się ! - zaśmiała się , nawet na twarzy Blowa pojawił się uśmiech.
- Nie prawda ! - Mandzio dałby wszystko , żeby w tym momencie zapaść się pod ziemię , podczas , gdy Blow i Łuczniczka kontynuowali rozmowę , od czasu do czasu komentując to co dzieje się z Mandziem i Czułkiem.
- Myślisz , że mamy jakiś shiname ? - powiedział Czułek , starając się mówić zupełnie poważnym tonem - Bo wiesz ... ty i ja ... Razem ... - Łuczniczka roześmiała się , Mandzio zrobił cały czerwony , ale coś powstrzymywało go od uderzenia.
- Nic nie ma. - powiedział głosem pełnym nienawiści i wyszedł z pokoju , zostawiając Czułka i resztę sam na sam.

BD:
- Blow ty też chcesz sprawdzić czy mojego telefonu na pewno tam nie ma? - Mruknął Czułek. Z twarzy Blowa zniknął uśmiech, a łuczniczka powstrzymywała się od ataku śmiechu. - Wydaje ci się że kim ty jesteś żeby tak do mnie mówić?!? –
- No jak to kim Bloweczku... - Powiedział słodkim głosem. - Nie chciałabym przerywać tak pięknej rozmowy, ale chyba Mandzio ma numer Skkf'a - Mówiła dławiąc się śmiechu. Dezy po mimo tak beznadziejnego położenia mimowolnie też się uśmiechał. - Idź po Mandzia, a jeżeli nie ma numeru to pójdźcie po niego osobiście. A Ja muszę sobie pogadać z tym półgłówkiem i omówić jak bardzo będzie cierpieć jego brat za takie odzywki. - Spojrzał na Czułka, który szybko przestał się uśmiechać. –
Wilczek:
Łuczniczka wyszła , Blowek podszedł do krzesła. - Jeszcze jeden głupi żart o mnie i twój brat odbierze twoje resztki. - powiedział niskim głosem. Czułek delikatnie się uśmiechnął. - Lepiej wyślij pocztą , będzie niespodzianka. - Sekundę potem oberwał z liścia. Bolało , ale mniej niż ciosy mandzia. - Ogarnij się. Jesteś w beznadziejnym położeniu i jeszcze ze mnie żartujesz ? Myślałem , że jesteś mądrzejszy. - - Nie mam nic do stracenia. - - Oprócz Floriana. - - Oprócz Floriana... - Czułek zgodził się kiwnięciem głowy. - Ale gdyby nie to , to już by mnie tu nie było. - Blow nie miał nic do dopowiedzenia. Do środka weszła Łuczniczka z telefonem , za nią Mandzio. - Mamy. Ja dzwonię ty mówisz ? - spojrzała na szefa.

BD:
- Tak będzie najlepiej, a gdzie jest Mandzio? - Zapytał.
- Boi się do niego podejść. - Wskazała na Dezego i zaczęła się śmiać.
- Cisza! - Wrzasnął Blow. - Przyprowadź mi tego tchórza, będzie mi potrzebny... - Spojrzał na chłopaka.
-Tak jest. - Powiedziała Łuczniczka, która była w dość dobrym humorze.
Czułek próbował rozwiązać liny albo je czymś przeciąć, ale na marne. Mundurowy zabrał mu wszystkie ostre przedmioty, a w tym shurikeny. Wiercił się tylko próbując jak najdłużej przeciągać dzwonienie do Skkf'a. Niestety Blow chciał jak najszybciej oznajmić Florianowi przykrą wiadomość i nie zwracał na niego uwagi.
- Czekaj, co ty robisz? - Zapytał chłopak, gdy zobaczył że Blow idzie z czymś na kształt taśmy klejącej. -
- To tak pewności że nie zepsujesz mi planu i nic głupiego nie powiesz. - Uśmiechnął się ironicznie zaklejając Czułkowi usta i uniemożliwienie mu powiedzenia czegokolwiek. Słyszalny był tylko jakiś bełkot (Co z tego że Czułek ma maskę? xD)
Blow już wybrał numer i dzwoni odpowiednio oddalając się od Dezego...
- Halo? - Powiedział Skkf...

Wilczek:
- Czeeeść Florian - powiedział Blow , przeciągając głos.
- Kto dzwoni ? –
- Nie poznajesz mnie ? - głos wydał się teraz smutny , chociaż z twarzy blondyna nie znikał uśmiech.
- Emmm... Nie ? Powinienem ? –
- Tak. - Blow spoważniał , jego głos zrobił się twardy i nieprzyjemny. - Słuchaj uważnie , bo więcej nie powtórzę. Mam Czułka. –
- Zaraz , co ? Czekaj ... Nie łapię. - skkf był zdezorientowany.
- Magazyn za miastem , przyjdź sam. Masz czas do jutra albo z twojego brata zostanie jedzenie dla psów. I nawet nie myśl o dzwonieniu na policję. –
- Czekaj ... ! - krzyknął Florian , ale Blow się rozłączył.


BD:
Blow zaśmiał się. Brzmiał jak psychopata. Dezy odczytał z jego twarzy że Florian martwi się o niego. Ale w tym momencie to chłopak bardziej się martwił co zrobią Skkf'owi kiedy po niego przyjedzie. - I co by tu teraz z tobą zrobić? - Zapytał z majestatycznym uśmiechem. - Wydaje mi się że jesteś zbyt mało poobijany, a wiesz kto by chciał ci zrobić ogromną krzywdę? - Czułek kiwnął głową. Wiedział że chodzi o Mandzia. Nagle przybiegła do nich Łuczniczka razem z Mandziem. - Szefie, on już tu jest! - Krzyknęli niemal równocześnie. Dezy zrobił się blady. - O, wyśmienicie - Mruknął Blow. - To ja z Łuczniczką pójdziemy się nim zająć, a ty go popilnuj. - Odparł wskazując na Czułka. - Możesz się z nim jeszcze trochę pobawić jeśli chcesz, żeby było widać że Florian nie przyszedł tu na marne... –

Wilczek:
- Gadał z nimi. Chyba. Esgarot i CTSG są przy wejściu w ramach wsparcia. Więc my się zmywamy , w przypadku problemów oni mu pomog....- Pathmage nie skończył zdania , kiedy z głębi magazynu dało się słyszeć krzyk Florka.
- Zawracamy ! - Czułek odwrócił się , ale blondyn złapał go za ramię. - Oszalałeś ?! Trzeba mu pomóc ! –
- Poradzą sobie ! Florka nie tkną , czyta w myślach , przewidzi ich ruchy ! I ma świecące cudeńko ze sobą.-
- i pana żywe zwłoki... - mruknął Czułek , ale posłusznie ruszył za Pathmage'm

BD:
- Dadzą sobie radę, prawda? - Czulek chciał się upewnić ale nie dostał odpowiedzi takiej jakiej oczekiwał. - Mam taką nadzi... - Kolejny przerażający krzyk Floriana sparaliżował mózg Dezego. - Path, musimy mu pomoc. - Już ci mówiłem dadzą sobie radę. - Powiedział chociaż sam zaczynał wątpić w swoje słowa. - Aaaggghhh... - Słychać było kolejny przeraźliwiy jęk. Nie było wątpliwości że to był krzyk Floriana. - Błagam cię, Path

Wilczek:
- Dobra ! - wyszli z szybu na coś w rodzaju rusztowania otaczającego cały budynek. - lecimy ! - Ruszyli szybkim biegiem starając się omijać najbardziej uszkodzone części konstrukcji i dostać się nad główne wejście najszybciej jak się da. W pewnym momencie coś pod Pathmage'm skrzypnęło i chłopak spadł w dół , w ostatniej chwili łapiąc się jednego z prętów. Nie krzyknął. Dezy pochylił się i złapał go za przedramię , z całych sił starając się wciągnąć go na górę.

BD:
- Dawaj Dezy. - Powiedział jakby sam do siebie. Kiedy już udało się wciągnąć Pathmaga, wspólnymi siłami próbowali wejść na samą górę budynku skąd wydobywały się przerażające dźwięki, chcieli poczekać i posłuchać tego co dałoby im przewagę. Usłyszeli tylko stlumiona rozmowę. - Widzisz, mówiłem ci że go nie ma, Mandzio zrobił z nim porządek. - Zasmial się na tyle głośno że oboje go usłyszeli. - Klamiesz! Nie wierzę ci, rozumiesz? Pokonał by was jednym palcem! - Wrzeszczal przez łzy Florian. - Więc w jaki sposób wytłumaczysz jego brak?. - Zapytał dumny z siebie Blow. Skkf zamilknal. Można było usłyszeć że łka. - Co my teraz zrobimy?

Wilczek:
Mózg Czułka na chwilę się zaciął. Potem nagle Dezy wpadł na pomysł. - Po pierwsze napisz do Florka , że wszytko ze mną okey , ale niech nadal udaje. Po drugie , masz jakąś broń ? - Pathmage lekko się uśmiechnął. - Wiedziałem , że coś wymyślisz. Nie mam broni , ale ... - rozejrzał się. Obok nich leżało pełno różnych części. Podał czułkowi półtorametrową metalową rurkę , obiecująco ciężką. - nada się ? - - Jasne ! - Dezy uśmiechnął się , Pathmage szybko napisał wiadomość. - Tylko co dalej ? Wpadamy tam zniecnacka , robimy zadyme i uciekamy zgarniając resztę ekipy najszybciej jak się da ? – zapytał

BD:
- Noo, nie mamy lepszego planu. - Powiedział Pathmage. - Sms dotarł? - Zapytał przejęty Dezy. - Tak, to co na trzy? - - Dobra. - Odparł. Raz, dwa i trzy! Wywazyli okno przez, które wlecieli. Szybko się pozbierali, a Czulek szybko skonczył z rurą na Blowa. - Jesteś zbyt miękki by zrobić mi jakąś krzywdę. - Powiedział triumfujaca Blow. - - Ja może i tak ale on z pewnością nie! - Wskazał na Pathmaga który w zaskakującym tempie pozbawił przeciwnika świadomości. - Rozwiąż Florka, a ja zobaczę czy jest bezpiecznie. –

Wilczek:
Czułek szybko się rozejrzał , znajdując nieprzytomnego CTSG i Esgarota śpiącego obok niego. Nigdzie nie było łuczniczki ani mandzia , a szczęście. Trącił ramię chłopaka z czapką , który leniwie wstał. - O , czułek ! Już po wszystkim ? - zapytał ziewając. - Mniej więcej. Bierz CTSG i idziemy. ALE NIE W TYM ZNACZENIU SŁOWA BIERZ ! - dodał , gdy chłopak sięgnął do paska u spodni. - Dobra ! - roześmiał się i złapał pół żywego za ramiona.

BD:
- To wygląda jakbyś niósł zwłoki - Powiedzal Skkf - No bo w sumie niesie. - Dodał ze śmiechem w głosie Pathmage. - Dezy! Ja przez ciebie zawału prawie dostałem! - Powiedzal do Czulka. - Tia, też cie miło widzieć bro. - Westchnął Dezy. - Nie chciałbym wam psuć tak wzruszajacej chwili ale ktoś się do nas zbliża. - Zawołał Pathmage. Tym kimś była, luczniczka z Mandziem i .... - Policja? - Wrzasnal zdezorientowany Czulek.

Wilczek:
To oni się włamali panie sierżancie. - powiedziała Łuczniczka , wskazując na Czułka i resztę chłopaków stojących obok niego. Policjant ruszył szybko w ich kierunku. - Nie dogadamy się. - powiedział cicho Czułek. Kacper zrozumiał , w sekundę otoczył ich czarny dym , najszybciej jak mogli rzucili się do tylnego wyjścia


~*~

Espeszjali for Storm zupełnie nie ruszana przeze mnie wersja, to co jest na czacie, wszystkie braki pl znaków i błędy xD Baw się dobrze xD


http://24.media.tumblr.com/0232abe377ce40acda04905969a7cf65/tumblr_mn80xeWQna1r2uvl2o2_500.gif

Offline

#2 27-06-15 21:37:09

 Willczyca68

Czarnoksiężnik z Krainy Koszmaru

Punktów :   

Re: Wilczek&Bratnia Dusza :33

Możliwe, to kopiowałam dawno temu, więc teraz nawet nie sprawdzałam... Dokopanie się do tego aktualnie jest praktycznie niemożliwe xD
~*~

- Pusc ją. - Starał się brzmieć stanowczo i najwyraźniej mu się to udało.
- Nie przejmujcie się nim, róbcie swoje. - Mówił najwyraźniej szef gangu. - To tylko jakiś mały smarkacz.
Największy mężczyzna złapał dziewczyne za nadgarstki i przyciągnął ku sobie żeby uniknąć jej ucieczki. Ona patrzyła na niego ze łzami w oczach. Widać było ze okropnie się boi. Tak samo jak on.
- Nie słyszałes co powiedzalem? - Odparł donosniejszym tonem. - Pusc ją, to może na tym nie ucierpisz -
- I co mi zrobisz? - Zaczął się śmiać. - Upadne od twojego mocnego ciosu? - Zakpil.
Pokonanie tamtych dwóch idiotów zajęło mu pół minuty. Dopiero wtedy stanął naprzeciw szefa , wciąż trzymającego dziewczynę.
- Chyba nie chcesz , żeby coś jej się stało ? - zapytał kpiącym tonem ściskając rękę mocniej , aż na jej twarzy pojawił się grymas bólu.Czułek sięgnął ręką do kieszeni , gdzie cały czas leżał shuriken. Nie zdążył go nawet wyciągnąć , kiedy coś błysnęło w świetle latarni i mężczyzna krzyknął z bólu , puszczając dziewczynę , która szybko się odsunęła. Z jego ręki wystawał lśniący kawałek metalu.
Nie było czasu , żeby zastanawiać się skąd się wziął. Czułek paroma szybkimi ciosami pozbawił szefa świadomości , nieświadomy , że czyjeś oczy śledzą każdy jego ruch.
Dopchnal go do ściany i uniósł parę centymetrów nad ziemia. Czułek poczuł że powoli traci powietrze. Jego oddech stał się teraz szybki i płytki. Próbował coś zrobić, ale ręka faceta była zbyt mocno zakleszczona. Znajdował się w małej uliczce, która nikt nie przepadal chodzić. Szanse na pomoc były więc raczej zerowe. Z chwili na chwilę robił się coraz bardziej siny, a przed oczami widział wirujace czarne plamki. Niespodziewanie, mężczyzna odsunął się i puścił chłopaka, który starał się złapać oddech. Członek gangu uciekł przerażony. Dopiero chwilę zajęło mu zauważenie że miał w ręce kawałek metalu. Znowu...
Powoli podniósł się z ziemi , wciąż odzyskują oddech. Rozejrzał się , w mroku po drugiej stronie zaułka zauważył jakiś ruch , coś szybko mignęło i chwilę potem pojawiło się na dachu , a następnie zniknęło.
- Co ... - nie dokończył pytania , w kieszeni zawibrował telefon , przypominając o zadaniu. Czułek wspiął się na dach i rozejrzał , ale niczego tu nie było. Ruszył na miejsce wypadku , próbując zrozumieć co właściwie się wydarzyło , ale bezskutecznie. Wiedział tylko , że ktoś go uratował , jego oraz tą dziewczynę. Tylko czemu ?
Kiedy już wrócił do domu, wslizgnal się szybko do swojego pokoju niezauwazony przez nikogo. Było dość późno naszykowal się do szkoły i rzucił się na łóżko prawie natychmiast zasypiajac. Rano pobudke zafundował mu budzik. Trochę się ociagal ze wszystkim, ale zdążył. Wstawał do szkoły prawie zawsze przed rodzicami. Gdy był już gotowy wyszedl i skierował się w stronę szkoły. Cały czas myślał o wczorajszej sytuacji. Był tak zamyslony, ze prawie wpadł w,słup stojący przed nim. Otrząsnął się dopiero przed szkoła. Zostawił rzeczy e szatni i szybkim krokiem znalazł się przy sali. Mam dziwne przeczucie, że to nie będzie zwykły dzień, pomyślal patrząc na sztucznie uśmiechnięte miny nauczycieli...
Gdy tylko podszedł pod klasę zadzwonił dzwonek. Rozejrzał się za swoimi kumplami , ale żadnego z nich nie było. No jasne , dzisiaj mieli mieć zawody sportowe... nie będzie ich na pierwszych trzech lekcjach , chyba , że mają zwolnienia , to dzisiaj cały dzień spędzi sam...
Pierwsza lekcja to na szczęście godzina wychowawcza. Nauczycielka to niska i wesoła blondynka , z długimi włosami związanymi w dwa kucyki. Gdyby nie zmarszczki i oficjalne ubranie pewnie wziąłby ją za uczennicę. Uczy angielskiego i niesamowicie wręcz lubi Dezego. Poniekąd z wzajemnością.
Dezy siadł w swojej ławce , przy oknie, wyciągnął jedynie piórnik i brudnopis. Podczas godziny wychowawczej nauczycielka zazwyczaj poprawia sprawdziany innych klas , a uczniowie robią co chcą , o ile są cicho. Szykuje się więc kolejna wolna lekcja...
Ale nie. Nauczycielka uśmiechnięta od ucha do ucha każe im wstać. W tym momencie drzwi do klasy otwierają się ...
- Kochani, chciałabym przedstawić naszą nową uczennice. - Mówiła z radością. - No choć skarbie, nie bój się.
Do klasy weszła dość wysoka szczupła dziewczyna z brazowymi włosami. Usmiechnela się przyjaźnie do klasy i stanęła obok nauczycielki.
- To jest Oliwia. Mam nadzieję że miło ją przywitacie w naszej szkole. - Po tym zdaniu znów się uśmiechnela, ale bardziej nieśmiało. Od razu zwróciła spojrzenia kilku chłopaków, na co dziewczyny popatrzyły na nią z lekką zazdrością, która zaraz minęła kiedy spojrzały na jej radosny uśmiech. Nauczycielka kazała jej zająć wolne miejsce. Usiadła za Dezym. Otoczona milionami spojrzeń czuła się trochę niezręcznie i zajęła się rysowaniem. Dezy spoglądał na nią kontem oka i z każdą chwilą wyłapywal coraz więcej szczegółów. Miała błękitno-szare oczy. Lekko zadarty, mały nosek i duży uśmiech pełen radości, ale i nieśmiałości. Przestał gdy zobaczył, że dziewczyna zauważyła jego spojrzenie...
- Jestem Dezy , tak jakbyś chciała wiedzieć. - uśmiechnął się. Odwróciła twarz w jego stronę , mierząc go wzrokiem. W tej chwili dałby wszystko , żeby wiedzieć co o nim myśli.
- Miło cie poznać. - uśmiechneła się jeszcze bardziej.
- Ładnie rysujesz. - powiedział , a ona dokładnie w tym samum momencie zamknęła zeszyt , na jej policzkach pojawił się rumieniec.
- Dzięki... - powiedziała nieśmiało , spuszczając wzrok z jego oczu.
- Jak się tu znalazłas? - Delikatnie odwrócił się w jej kierunku żeby moc ja lepiej widzieć.
- Tak ... Jakoś. - Wzruszyła ramionami.
- Nie na codzień widuje się w klasie nowe osoby.
- Taa, w poprzedniej szkole mialam ... Problemy. Nie przepadalam za towarzystwem. I oto jestem. - Oznajmiła.
- A co powiesz na to żebym oprowadzil cie po szkole? - Uśmiechnął się w taki sposób że na twarzy dziewczyny znów pojawił się rumieniec.
- Dzięki, miło z twojej strony. - Odwzajemnila uśmiech...
Nie mial pomyslu na dalszą rozmowę , więc otworzył swoj brudnopis i zaczął bazgrać , tym samym dając jej znak , że ona też może. Odwrócila sie twarzą do przodu i zrobiła to samo co on , trzymając okladkę zeszytu w ten sposób , że nawet gdyby chciał , to nic nie zobaczy. Zadzwonił dzwonek na przerwie. - Mamy w tej samej klasie , więc nie musisz się pakować. - powiedział Dezy. Wzięła tylko zeszyt i ołwek i wyszli na przerwie. Nie zdążyła się nawet odezwać , kiedy nagle otoczyła ją grupka innych uczniów ,ciekawych kim jest. Zaczęli zadawac pytania , mili , wesoli i usmiechnieci. Dezy tylko usmiechnal sie sam do siebie i usiadl pod scianą , z zeszytem na kolanach , kątem oka obserwując Oliwię.
Widział ze czuje się niezręcznie przy tylu osobach, ale dawała radę. Z tym samym słodkim uśmiechem odpowiadała na wszystkie pytania i wątpliwości zarażajac przy okazji pytającego. Kiedy skończyła, usiadła kawałek dalej od miejsca gdzie siedzial. Położyła zeszyt na kolanach i pracowała nad swoimi rysunkami w zeszycie. Była nimi tak pochłonięta, ze nie zauważyła wpatrujacego się w nią chłopaka. Dezy zauważył ze podszedł do niej jakiś uczeń. Zaczął z uwagą przypatrywać się rozmowie...
Niestety siedzial zbyt daleko,zeby zrozumiec slowa,ale widzial jak sie smieja , jak na jej policzkach pojawia sie rumieniec. Az cos go w sercu ukulo. Odweocil wzrok i wbil go w kartke , na ktorej powoli powstawal szkic tego , co dzialo sie ostatniej nocy. Obok beznadziejnych (jego zdaniem) szkicy powstawala notka z opisem tego, co sie dzialo. Kolkiem zakreslal to ,nad czym trzeba sie bylo zastanowic ... Chwile po napisaniu ostatniego zdania zadzwonil dzwonek , tajemniczy chlopak odszed , a oni wrocili do klasy
Dezy powoli wstał widząc nadal śmiejącą się dziewczyne. Chciał, żeby to co zobaczył nie zawracalo mu więcej głowy, ale stało się przeciwnie. Następna lekcja był angielski z tą samą nauczycielką. Wszyscy wyjęli książki i zaczęli słuchać. U chłopaka nie trwało to długo zanim odplynal pogrążony we własnych myślach. Dopiero głos nauczycielki sprowadził go na ziemię. Nauczycielka powiadomiła wszystkich, że za tydzień mogą spodziewać się testu. Większość klasy posmutniala. W tym czasie Dezy robił małe podsumowanie swojej analizy. Doszedł do wniosku, że nie wie praktycznie nic, z wyjątkiem, ze to "coś" raczej nie będzie chciało mu zaszkodzić. Zamknął zeszyt, bo poczuł na sobie czyjeś spojrzenie...
Oliwia...
- Tak ? - zapytał , odwracając się do niej. Widocznie nad czymś intensywnie myślała ... Nad czymś związanym z nim.
- Miałbyś coś przeciwko ... Pomocy mi ? - zapytała nieśmiało. - Chodzi o to , że te tematy , które obejmuje sprawdzian.. Jeszcze ich nie brałam i wątpię , żebym sama zrozumiała o co chodzi. -
- Do usług. - uśmiechnął się. - Sprawdzian jest za dwa tygodnie , więc mamy wystarczająco dużo czasu. Kiedy masz czas ? –
Zastanawiała się chwilę.
- Może w sobotę po południu? - Spytała cicho.
- Okey.
- Dzięki. - Otworzyła usta jakby chciała jeszcze coś powiedzieć, ale się powstrzymała.
Dezy cieszył się, w myślach skakał z radości. Zastanawiał się jednak co mogła chcieć powiedzieć. Rozległ się dzwonek na kolejną przerwę. Następna lekcja miała być historia, za która nie przepadł. Nie przepadal to za mało powiedziane, był tam nauczyciel, który od początku roku szczerze nie lubial Dezego. Wyszedl na przerwę i chodził po korytarzu czekając na pewne zdarzenie.
Jest!, pomyślał.
Zobaczył że do Oliwii znowu podszedł ten sam chłopak. Niezauwazony stanął ba tyle blisko żeby mógł słyszeć o czym mówią...
To co słyszał brzmiało jak ... podryw ? I to słaby. Poczuł coś na rodzaj złości , na chwilę przejmującą kontrolę nad jego zachowaniami. Podszedł do nich z sztucznym uśmiechem.
- Hej , Oliwia , masz chwilę ? -
- Jasne , co jest ? - odsunęli się kawałek od tamtego chłopaka , zaskoczonego i wpatrzonego w dziewczynę.
- Po następnej lekcji jestem zwolniony do domu , a miałem pokazać ci szkołę... Więc nie wiem , chciałabyś się teraz szybko przejść i mieć to już z głowy ? - uśmiechnął się szerzej , a ona przytaknęła. Ruszyli razem korytarzem. Oliwia odwróciła się jeszcze posyłając przepraszające spojrzenie w kierunku innego chłopaka , co czułek oczywiście zauważył , ale zignorował.
Gdy skończył ja oprowadzac, poszli pod salę.
- Ładną masz ... Macie szkołę. - Podsumowała.
- Tak i wielką w dodatku. - Uśmiechnął się. - Nie... Zaczyna się.
Zanim zdążyła zapytać do klasy wszedł nauczyciel. Był wysokim i chudym 50 latkiem. Miał chłodne i przenikliwe spojrzenie. Z wszystkich nauczycieli tylko on się nie uśmiechał. Poprawka, uśmiechał się patrząc na Dezego, który miał kłopoty z tym przedmiotem. To nie było mile spojrzenie, to było spojrzenie pełne gniewu. Dezy posmutnial, wiedzał ze za chwilę wybierze go do odpowiedzi.
- Kto nam dzisiaj odpowie? - Zapytał, jeżdżąc palcem po liście. - O, pan Skowron... Los tak chciał.
Dezy przelknal sline i chwiejnym krokiem podszedł do tablicy.
- W którym roku Bolesław Bierut objął urząd prezydenta? - Zapytał z wyższoscia.
- W... Em... 1948?
- Nie. - Powiedzal z triumfem. - Co to jest wehrmacht?
- Nie mówił nam pan o tym na poprzedniej lekcji. -
- Twoim obowiązkiem jest to umieć!
- To były siły zbrojne?
- Pytasz się mnie czy odpowiadasz?
- Odpowiadam.
- Źle, byly to NIEMIECKIE siły zbrojne, przykro mi, kolejna jedynka...
Dezy usiadł w ławce to była jego 4 z kolei jedynka reszta to 2 i jakieś wyjątkowe 3. Przez resztę lekcji odpytywal resztę uczniów, zadajac im banalne pytania. Czułek był okropnie zły. Nie wiedział że Oliwia cały czas patrzy na niego ze smutkiem w oczach, było jej go szkoda. Jej uśmiech znikł, chwilowo. A oczy wodzily za ruchami chłopaka robiącego coś w zeszycie.
- Nie lubi cie , prawda ? - zapytała cicho , korzystając z nieuwagi nauczyciela.
- Nie ma powodu , żeby mnie lubić. - lekko uśmiecha się Dezy , chociaż bez radości. - Módl się , żeby cie nie zapytał. -
- Mnie ? Jestem nowa , nie powinien. - zdziwiła się dziewczyna , on tylko wzruszył ramionami.
- Ale jest w stanie. -
Jakby w odpowiedzi na jego słowa nauczyciel przeczytał jej nazwisko. Wstała , a on zmierzył ją chłodnym spojrzeniem.
- Jesteś nowa ? -
- Tak...-
- O czym brałaś ostatnio w swojej szkole ? –
- Ostatnio... Mialam o ll wojnie światowej. - Mówiła z lekką obawą.
- No to zobaczymy co z tego zapamiętałaś... - Odpowiedział z szyderczym uśmiechem na ustach.
Odpowiedziała poprawnie na wszystkie zadane pytania. Uczniowie byli zdziwieni, a najbardziej zdziwiony był nauczyciel.
- Dobrze... - Powiedzal niezręcznie. - Piątka, siadaj.
Z lekkim uśmiechem usiadła na swoim miejscu.
- Ale... Jak?! - Zapytał zdziwiony Dezy.
- Jakoś mi się udało. - Wzruszyla ramionami, ale widząc ze nie uwierzył dodała. - Powiedzalam ze o ll wojnie, bo widziałam u niego odpowiedzi właśnie z tego, reszty możesz się domyślić.
- Wow... Sprytnie. - Przyznał.
- Wiem, ale ogólnie też z historii taka zła nie jestem. - Slodko się uśmiechnela, przynajmniej w mniemaniu Czułka.
Nastąpił kolejny dzwonek. Połowa uczniów, która nie została spytana odetchnęła z ulgą. Wyszli z sali.
- To, cześć! Krzyknęła do chłopaka.
- Jak to "cześć"?
- Przecież jesteś zwolniony. - Powiedzala zmieszana...
- Racja... Zapomniałem poprosić go o podpisanie mi zwolnienia... - mruknął Czułek , jakby sam do siebie. - Bez tego nie wypuszczą mnie ze szkoły... Jeszcze przerwę musisz się ze mną męczyć. - uśmiechnął się do niej , kiedy nagle ktoś z tyłu krzyknął jego imię. Odwrócił się , kiedy obok niego stanęła grupka chłopaków. Jego kumpli.
- Hejka Dezy , hejka dziewczyno , której nie znam. - uśmiechnął się jeden z nich , mniej więcej jego wzrostu , z ciemnymi włosami i wesołymi niebieskimi oczami.
- O , hej... –
- Kto to? - Zapytał kolejny z jasnoblond grzywka opadajaca na brązowe oczy.
- To Oliwia, jest z nami w klasie.
- Fajnie. - Powiedzieli zgodnie.
Wtedy ktoś zawołał dziewczyne. Były to dziewczyny z jej klasy. Chciały ja lepiej poznać, bo w zasadzie prawie w ogóle z nią nie rozmawiały.
- Nie będziecie źli? - Mówiła uśmiechając się przepraszająco.
- Nie, no co ty. - Uśmiechnął się do niej chłopak w ciemnych włosach.
Kiedy już odeszła zaczęli rozmawiać.
- Niezła laska, co? - Mrugnal porozumiewawczo do reszty.
- No, całkiem całkiem. - Odparł blondyn.
- A ty co sądzisz Dezy?
Chłopak milczał. Tą informacje wolał zachować dla siebie.
- No proszę cię, jest niezła.
- Stary, powiedz coś. -
- Jest... Ładna. - Odparł, niby od niechcenia.
- Tylko ładna?! Jest mega... Nawet to jest mało powiedziane, a ty mówisz "ładna". To tak jakbyś powiedzial, że krokodyle są zielone. -
- Bo są. - Zauważył Czułek. - Podałes naprawdę świetny przykład.
- Wiesz o co mi chodzi...
- Jak zawody ? - zapytał znowu , chcąc jak najszybciej zmienić temat. Jakoś rozmawianie o Oliwii za jej plecami nie wydawało mu się dobrym pomysłem. - Całkiem nieźle , mamy drugie miejsce. - - Jakbyś widział jaka była akcja pod koniec ! - blondyn podekscytowanym głosem zaczął opisywać ostatnie momenty zawodów , nie zdając sobie sprawy , że ani Dezy , ani czarnowłosy go nie słuchają.
Kiedy skończyła się ostatnia lekcja wszyscy z radością poszli, a połowa biegła po swoje rzeczy do szatni. Dezy wszedł jako jeden z ostatnich, jakoś nie spieszylo mu się do domu. Kiedy się ubrał i wyszedł ze szkoły zauważył stojąca Oliwię. - Czekasz na kogoś? - Zapytał. - W zasadzie tak. - Na kogo? - Na ciebie. - Uśmiechnela się bardziej niż zwykle. - Idziesz w tamtą stronę, prawda? - Tak. - Odpowiedzial z radością. Droga do domu minęła im na przyjemniej choć krótkiej rozmowie. - Mieszkasz tutaj? - Wskazał dom przed nimi. - Właśnie tutaj. - No to witaj sąsiadko. - Zasmial się Dezy. - Do jutra sąsiedzie. - Odparła. Kiedy tylko Czułek wszedł do domu telefon zawibrowal...
Kolejny raz , kolejny nowy numer.
"Dwie ulice od domu , potrzebne 15 zł , na teraz /Florek"
Dezy odetchnął z ulgą. Pewnie bratu padł telefon , dlatego pisze z czyjegoś. A znając Florka , to znowu kupił za dużo słodyczy i brakuje mu kasy.
Chłopak zostawił plecak na podłodze , wziął leżące na parapecie pieniądze i szybko wybiegł z domu , omal nie wpadając na...
Oliwię?
- Wybacz, nie miałem zamiaru na ciebie wpadać. - Tłumaczył zakłopotany.
- I nie wpadles, co prawda ledwo, ale nie wpadles. - Uśmiechnela się patrząc mu w oczy.
Były duże i zielono-brązowe. Stali tak chwilę wpatrujac się w siebie.
- Wiesz - Zaczęła. - Masz bardzo ładne oczy.
- Dzięki, twoje też są ładne. - Skomplementowal.
- Przepraszam, ale lecę do brata dac mu kasę, bo znowu nie starczyło mu na cuksy. Może innym razem pogadamy dłużej?
- Pewnie. W sobotę po południu będziesz mi wyjaśniał anglika. - Puściła mu oczko i odeszła.
Czułek szybkim krokiem dotarł we wskazane miejsce i lekko się zdziwił...
Florian i jego koleżanka (od której pewnie pożyczył telefon) stali otoczeni przez tłum dziewczyn , piszczących , krzyczących i uśmiechniętych , jakby zamiast niego w tym miejscu stał jakiś znany aktor. Dezy z trudem przedarł się przez tłum , stając obok brata. - Co się tutaj dzieje ? - zapytał , podając mu pieniądze. W odpowiedzi Florian pokazał mu cztery lśniące kawałki papieru. - Przez przypadek wygraliśmy bilety na dwu-tygodniową wycieczkę za granicę. –
- Poprawka, ty wygrałes. - Poklepal brata po ramieniu. - Dezy, no coś ty? Nie chcesz jechać? Przybliżył się do Floriana i szepnął mu na ucho. - Pojedź z kolezanka, należy ci się. - Pp tych słowach odsunął się od brata, uśmiechnął najszerzej jak mógł i zniknął w tłumie. Florian, nawet nie zmierzał go przekonywać, bo wiedzał ze Dezy jest uparty. Napisał tylko sms-a "Rodziców prawie w ogóle nie ma, poradzisz sobie?" na co dostał odpowiedź po kilku sekundach ""Poradzisz sobie?" chyba zapomniales z kim gadasz C: ". Kiedy wrócił do domu kolejny raz zawibrowal telefon.
- Co ten przyglup jeszcze chce. - Powiedzal o kochającym bracie, ale tym razem napisał nadawca...
"Skrzyżowanie 4 ulice na północ. Wypadek."
Dezy szybko dostał się do pokoju i wyjął z szafy czarny podkoszulek , jego ninja maskę. Zastanowił się tylko chwilę , czy to bezpiecznie wychodzić teraz , kiedy jest jeszcze w miarę jasno , ale i tak nie miał wyboru. Miał tylko nadzieję , że ludziom nie będzie się chciało patrzeć w górę oraz , że zachód słońca nadejdzie szybciej niż zwykle.
Założył to samo co w nocy i wyszedł przez otwarte okno ...
Skacząc po dachach parę razy wywalil by się. Nie dokońca miał w tym wprawe. Gdy już dotarł zauważył, ze jeden samochód zdezyl się z ciężarówka i powoli powstawał mały pożar przy aucie.
To nie wróży nic dobrego, pomyślał zeskakując z dachu. Szybko dostrzegł w aucie nieprzytomnego mężczyznę, który miał zakrwawiona twarz. Jeszcze kilka chwil i samochód cały splonie. Nie zastanawiajac się dłużej wczolgal się do auta i zaczął ratować mężczyznę. Próbował odpiac pasy, ale bezskutecznie. Szybko wyciągnął z kieszeni shuriken i przeciąl je. Zauważył ze ogień dostał się już do środka i ma mało czasu na ucieczkę z pojazdu razem z poszkodowanym. Najpierw wepchnął pasażera, a później chciał wysiąść sam. Niestety zaplatal się w pasy. Czas ns ucieczkę zmniejszał się x sekundy na sekundę. Przed oczami powoli widział płomienie. Nagle coś wyciągnęło go z samochodu. Miał chwilę żeby odetchnąć. Wtedy zauważył...
...cień kogoś , kto chwilę temu mu pomógł. Odwrócił się , ale tak samo jak ostatnio zobaczył jedynie ruch na tle ciemnego kamienia. Tym razem jednak zdecydował się interweniować.
Zostawił mężczyznę płaczącego ze szczęścia w bezpiecznej odległości od samochodu i w sekundzie dostał się na dach budynku , gdzie ostatni raz widział ruch. Paręnaście metrów dalej , na tle zachodzącego słońca stała jakaś postać. Odwróciła się na chwilę , a kiedy go zauwazyła rzuciła się biegiem przed siebie. On tuż za nią.
Był zaledwie kilkanaście metrów od tajemniczej postaci, nie widział jednak za wiele ze względu na zakładającą ciemność. Widział jedynie zarysy figury. Próbował przyspieszyć, ale postać nie dawała za wygraną i również przyspieszyła. Wtedy zaczął biec najszybciej jak tylko zdołał. W pewnej chwili gdy miał ją (postać xD) na wyciągniecie ręki. Osunął się z dachu trzymając się jedną ręką i wisząc 40 - 50 metrów nad ziemią. Poczuł ze długo nie wytrzyma. Wtedy się zatrzymała...
Szybko się cofnęła i stanęła tuż nad nim. Zanim zdążył jakkolwiek zareagować złapała go rękami za nadgarstek jednej ręki i próbowała wciągnąć , na tyle , na ile mogła. Sam szybko podparł się drugą ręką i wspólnymi siłami wyciągnęli go na dach.
Odetchnęli spokojnie , odsuwając się od krawędzi.
- Dzięki... - Czułek uniósł wzrok , przyglądając się ... jej ?
Była jego wzrostu, może trochę niższa. Miała czarne rurki, czarno-białe trampki za kostkę i ciemną bluzę. Z twarzy widział tylko duże oczy, prawdopodobnie niebieskie, w tym "świetle" trudno było ocenić kolor. Spostrzegł jeszcze ciemną grzywkę, włosy były związane w kucyka. Resztę przykrywała czarna maska. Przyglądali się sobie chwilę spod przymrużonych oczu, po czym Czułek nie wytrzymał niezręcznej ciszy.
- Tak w ogóle to... czemu mi pomagasz? - Nie odpowiedziała. Ruszyła się z miejsca, ale chłopak złapał ją za rękaw bluzy. - Odpowiedz, czemu?...
- Bo muszę. - powiedziała , jej głos był tłumiony przez maskę , a i tak brzmiał .. uroczo ?
Puścił ją zaskoczony , natychmiast to wykorzystała i uciekła. Tym razem już za nią nie biegł. Wrócił na miejsce wypadku , obserwując z dachu co się zmieniło za czas , kiedy ganiał za dziewczyną ninja. Samochód wybuchł , ale nikt nie ucierpiał. Stała karetka i policja , pytali świadków o zajście. Nic więcej do roboty.
Odwrócił się i skacząc po dachach dotarł do domu. Nikogo poza nim nie było.
Wszedł do swojego pokoju, było ciemno i pusto.
Tak jakoś dziwnie... , pomyślał. Zapalił lampkę i w ciszy zaczął odrabiać lekcje. Nie za dobrze u to szło, więc odłożył książki i zeszyty i zajął się rysowaniem. W jego myślach ciągle krążył słodki głos dziewczyny-ninja. Na rysunku pojawił się jej szkic. Wydawała mu się całkiem znajoma. Tylko skąd ją zna? Z takimi rozmyśleniami położył się na łóżku i parę chwil później zasnął...
Ciemna ciemnosc (niezle sie zaczyna xD). Nagle pojawia sie olbrzymia para oczu , slicznych i dziewczecych , z wesolymi iskierkami. Wszedzie slychac Jej glos , slodki i sliczny ...Plynnie przechodzi w krzyk , w oczach pojawia sie wscieklosc , az nagle calosc zaglusza jedna z piosenek ACDC , wyrywajac Dezego ze snu. Na oslep siega po telefon wylaczajac budzik i probujac sobie przypombiec co snilo mu sie jeszcze selunde temu. Jednak obrazy znilaja , zostaje tylko glos , gleboko w podswiadomosci powodujac dziwne uczucir , ze cokolwiel chwile temu zajmowalo kego mysli bylo przyjemnr ,chociaz Czulek nie moze tego uzasadnic. Wstaje wiec i zerka na zegarek. Ma godzine na przygotowanie sie i wyjscie do szkoly. Spokojnir sie ogarnia i ubiera w zwyczajna czarna bluze z kapturem , ciemne jeansy i jakies buty. pakuje plecak notujac w myslach , zeby odrobic zalegle zadania na przerwir , kiedy brudnopis wysuwa mu sie z reki i upada na podloge , rozplaszczajac sir. Chlopak podnosi go , w rece zostaje mu jedna kartka ... ze szkicem dziewczyny ninji z wczorajszej nocy. Naglr wszystkir wspomnirnia wracaja , razem ze snem...
Otrząsa się z myśli pojawiających się w jego głowie. O co może chodzić? Starał się o tym zapomnieć przy wykonywaniu reszty rzeczy, ale co trochę wracały. wyszedł szybkim krokiem z domu podążając ku szkole. Teraz usłyszał ten dziwny głos wyraźniej niż przedtem. Odwrócił się a kawałek za nim stała Oliwia. Ze swoim radosnym uśmiechem na twarzy krzyczała coś do chłopaka. Kiedy podeszła, a raczej podbiegła przywitała się.
- Hej. - Jej wesoły i śliczny głosik zadudnił mu w uszach.
- Siemka. - Powiedział równie entuzjastycznie.
- Wołałam cię żebyś poczekał. - Uśmiechnęła się nieśmiało.
- Na kogo?
- Na mnie.
- A wiec czekałem, a teraz chodź do szkoły na lekcje, jako nowa uczennica nie wypada ci się spóźniać.... Jeszcze. - Oboje się uśmiechnęli.
- No to chodź pobiegła przodem jakby zachęcając do biegania i jego. Lada chwila znaleźli się pod szkołą...
weszli rownoczesnir z dzwonkiem. Pierwsza lekcja byla znienawidzona historia , Dezy i Oliwia zajeli wyjatkowo wolna lawke z tylu klasy. Na szczesxie nauczyciela nie bylo i zamiast tego bylo zastepstwo z panoa z biblioteki, ktora zrobila wolna lekcjr. Cala godzine przegadali , konczac na pisaniu na kartce , bo zachowywali sie zbyt glosno i przeszkadzali pani w czytaniu jakiegos grubasnego romansidla. Wyszli na przerwe jako jedni z poerwszych.
Z sali wyszła jeszcze reszta klasy. Kiedy korytarze się zapełniły przechadzając się po szkole zauważyli dość spory tłum (brakuje mi słowa xD... taki kółkowy Emotikon pacman w sensie że w kółku stoją wszyscy xD). Zainteresowani podeszli i lekko przepychając się ujrzeli jak chłopak z 3 klasy znęca się nad .. trudno było teraz określić nad czym, bo "to" siedziało wystraszone z kolanami podsuniętymi pod samą brodę, jakby był to jedyny sposób w jaki można się bronić. Chwilę później już wyraźnie było można dostrzec twarz chłopaka, z podbitym okiem.
Starszy chłopak zaczął się śmiać. Większość próbowała zobaczyć czym jest tak rozbawiony. Wtedy złapał pobitego za rękę pociągnął do góry tak, że był kilka centymetrów nad ziemią i zsunął mu rękaw. Były widoczne ślady po cięciu. Nagle większość tłumu za wzorem dręczyciela wybuchła śmiechem. Zapewne cieszyli się, że nie są na miejscu dręczącego, a poza tym chcieli się podlizać starszemu. Z twarzy dziewczyny zniknął uśmiech, a zastąpił go wyraz pogardy, z oczu zniknęły wesołe iskierki, a zastąpiły je wyglądające jak ogień płomyki, z jej strony napłynęła fala gniewu. Wszelkie pozytywne emocje zmieniły się w negatywne. Przestała myśleć. Przepchnęł się bardziej do przodu, ale Dezy złapał ją za rękę.
- Oszalałaś? To jest postrach całej szkoły! Może ci zrobić krzywdę większą niż sobie wyobrażasz! - Powiedział, ale ta wyrwała się i w tym momencie była poza 'bezpieczną' strefą tłumu. Przerwała w momencie gdy słabszy dostał butem w twarz.
- Czego, mała?!
- Dobrze ci radzę, zostaw go!
- Przecież to mięczak, chce się zabić, tnie się... Ja mu chętnie pomogę. - Zaśmiał się.
- Może robi to bo zamieniasz jego życie w piekło? Nie pomyślałeś inteligencie? - W tłumie rozległo się buczenie, bo słowa dziewczyny sparaliżowały chłopaka.
Dezy patrzył z bliskiej odległości gotowy pomóc gdy będzie trzeba. Był przerażony, że coś może stać się dziewczynie.
- To zwykły tchórz. - Powiedział, jakby na usprawiedliwienie się. - Samobójcy to tchórze... - w tym momencie nie wytrzymała.
- Co powiedziałeś?Że niby samobójcy to tchórze?! Mają większą odwagę niż ci wszyscy ludzie razem wzięci! - Ręką wskazała tłum. -I wiesz co? Zazdroszczę im. Kiedyś też stanę się na tyle odważna. Wolę taką odwagę niż wieczne udawanie przed wszystkimi! - Już miała odchodzić kiedy zamachnął się i uderzył ją w twarz...
Cofnela sie pare krokow oszolomiona , lapiac sie za krwawiacy nos. Dezy natychmiast wyskoczylz tlumu , stajac miedzy nia a brutalem , na ktorego twarzy byl wsciekly grymas przypominajacy usmiech. - Innych sie nie bije. Zwlaszcza dziewczyn. I zwlaszcza bez powodu. - powiedzial lodowatym tonem. - Nie bedziesz mi prawil kazan mieczaku ! - Znowu sie zamachnal , Dezy schylil sie i uderzyl go w brzuch , mocno popychajac i w efekcie przewracajac. Tlum zaczal wiwatowac , ale przestal , gdy brutal zerknal na uczniow swoim morderczym spojrzeniem. Jednak zanim podniosl sie z ziemii tlum nagle zniknal , a przed nimi stanal ... Nauczyciel historii. - Oliwia ? Pan Skowron ? - jego brwii uniosly sie w zdziwieniu ,a potem w oczach blysnela furia. - Do dyrektora ! Natychmiast ! –
Nawet nie próbowali się wytłumaczyć, bo wiedzieli, ze byłoby to bezsensowne, ze spuszczonymi głowami poszli do gabinetu dyrektora. Zapukali i weszli kiedy tylko im pozwolono. Zasiedli w fotelach naszykowanych specjalnie dla nich.
- Nie spodziewałem się po was tego, a szczególnie po Pani Oliwii. - Mówił surowym, ale ciepłym tonem. - Jesteś tu nową uczennica i nie sądziłem, ze będziesz sprawiała jakiekolwiek problemy, a tu proszę! Macie coś na swoje usprawiedliwienie?
- Tak. - Mruknal. - Chodzi o to, że chłop... -
- Chodzi o to, że to wszystko i wyłącznie moja wina. Dezy nie ma z tym nic wspólnego. - Przerwała mu, a on spojrzał na nią pytajaco. - Chciał mi tylko pomóc.
- Ale... -
- Tak jak mówiłam to moja wina więc opowiem panu wszystko dyrektorze, tylko Dezy musi opuścić to pomieszczenie.
- Jeśli tak chcesz to proszę, Dezydery proszę cie o powrocenie na lekcje.
- Ale przecież... -
- Już, wyjdź.
Chłopak posłusznie wykonał polecenie, wrócił na lekcje. Po mimo tego, ze był jego ulubiony przedmiot, nie mógł się skupić. Zastanawiał się dlaczego go kryła. Myślał cały czas o tym co się przed chwilą stało. Poczuł się... Dziwnie. Zwykle jest spokojny i opanowany, ale kiedy zobaczył cios wymierzony w dziewczyne coś się w nim złamało. Stracił panowanie nad sobą. Nie myślał. Chciał tylko, żeby była bezpieczna. Kiedy tak rozmyślał w połowie lekcji weszła do sali. Usiadła w najodleglejszym miejscu od wszystkich i spuściła głowę. Czułek zauważył, ze znowu coś rysuje. Spojrzał jeszcze na jej twarz. Była inna. Smutna, bezsilna, wystraszona. Zauważył jeszcze, ze z nosa jeszcze sączyla się krew, która zaraz wygrała o rękaw...
Lekcja ciągnęła się niemiłosiernie długo. Oliwia zauważyła , że Dezy cały czas na nią patrzy , na ułamek sekundy odwróciła się ze słabym uśmiechem , bardziej żeby go uspokoić. W pewnym momencie nauczycielka wyrwała go do odpowiedzi. Kolejne parę minut spędził na próbie przypomnienia sobie czegokolwiek z ostatniej lekcji , co pod koniec skończyło się czwórką z minusem. Zadowolony usiadł , patrząc jeszcze na Oliwię , ale ta nie zwracała już na niego uwagi. Sekundę później zadzwonił dzwonek.
Na szczęście była to już ostatnia lekcja. Wszyscy uczniowie wybiegli z radością z klasy pchając się do szatni. Wszyscy, oprócz Oliwii i przy okazji Dezego. Chciał podejść, porozmawiać, ale bal się pogorszyć jej nastroju. Szedł tylko cicho kawałek za nią i przyglądał się jej. Kiedy już zamierzała wejść do szatni, jakiś chłopak podał jej rzeczy.
- Proszę, to chyba twoje? - Uśmiechnął się czarująco.
- Tak, dzięki. - Odwzajemnila uśmiech i sięgnęła po ubrania.
- Potrzymam ci. - Zaoferował się szybko Dezy. -
- Poradzę sobie. - Zapewniła go.
- Tak w razie czego. - Uśmiechnal się. - Dzięki, możesz już iść. - Mówił w stronę chłopaka.
- Czemu mam stąd iść? Widzę, że ta piękna pani ma jakiś problem, więc chciałem pomóc. - Zarumienila się.
Czułek zrobił się czerwony...
Ale odpuścił. Uśmiechnął się tylko do Oliwii , pożegnał i wyszedł ze szkoły , przyśpieszając kroku gdy tylko przeszedł przez próg szkoły. Słyszał za sobą rozmowy innych uczniów , prawie każdy komentował zajście sprzed ostatniej lekcji. Zignorował to jednak i założył słuchawki włączając pierwszą lepszą piosenkę i wkładając ręce do kieszeni. Może przez to nie usłyszał wołania...
Dziewczyny. Najwidoczniej chciała powiedzieć mu coś ważnego, ale Dezy pogrążył się w swoim świecie ignorując rzeczywistość. Chwilę później kiedy skończyła się piosenka, chciał włączyć nową.
- Uważaj! - Krzyknął damski głos.
- Co?... - Szybko odwracając się spostrzegł, jak w jego stronę biegnie ten sam 3 - cio klasista, którego powalił jakiś czas temu. Chłopak zbliżał się coraz szybciej...
- Czego chcesz ? - zły ton i wściekłe spojrzenie Dezego zatrzymało trzecioklasistę w miejscu , dwa metry od niego. Zanim starszy chłopak zdążył cokolwiek odpowiedzieć Czułek kontynuował. - Jak chcesz się mścić , to niestety muszę ci powiedzieć , że nie masz powodu. -
- Mam powód. Ty i ta twoja dziewczyna zepsuli całą zabawę i zrobiliście ze mnie pośmiewisko! - krzyknął. Wokół nich zebrała się niewielka grupa uczniów.
- Sam robisz z siebie pośmiewisko. Myślisz , że komukolwiek z tych ludzi zależy na tobie ? Że ktoś z nich cie podziwia lub chociaż lubi ? Oni się ciebie boją , stoją tu tylko dlatego , że jeżeli tego nie zrobią mogą zostać twoją kolejną ofiarą. - popatrzył po otaczających ich uczniach. - Albo czekają tylko aż spierzesz kolejnego niewinnego gościa , bo nikt nie dba o życie i zdrowie innych , chcą tylko bezsensownego rozlewu krwi. Nie jesteście lepsi od niego. - wskazał na brutala , patrzącego się na niego szeroko otwartymi oczami. - Niestety smutna wiadomość jest taka , że dzisiaj nie będzie już żadnego show. - Włączył muzykę i ruszył dalej. Tłum rozstąpił się. Nikt nie próbował go zatrzymać.
Wreszcie po krótkim czasie dotarł do domu. Wszedł do pokoju i rzucił plecak koło biurka. Był zdenerwowany. Sam do końca nie wiedział czym, całym zajściem z trzecioklasistą, pobytem u dyrektora, czy po prostu chłopakiem podlizujacym się dziewczynie. Nie wiedział jak odreagować emocje, które były już na granicy wytrzymania. Z braku lepszych pomysłów wyciągnął brudnopis i otworzył na stronie szkicu dziewczyny, która mu pomogła. Przypomniał mu się sen. Zastanawiał się chwilę i doszedł do wniosku, że osoba z jego snu trochę ją przypomina. Z rozmyślań wyrwał go cichy dźwięk przechodzącego sms-a. " 3 ulice na zachód. Pożar."
- Pożar? - Był trochę zdziwiony. Pomyślał jednak, ze to najlepszy sposób na odreagowanie emocji, a przy okazji przypatrzenie się damskiej wersji ninja jeżeli tylko nadarzy się okazja...
Sekundę potem był na dachu , a po minucie zobaczył już budynek , z którego okien wydobywał się dym. Bez namysłu skoczył z dachu , trafiając idealnie do środka , rozbijając szybę , przewrócił się (chodzi mi o ten przewrót w przód , ale zapomniałam jak to się nazywa xD) i stanął na nogach , rozglądając. Był a drugim piętrze , oprócz gęstniejącego dymu nie było tu nic. Tylko poprzewracane meble. Usłyszał krzyk , gdzieś w głębi domu. Rzucił się w tamtym kierunku w myślach ciesząc się , że ma maskę , bo dym nie utrudniał mu tak bardzo oddychania.
Był już prawie przy pokoju z którego słyszał krzyk. Przeskakując przez porozwalane meble znalazł się przy drzwiach.
- Pomocy! - Dało się słyszeć stłumiont damski głos.
- Mamusiu, kiedy ktoś nam pomoże?
- Niedługo córeczko... Nie bój się, jestem z tobą.
- Mamusiu, ciężko mi się oddycha.
- kochanie połóż się na ziemi! Tylko szybko. To powinno pomóc.
Gdy tylko to usłyszał próbował otworzyć drzwi, ale bezskutecznie.
- Jest tam ktoś?! Pomocy! - Krzyczała kobieta.
- Spokojnie, jestem tu. Drzwi nie chcą się otworzyć! - Mówił Czułek siląc się na spokój. - Zacięły się!
- Proszę spróbować je wywarzyc, błagam!!!
Słysząc to rozpedzil się kilka razy trafiając w drzwi, niestety bez powodzenia. Tylko od tego rozbolalo go ramię.
- Nie mogę, są zamknięte na klucz! Nie da się ich wywarzyc bez specjalnego sprzętu!
- Mamo, *kaszle xD* boję się.
- Skarbie, wszystko będzie dobrze. - Mówiła łamiącym głosem. - W górze drzwi jest szyba! Proszę spróbować ją rozbić.
- Jest za mała żeby mogla pani przejść!
- Wiem, przejarze tędy swoją córeczkę, uratuj ją!...
Dezy poslusznie wybil szybe , uslyszal po drugiej stronie ciezkie kroki i faktycznie kobieta podala mu coreczke przez dziure , uwazajac zeby jej nie skaleczyc o odlami szkla. Czulek oderwal kawalek materialu z marynarki i kazal przylozyc dziewczynce do twarzy , zeby dym nie pozbawil jej swiadomosci. Kobiecie polecil to samo
- Niech sie pani noe martwi , strazacy zaraz tu beda. - powiedzial pocieszajaco.
- Dobrze ... Ale teraz prosze , uciekaj , nikogo juz tu nie ma ! -
Posluchal. Dziewczynka na jego rekach zaczela plakac , nie chcac oddalac sie od mamy , ale powtarzajac , ze bedzie dobrze Czulek ja ispokoil. Nie przeszedl jednak dwoch ktokow , koedy gdzies w budynku cos eksplodowalo. Drzwi z sasiedniego pokoju wylecialy z hukiem , sila rzucila dezym o sciane ...
- Ugh... - Jeknal po czym spróbował się podnieść.
- Mama?! Tam w pokoju była mama! - Krzyczała dziewczynka.
Czułek spojrzał w tamtym kierunku, widząc tylko ulatujacy ciemno-szary dym.
- Gdzie jest mamusia?! - Nie odpowiadając na pytanie z bólem próbował jak najszybciej wydostać się z budynku. Dziecko zaczęło kaslac.
- Wytrzymaj. - Mówił trochę idąc a trochę kustykajac. Czuł, ze też ma problemy z oddychaniem.
Nagle, metr przed nimi upadła wielka płonąca belka. Odsloczyl do tyłu z przerażonym, pol-przytomnym dzieckiem. Zauważył, ze dziewczynka kaszle nie mogąc złapać powietrza. Rozejrzal się i otworzył najbliższe okno, dające chociaż odrobinę tlenu. Wtedy zobaczył ją. Wskoczyła przez okno w podobnym stylu jak on.
- Strażacy nie mogą przedostać się przez pożar na dole, a więcej jednostek dotrze tu dopiero za średnio 15 minut. - Zaczęła mówić.
- Weź ją na dół w bezpieczne miejsce zdala od ognia. - Mówił wskazując na dziecko. - Tam jest jej matka. Muszę po nią wrócić.
- Dobrze, tylko nie wiem czy uda ci się wrócić, ogień szybko się rozprzestrzenia!
- Zdążę... Muszę zdążyć! - Powiedział i ruszył do pokoju w którym doszło do eksplozji. Zniknął w płomieniach podążając w tamtym kierunku..
Ninja-dziewczyna zniknela , on wzial oddech i przeskoczyl nad planaca bleka. Marynarka zajela sie ogniem , w sekundzie sciagnal ja i rzucil na ziemie , depczac , zeby ogien zgasl. Wciaz dymoaca i teraz pozbawiana rekawow zalozyl i wbiegk do pokoju. Na podlodze lezala nieprzytomnia koboeta. Uklakl przy niej , rozgladjac sie. Zrodlo wybuchu musialo byc przy scianie , bo teraz byla w niej doac duza dziura , przez ktora do srodka wpadalo swieze powietrze. Dezy podniosl kobiete , biorac ja pod ramie i z trudem ciagnac pod dziure. Przy okaxji zauwazyl , ze z boku jej glowy i z josa saczy sie krew. Silnym kopniecirm sprawil , ze kawalek sciany na wysokosci jego nog sie rozpadl. Stal teraz jakby w przejsciu , z ogniem zblizajacym sie z kazda sekunda tuz za plecami. Zaczal krzyczec , zeby zwrocic na siebie uwage strazakow , patrolujacych inne miejsce.. Nie oamietal slow ktore wypowiedzial , oprocz ratunku bylo tez cos o matce , ogniu ... Ostatnim wspomnieniem byl skok z wylomu w scianie z eksplozja w tle i ladowanie na rozciagnietej przez steazakow plachcir z wciaz nieprzytomna kobieta przy sobie ...
Ocknął się w karetce z maską tlenową na twarzy. Rozejrzal się i chwilę przed zamknięciem karetki zauważył jak reanimuja kobietę którą, jak mu się wydawało trzymał jeszcze przed chwilą. Zauważył też, że w karetce obok niego siedziała dziewczyna-ninja.
- Już myślałam, że zasnąłes na dobre. - Powiedziała zauważając jego spojrzenie. - Nie odpowiadaj. Powinieneś tego teraz nie zdejmować.
Patrzył zdziwiony na nią cały czas. Widać było, ze też pomagała strażakom. (już wiem xD, to były "wąsy tlenowe" xD, wiesz o co chodzi, czy się zgubiłas? XD) , jej strój był postrzepiony i podarty w niektórych miejscach, przez co można było ujrzeć krwawe rany. Mimo tego patrzyła na niego z uśmiechem.
- Spisales się. - Mówiła uroczym głosem, a ten tylko wodzil wzrokiem za jej gestykulacja. - Wyskoczyles w ostatniej chwili! Masz wyczucie czasu. Byłeś nieprzytomny 15 minut. Nawdychales się tak dużo tego dymu (dwutlenku węgla? :v), ze tracili wiarę w twój powrót do świata żywych. To ja musiałam cię reanimowac, bo oni twierdzili, że to bez sensu, że i tak się nie obudzisz, a tu niespodzianka... Żyjesz. - Spojrzał na nią ostatni raz po czym nastała ciemność....
Ocknal sie ... U siebie w pokoju. Zerwal sie natychmiast , rozgldajac zaskoczony. Wciaz krecilo mu sie w glowie , omal nie upadl , podparl sie reka o biurko stojace obok i odruchowo przeczesal wlosy reka. Przeciez jechal do szpitala , razem z dziewczyna ninja ... Nie mial maski , czyli kimkolwiek ona jest juz zna jego tozsamosc ... Musiala wiec go tu zaniesc ,bo raczej nie trafil tu dzieki florkowi lub kogos z rodziny , praktycznie ich nie bylo , no i wtedy byliby u niego w pokoju.
W komoletnej ciszy uslyszal kroki na pietrze nizej , potem wlaczyla sie mirofalowka. Przebral sie z 'ciuchow do misji' na normalny troche za duzy szary opdkoszulek i krotkie spodenki do kolan i zaciekawiony szedl na dol ...
Stąpając po cichu na schodach łapał się poręczy, żeby przypadkiem nie spaść i nie narobić niepotrzebnego hałasu. Kiedy znalazł się na dole lekko wychylił głowę, aby zobaczyć kto jest w kuchni. Tak jak podejrzewał była to dziewczyna ninja. Zawracał już powoli w stronę schodów, gdy usłyszał jej głos.
- Chodź, czekałam aż się obudzisz. - Mówiła nie odwracając się i kontynuując robienie wcześniejszych czynności. - Nie bój się, nie gryzę.
Dezy posłusznie wszedł do kuchni, siadając na krześle. Wtedy dopiero się odwróciła.
- Wiesz, nie chcę być nie miła, czy coś, ale ... Nie za ciepło ci Deziu? Zima jest.
- Skąd znasz moje im... a no tak. Powiedziała ta, która lata w środku zimy, wieczorami po dachach w samej bluzie. - Komentując to uśmiechnął się do niej.
- Tylko ja jestem cała i zdrowa, a ty tak trochę mniej. - Odwzajemniła uśmiech, było to widać po jej oczach.
- Jak długo spałem?
- Jakby się jak zastanowić to dobrą godzinę, jak nie więcej. Proszę. - Mówiąc to podała mu herbatę. - Wybacz, że z mikrofalówki, ale myślałam, że wstaniesz wcześniej.
- Dzięki. _ Odpowiedział uśmiechem, który szybko odwzajemniła. - Mogłabyś mi powiedzieć jak to wszystko wyglądało od początku?
- Pewnie...
- Więc ... emm... - nie wiedziala jak zaczac. Usiedli na kanapie e salonie , Dezy z wzrokiem wbitym w nią , a ona unikająca jego spojrzenia. - Skąd się tam wzięłaś ? - zapytal. Jego ton sie zmieni, wciaz dalo sie wyczuc , ze jest do niej orzyjacielsko nastawiony , ale aktualnie bardziej zalezalo mu na informacjach niz na tym , zeby 'budowac wiezi'. -Ja... - walczyla w myslach. Ma powiedziec prawde ? Czy sklamac ? Od kiedy zorientowala sie , ze chlopak ktorego kazano jej obserwowac , ktoremu uratowala zycie , ktory... Od kiedy dowiedziala sie , ze to Dezy caly jej swiat odwrocil sie do gory nogami. Nie miala czadu jeszcze nad tym myslec. Podjela decyzjr ,ze na ile moze bedzie z nim szczera , ale swoja tozsamosc zachowa w sekrecir. Predzej czg poznirj i tak sie zorientuje .. - Dostalam wiadomosc. - powiedziala silac si na spokojy ton. Zerknela na Dezego , ciekawa jego reakcji , ale nie wydawal sie zaskoczony. Kontynuowal jednak zadawanie pytan , na ktore nie latwo sie odpowiadalo.
- Co się stało po tym jak wyskoczyłem z okna?
- Zrobiłeś to chyba ostatkiem sił albo popchnęła cię ta eksplozja. bo na dole leżałeś nieprzytomny, cały w siniakach, zakrwawiony. Uwierz mi nie wyglądało to ciekawie.
- A co się stało z tą kobietą? I dzieckiem?
- Matka dziecka leży w szpitalu, jest w śpiączce. Nie wiadomo ile to będzie trwało. A dziewczynką opiekuje się babcia, jest bezpieczna.
- A co się wtedy działo... Ze mną? W sensie jak byłem nieprzytomny?
Wzięła głęboki oddech i przełknęła ślinę. Przed oczami miała obraz tamtego zdarzenia.
- Strażacy odsunęli cię gdzieś na bok, wszyscy byli zajęci ratowaniem matki i opieką nad roztrzęsioną dziewczynką... Mówili, że w twoich płucach było za dużo toksyn, że w najlepszym przypadku będziesz w śpiączce... - Znowu złapała powietrze i starając się zachować spokojny ton głosu kontynuowała. - Stwierdzili po prosty, że jesteś martwy, nieżywy, zimny..., nikt nie podjął się tego by choć spróbować cię ratować. -
- Ale jednak żyję, jakim cudem? - Wbił w nią wzrok, zapatrzył się na jej piękne, duże oczy...
- Reanimowałam cię... - powiedziała cicho , wbijając wzrok w podłogę i czując jak jej policzki robią się czerwone. Na szczęście dzięki masce on tego nie zobaczył.
Ale uśmiechnął się.
- Heh , który to już raz ratujesz mi życie ? Trzeci ? Czwarty ? -
- Nie moja wina , że jesteś taki niezdarny. - uśmiechnęła się , zerkając na niego. Chwilę milczeli.
- A jak wydostałaś mnie z karetki ? I skąd właściwie wiedziałaś gdzie mieszkam ? –
- Ma się swoje sposoby. - Mruknela. Wiedział że nie powie już nic więcej na ten temat.
- Tak w ogóle to... Dzięki.
- Za co? Za uratowanie życia czy za przytarganie cię do domu. - Zaśmiała się.
- Wybierz sobie. –
Rozmawiali teraz śmiejąc się. –
Czujesz się już lepiej? - Zapytała z troską w głosie.
- O wiele, a ty?...
- Też dobrze. - uśmiecha się , chwilę później sięga do kieszeni po telefon. - Muszę już iść. Dasz sobie radę beze mnie ? - pyta , znowu się uśmiechając.
- Może. - Wstaje , ona też. - Wyjdziesz normalnie przez drzwi , czy wolisz skakać po dachach ? - pyta z uśmiechem , podczas gdy ona daje się odprowadzić do wyjścia.
- Wyjątkowo zrobię to normalnie. - mówi. Żegnają się.
Odprowadził ją jeszcze wzrokiem po czym zamknął za nią drzwi. Trochę chwiejąc się dotarł do kuchni. Wziął tabletkę przeciwbólową popijając herbatą. Później znalazł się już w swoim pokoju. Położył się na łóżku i patrzył w sufit. Powoli zamykały mu się oczy aż w końcu zasnął. Sen, a raczej koszmar znowu się powtórzył...
Widział duże, błyszczące, pełne radości oczy, słyszał dziewczęcy śmiech w którym dało się słyszeć szczęście i entuzjazm. Z chwili na chwilę entuzjazm i cała radość zaczęła gasnąć. Z oczu zniknął blask, a zastąpił go strach. Śmiech szybko przeszedł w krzyk, dużo bardziej donośny niż poprzednio. Wrzask nasilał się z każdą sekundą aż wreszcie ucichł. Nie było słychać nic. Cisza jaka teraz panowała stała się nieznośna. Dało się jeszcze usłyszeć ostatni przytłumiony krzyk. Wtedy obudził się wystraszony...
Zapalił światło i odwrócił się na bok , ciężko oddychając z szeroko otwartymi oczami. Koszmar tak jak ostatnio chwilę po obudzeniu rozmył się i prawie zniknął , zostawiając tylko krzyk i podświadome poczucie bólu. Dezy wstał i chwiejnym krokiem wyszedł z pokoju , zapalając światło. Wszedł do łazienki , włączył zimną wodę i umył twarz , chcąc się dobudzić. Spojrzał w lustro. Miał bladą skórę , rozczochrane włosy , z oczu pozbawionych źrenicy i tęczówki leciała krew. Wrzasnął i cofnął się , postać rozmyła się i wrócił jego normalny wygląd.
Szybko oddychając wrócił do pokoju.
- Co to było? - Powiedział sam do siebie. - To się nie dzieje to tylko zły sen..., niebywale realistyczny, przerażający, sen.
Złapał się za głowę dalej z szeroko otwartymi oczami, starał się uspokoić. Wtedy usłyszał krzyk po którym od razu się zerwał. Zapalił światło, żeby czuć się bezpieczniej i podszedł do okna. Było pusto. Nieco zmieszany odszedł i znów usłyszał krzyk.
- Coś mi się wydaje, że dzisiaj nie pośpię...
Niespodziewanie, tuż przed nim ukazała się pół-przezroczysta postać.
- F- Florian?... - Zapytał trzęsącym się głosem.
Postać podeszła bliżej. Nie miał gdzie uciec. Coś go dotknęło...
Wtedy obudził się na prawdę...
Dezy zakłada koszulkę na twarz i bluzę , rezygnując z marynarki , która i tak jest w strzępach i wychodzi na dach.(taka rozkminka - czułek wychodząc na dach ze swojego okna jako tako ma jeszcze jeden nad sobą , ten dach właściwy... czy nie ? :v) Nie skacze dalej jak zwykle , zamiast tego wspina się na górę , siadając na dachu własnego domu , z nogami zwieszonymi z krawędzi. Podpiera głowę na ręce i patrzy na światła miasta przed sobą. To niesamowite. W ciągu ostatnich dni prawie zginął już jakieś cztery razy. Pierwszy podczas pierwszego dnia i walki o tamtą dziewczynę , drugi kiedy ledwo udało mu się uniknąć spłonięcia w samochodzie , tego samego dnia omal nie zleciał z wieżowca , a teraz prawie zabił go dym. Za każdym razem ratowała go ta sama dziewczyna. Dodatkowo jest krok przed nim , bo wie kim jest. I najwyraźniej zna go też jako Dezego , bo zaniosła go do domu... Czyli on też ją zna , tylko jeszcze nie wie , że to ona....
Dziwne, pojawia się zawsze kiedy grozi mu utrata życia lub jakikolwiek uszczerbek na zdrowiu. Zawsze wiedziała kiedy się pojawić. Zawsze. Musi znać go bardzo dobrze albo kogoś kto zna jego. Zerknął na wyświetlacz w telefonie.
- 3:47, nieźle... - Mówił sam do siebie.
Popatrzył jeszcze przed siebie i dostrzegł postać biegnącą, a raczej uciekającą przed kimś. Była to dziewczyna.
- Nie, to niemożliwe... Ona by sobie poradziła. Już nie raz mnie ratowała. - Myślał, ale to było już pewne. - To jest ona!...
Jego ręka automatycznie powędrowała do kieszeni , gdzie wciąż leżał jeszcze nie użyty shuriken. Dezy był zbyt daleko , żeby trafić w kogokolwiek kto ją gonił , ale wystarczy mu celności , żeby go wystraszyć , albo chociaż odwrócić jego uwage. Wycelował i szybkim ruchem ręki rzucił metalową gwiazdeczkę w tym samym momencie zsuwając się zręcznie z dachu i nie patrząc gdzie trafił dostając się na ziemię. Jakie było zdziwienie , kiedy usłyszał zaskoczony krzyk bólu. Czyli jednak trafił?
Sekundę później znalazł się między dziewczyną , a....
Szefem Gangu? (tego goście który wcześniej próbował udusić Czułka xD) Dziewczyna leżała na ziemi. Znalazł się tam w ostatniej możliwej chwili, żeby jej pomóc.
- No panie ninjo, znów się spotykamy. - Powiedział mrożącym krew w żyłach tonem.
- Tylko tym razem nikomu nic nie zrobisz!
- Nic bardziej mylnego... - Mówiąc to wyciągnął pistolet. - A teraz się przesuń, żebym mógł pogadać z tą panienką.
W jej oczach Dezy dostrzegł coś czego nigdy by się nie spodziewał dostrzec. Strach. Przerażenie paraliżujące jej ciało. Nawet nie drgnęła.
- Przez ciebie cały mój zespół siedzi teraz za kratkami. W pojedynkę nie mogę okradać sklepów, rozumiesz? Ale może twoi rodzice dadzą za ciebie jakąś ładną sumkę... - Zaśmiał się szyderczo. A teraz podejdź!
- Nie mam najmniejszego zamiaru! -Odpowiedziała stanowczo.
- Więc w takim razie nie dajesz mi wyboru. - Wymierzył pistoletem w chłopaka.
- Czekaj! - Mówiąc to posłusznie podeszła. Wtedy złapał ja za rękę i przyciągnął ku sobie.
- Teraz ty! - Rzucił mu linę. - Masz ją związać!
- Oszalałeś? Nie zrobię tego!
- Dobrze ci radzę, nie igraj ze mną. Jeden strzał i nie wypowiesz już ani słówka. - Dezy widział jak dziewczyna kręci głową co umknęło uwadze szefa.
- W każdej chwili mogę odskoczyć, kiedy tylko wymierzysz we mnie pistoletem. -
- Ty tak, ona już nie. - Przyłożył pistolet do jej głowy. - To jak?
W tym momencie dziewczyna uderzyła go z łokcia w brzuch. Słychać było dwa strzały. Oba celne. Czułek widział krew, uciekającego mężczyznę, i leżącą przed nim dziewczynę z krwawiącą nogą. Próbowała się ruszyć, ale na nic. Ukląkł przy niej.
-Zapytałbym czy wszystko w porządku , ale to trochę bez sensu... - uśmiechnął się blado , wyciągając telefon. - Po prostu... Wytrzymaj chwilę , okey ? - powiedział błagalnym tonem wybierając telefon do pogotowia. - Okey... - jej głos był słaby , jakby była duchem. Ułożyła się najwygodniej jak mogła , z głową na kolanach Dezego. Czuła jak gładzi jej włosy , kiedy szybko przekazuje informacje pogotowiu. Zamknęła oczy , czując , że za chwilę i tak wszystko dookoła stanie się czarne. - Już jadą... - dezy spojrzał na nią , na coraz wolniejsze oddechy i zamknięte oczy. - He-hey ! - w jego oczach pojawiła się panika , lekko potrząsnął jej ramieniem. - Nie zamykaj oczu , nie idź spać , nie teraz ! - Lekko się uśmiechnęła. Wzięła go za rękę. Potem ulicę rozświetliły światła ambulansu.
- Już są, widzisz! Proszę obudź się! - Mówił w panice potrząsając jej ramieniem, nie reagowała.
Ratownicy szybo zauważyli o co chodzi. Z pomocą Dezego położyli ją na noszach.
- Przykro mi, nie możesz z nią jechać. - Powiedział jeden zamykając drzwi od karetki.
Pozostawiony sam sobie z kałużą krwi, udał się do domu. Nie chciał już nawet o tym wszystkim myśleć. Położył się zmęczony i zasnął ... Pięć minut później obudził go budzik.
- O rly?!...
Westchnął. Przebrał się w świeże ubrania , nawet nie silił na specjalne poprawianie włosów , spakował tylko książki i wyszedł z domu , nie patrząc na miejsce , gdzie jeszcze chwilę temu był razem z ninja dziewczyną. Zerknął za to na dom Oliwii , zastanawiając się , czy to wszystko widziała. I w tym momencie go olśniło.
Czy to może być prawda? Czy jego przypuszczenia są słuszne. Była jedną z nielicznych dziewczyn, które wiedziały gdzie mieszka. Jej dom nie znajdował się daleko więc widziała gdzie może być. Czy ona jest dziewczyną ninja? Zbyt proste, a jednak.
Miał mętlik w głowie. Jeżeli nie będzie jej w szkole, to jego przypuszczenia będą dobre. Trochę zaspany ruszył do szkoły wpadając na przypadkowe osoby. Pierwsza była historia.
- Stary, co taki zaspany? - Przywitał się kolega.
- Taa, ciebie też miło widzieć.
- Odpowiadaj, wyglądasz jak chodzące nieszczęście. - Mruknął brunet.
- Wiesz, że Oliwii dzisiaj nie będzie? - Powiedział blondyn.
- Czemu? - Rozbudził się Czułek...
- Nie mam pojęcia , wiem tylko , że jej nie będzie. Podobno jakaś afera i do szpitala trafiła , czy coś. Na necie są fotki. -
- Zaraz , co ? Macie jakieś ? - Czułkowi stanęło serce. Było tylko jedno zdjęcie , zrobione od tyłu. Twarz Oliwi/Dziewczyny-ninja jest zasłonięta przez plecy Czułka , widać podjeżdżającą karetkę , światła odbijają się w kałuży krwi wokoło nich. Wszystko w słabej jakości , rozpixelowane , ale Dezy widział to lepiej , oczami wyobraźni . No i sekundę temu tam był ...
- Wow ... - mruknął tylko , lekko sparaliżowany.
- No. Ciekawe kim jest ten gościu , który ją trzyma. Myślicie , że to on jej to zrobił ? - drugi kolega dołączył do rozmowy.
- Nie wydaje mi się. - mruknął Czułek. - Rozkminiając logicznie wtedy by uciekł , a nie wzywał karetkę. -
- Może to nie on ją wezwał ? -
- A bo ja wiem ? Zgaduje. Tak , żeby to miało jakiś logiczny sens. - dezy wzruszył ramionami , siląc się na słaby uśmiech.
- Ey , co wy na to , że spróbujemy rozkminić tą sprawę ?! - podniecił się jeden z nich.
- W sumie to dobry pomysł. - Mruknął drugi.
- Nie wydaje mi się... Po co się tym zajmować? Było minęło. - Odparł Czułek.
- Nie chcesz to nie, my poszperamy. - Blondyn cieszył się jak dziecko. - Na pewno ten co tam stoi jej to zrobił, teraz tylko trzeba rozpracować kto to jest!
- Ja poważnie mówię! - Odezwał się Dezy.
- Ej, cicho historyk idzie.


http://24.media.tumblr.com/0232abe377ce40acda04905969a7cf65/tumblr_mn80xeWQna1r2uvl2o2_500.gif

Offline

#3 27-06-15 21:38:10

 Willczyca68

Czarnoksiężnik z Krainy Koszmaru

Punktów :   

Re: Wilczek&Bratnia Dusza :33

Weszli do sali, wszyscy coś do siebie szeptali, a nauczyciel pierwszy raz nie zwracał na nich uwagi. Dezy kopnął w krzesło przed sobą.
- Co jest? - Spytał.
- Co ty nic nie wiesz? Jesteś chyba najmniej doinformowany na każdy temat.
- Mów o co chodzi!
- Wczoraj w jego domu wybuchł pożar. Żona w śpiączce... Cud, że dziecko ocalało.
Ta wiadomość lekko go sparaliżowała.
- Był tam ktoś jeszcze?
- Jakiś koleś cały w czarnym z maską na twarzy. Matkę uratował, a dzieciaka jakaś dziewczyna.
- Wow...- Skomentował drugi raz.
- Stary, makabra dobrze, że cie tam nie było bo byś dopiero miał wspomnienia.
Tylko przecież on tam był...
Dalej lekcja przebiegla spokojnie. Nauczyciel byl roztargniony , przepytal Dezego ale przez przypadek z tematu ktory ostatnio brali i udali mu sie wyciagnac na 4. Nastepna lekcja byla plastyka. Nawiedzona nauczycielka wreczyla kazdemu czarny zelopis i kazala narysowac cos , co im sie zle kojarzy. Dezy skonczyl z rysunkiem zaskakujaco podobnym do zdjecia pokazanegi mu przez kolegow na przerwie. Tylko w tle nie bylo karetki.
Miał później jeszcze dwie lekcje, angielski i polski. Dość szybko minęły. Poszedł po rzeczy i wyszedł ze szkoły. Tym razem nie szedł w stronę domu. Udał się w stronę najbliższego szpitala, tam gdzie znajdowała się Oliwia/Dziewczyna ninja. Był już w połowie drogi. Zawibrował telefon. Popatrzył na wyświetlacz. To nadawca. "Napad. Sklep jubilerski. Na wschód."
- Prosto po tej misji idę ją odwiedzić. - Mruknął do siebie. - Tylko teraz muszę być ostrożny. Ona już mi nie pomoże. Dziwnym trafem w plecaku miał maskę...
Ledwie zdążył wejść na dach z założoną maską a już zaczęło padać. na szczęście lub nieszczęście nie był to śnieg , tylko deszcz. Dezy najszybciej jak mógł dostał się do domu , zostawiając plecak i znajdując nowego shurikena po tym , jak ostatni 'zgubił mu się; wbity w szefa gangu. Sekundę potem był na wprost jubilera. Dokładnie w tym samym momencie wystawa eksplodowała , posyłając miliony odłamków szkła i metalu w powietrze.
Ktoś na pewno musiał być już w środku. Zeskoczył i w kolka sekund znalazł się na dole. Słychać było włączające się alarmy, co znaczyło mniej więcej tyle, że niedługo pojawi się tu policja. Nie chciał wchodzić do środka, po przecież i tak włamywacz zaraz wyjdzie. Z dymu wyłoniła się ... Dziewczyna? W pierwszej chwili upuściła worek, zdziwiona, ale zaraz go podniosła.
- Zostaw to, a nikomu nic nie powiem. Nie będziesz miała problemów...
Zmierzyła go wzrokiem. Odwzajemnił spojrzenie. Była mniej więcej jego wzrostu , w ciemnych rurkach , wysokich butach i nieprzemakalnej kurtce z kapturem założonym na głowę. Oczy przysłaniała maska przypominająca tą Robina z Batmana , albo Turcji z Hetalii. W ręce trzymała... Łuk ?
- Zejdz mi z drogi! - Mówiąc to napieła łuk i wystrzeliła w Dezego strzale. On zwyczajnie złapał ją w locie i połamał na pół.
- Posłuchaj, nie chce z tobą walczyć, ale... Po co to robisz?
- A co ty? Psycholog? - Powiedziała drwiacym głosem.
- Nie, a co przydałby ci się? - Odparł.
- I kto to mówi? Pseudo-ninja... Spieszy mi się, odejdź! - Napiela łuk, ale nie strzelała.
- Nie moge cię z tym poscic do póki nie powiesz mi o co chodzi.
- Ty, ty nic nie rozumiesz! - Coś w jej postawie się zmieniło, opuściła broń...
- Bo nie sądzę , żebyś rozumiał jak to jest stracić kogoś kogo się kocha przez jedną złą reakcję... - powiedziała ciszej. Wbił wzrok w ziemię , czując ciepło na policzkach , a ona kontynuowała. - Nie sądzę , żebyś wiedział jak to jest pracować dla kogoś , kogo nigdy nie widziałeś , kogoś , kto każe ci robić złe rzeczy , kogoś kto grozi ci i całej twojej rodzinie.... - - Idź.- powiedział , nie unosząc wzroku. Spojrzała na niego zaskoczona , kiedy kraniec ulicy rozświetliły światła radiowozów. Kiwnęła głową i uciekła. A on stał , w deszczu , nie mogąc się ruszyć.
Współczuł jej. Postawił się na jej miejscu. Nigdy by sobie nie darował gdyby w ten sposób stracił Florka i rodziców. Nie chciała nic ukraść, ale była do tego zmuszona. Poczuł wibrację w kieszeni. Zerkając jeszcze w stronę w którą pobiegła łuczniczka wyjął go z kieszeni odblokowując ekran. "Nie wykonałeś misji. Czeka cię kara." W momencie w którym skończył czytać, po jego ciele przebiegł obezwładniający prąd. Ostatnie co pamiętał to dźwięk syren wozów policyjnych. Potem upadł nieprzytomny...
Obudził ją dźwięk przychodzącego sms'a. Powoli otworzyła oczy , ale ciemność nie zniknęła , dopóki wyświetlacz telefonu sam się nie zaświecił. Małe światełko w otaczającym ją mroku , rozmazane. chciała sięgnąć ręką , ale nie mogła się ruszyć. Całe jej ciało było jak sparaliżowane , umysł otępiały. Starała się zebrać w sobie , zrobić cokolwiek , ale nie była w stanie. Nie potrafiła się też skupić i zrozumieć gdzie jest , ani czemu. Nic nie pamiętała. Leżała więc wpatrując się przed siebie i czekając. Bo co lepszego mogła zrobić ?
Kontem oka zauważyła tylko kto przysłał sms. Obcy numer. Najpewniej był to nadawca. Znaczyłoby tyle, że Dezy znów wpakował się w jakieś kłopoty. No właśnie, Dezy... Co się stało? Ostatnie co pamięta to to, że wyszła z domu. Chciała sprawdzić jak on się czuje...
Jej oczy powoli przyzwyczajały się do ciemności panującej w pokoju. Mogła rozróżnić już niektóre kształty.
- To jest... szpital? - Szepnęła półgłosem.
Powoli odzyskiwała władzę nad ciałem.
- Chciałam iść do Dezego, później ktoś zaczął mnie gonić... wtedy pojawił się on... - Mówiła na głos jakby bała się znów zapomnieć. - Mężczyzna, który mnie gonił miał pistolet, podeszłam do niego, a on wycelował w chłopaka... - Przerwała spoglądając na nogę. Wtedy wiedziała już wszystko...
Nagle drzwi do pokoju się otworzyły. Do środka wszedł znudzony lekarz z plikiem papierów na plastikowej teczce. Usiadł na krześle i zapalił lampkę. Zmrużyła oczy.
- O , już się obudziłaś. - stwierdził głosem bez emocji. chciała sie odezwać , ale nagle stwierdziła , że nie jest w stanie. - Przyszedł ci sms. - mężczyzna nie czekając na odpowiedź odblokował telefon i pokazał jej wyświetlacz.
" Zawiodłaś. Jeszcze dwie szanse. Później będzie nieprzyjemnie."
- Jak na to co ci się stało - Powiedział wskazując nogę. - to twój stan jest zaskakująco dobry.
- To naprawdę świetnie. - Odparła bez entuzjazmu. - Więc niech mnie pan wypiszę i znikam.
- Nie mogę tego zrobić.
-Zgadzam się. Pan musi. - Mówiąc to podsunęła się do brzegu łóżka i już chciała zejść gdy powstrzymał ją lekarz.
- Nie powinna się pani przemęczać, proszę leżeć. Jutro rozważymy sprawę z wypisaniem pani, aczkolwiek nie wydaje mi się żeby wyszła pani na korzyść.
Powiedział i wyszedł zostawiając ją samą w kompletnej ciemności. Z nerwów przeczytała sms-a jeszcze raz. Złapała się za głowę i zaczęła myśleć
- Muszę się stąd jakoś wydostać I to w trybie natychmiastowym...
Lekarz poszedł , więc jeden problem wypadł jej z głowy. Rozejrzała się. Na stoliku obok niej leżała paczka leków z duśym opisem 'Przeciwbólowe'. Zerknęła na nogę , zastanawiając się. Może wziąć leki i mieć nadzieję , że jakoś da radę iść , ale praktycznie graniczyło to z niemożliwością. Nie bez...kul. Które stały w rogu pokoju. Tylko jak się do nich dostać ?
Zastanowiła się chwilę, po czym usiadła na krańcu łóżka. Zaczęła od wzięcia tabletek. Następnie postawiła zdrową nogę na ziemi. Obok postawił drugą, ale z większą ostrożnością. Nie ruszając nią dotarła do kul. Kiedy się o nie oparła poczuła ulgę. Teraz tylko jak stąd wyjść? Jak uciec? Bo wychodzenie przez okno i latanie po dachu w kulach nie wchodziło w grę...
Zerknęła jeszcze raz na stolik przy jej łóżku. Leżała tam jakaś sterta papierów , przez oparcie krzesła przewieszony był płaszcz (?) lekarza.Zaciekawiona podeszła i przejrzała pliki. Było tam coś o zwolnieniu lekarki o nazwisku Kowalska (so orginal xD) , ze względu na ... złamanie nogi.
- To moja szansa ! - uśmiechnęła się do siebie dziewczyna. Najszybciej jak umiała założyła płaszcz , spięła włosy jak kobieta na zdjęciu i założyła maskę na usta. Jeżeli będzie trzymała wzrok wbity w ziemię powinno się udać.... Wzięła jeszcze plik dokumentów , które posłużą jej za wymówkę , że 'wróciła do biura bo zapomniała ...' i wyszła z pokoju.
Na szczęście był wieczór. Nikogo nie było na korytarzu. Udało jej się bezpiecznie wyjść ze szpitala i nie zostać zdemaskowana. Uśmiechnęła się do siebie, ale radość przerwał jej przychodzący sms. Szybkim ruchem odblokowała telefon.
" Czas mija. Została ci jedna szansa. Pośpiesz się albo przekonasz się ile kosztuje spóźnianie się."
Na tyle na ile mogła zaczęła iść. Nie było to jednak zbyt szybko. Nie wiedziała nawet dokładnie dokąd się udać. Rozglądając się zauważyła migotanie świateł policyjnych. Pośpiesznie, po mimo bólu, który był z pewnością nie do wytrzymania ruszyła w tamtą stronę...
*perspektywa Czułka xD*

Kiedy oprzytomniał zobaczył kawałek przed sobą zbliżających się ospale policjantów. Próbował wstać, poruszyć się. Niestety ciało odmawiało mu posłuszeństwa...
Poczuł wibrację telefonu w kieszeni , ale nie był w stanie nawet po niego sięgnąć. Zamiast mijającego otępienia czuł ból po porażeniu prądem i mrówki w każdej kończynie. Odwrócił głowę. Obraz przed oczami stracił ostrość. Jednak postacie policjantów przestały się poruszać , a wręcz zawróciły. Usłyszał też głos... jej głos !
Nagle postacie policjantów zaczęły piec w przeciwnym kierunku niż się znajdował.
- Szybko! Musimy ją złapać! - Usłyszał.
Kiedy tylko próbował wykonać najmniejszy ruch , po jego ciele przechodził niewyobrażalny ból. Dał więc spokój i leżał. Wtedy usłyszał głosy, dziwnie znajome.
- Ej, patrz!
- Co?
- Pamiętasz tego gościa ze zdjęcia?
- No.
- Leży tam!
- Gdzie?
- Przy jubilerskim! Wcześniej coś zrobił Oliwii, a teraz sklep obrabował.
- Chodź, może uda nam się odkryć kto to!
- Będziemy bohaterami!
- Tylko trzeba stłuc go porządnie za to co zrobił. Mamy okazję bo jest wyczerpany!
Dalej słyszał tylko kroki w lekkim biegu..
Dezy skupił wszystkie siły jakie miał na to , żeby się podnieść , chociaż odrobinę. Gdy tylko mu się to udało poczuł kopniaka , przewracającego go z powrotem oraz ciężki but przygniatający do ziemi pokrytej odłamkami szkła.
- Gadaj , czemu skrzywdziłeś Oliwię ?! - krzyknął blondyn , drugi kolega kiwnął głową z aprobatą.
- Nic... jej... nie zrobiłem ! - mimo wyczerpania na dźwięk jej imienia Dezemu przybyło nieco sił. Na tyle , żeby zepchnąć buciora , szybko odsunąć się i wstać , starając się nie upaść znowu.
Zrobił wszystko w mgnieniu oka , patrzyli na niego szeroko otwartymi oczami.
- Zanim cokolwiek zrobicie... może będziecie na tyle mili.. I wysłuchacie tego , co ja mam do powiedzenia ? - zapytał chłodnym tonem , z przerwami na oddech.
Spojrzeli po sobie i wzruszyli ramionami.
- Nie wiem czy chcę słuchać kogoś kto zrobił naszej koleżance krzywdę, a teraz będzie kłamał, żeby mu się upiekło. - Powiedział blondyn. - Na dodatek okradł sklep jubilerski. - Uzupełnił go drugi. - Tak to wygląda z waszej perspektywy... - Mówił dość cicho, ale zrozumiale podpierając się ściany. - Nikomu nic nie zrobiłem ani niczego nie ukradłem. To nie byłem ja. - To kto w takim razie?
Odwracając uwagę policjantów i uciekając przed nimi znalazła się na moście.
- Teraz nigdzie nie uciekniesz panienko! - Mówił jeden z mundurowych.
- Nie masz dokąd. - Dodał drugi.
Delikatnie spanikowana szukała możliwej drogi ucieczki. Niestety tak jak powiedzieli nie miała dokąd uciec.
- Odsuńcie się! - Wrzasnęła.
- Co to, to nie młoda damo!
Spojrzała za siebie. Woda. Już wiedziała co zrobić...
Nie sądziła , że skok do wody tak bardzo ją ... obudzi ? Zanurkowała na ile mogła , żeby zniknąć policjantom z oczu , a potem wpłynęła pod most , gdzie jej nie widzieli. Słyszała ich głosy i krzyki , widziała światła latarek na wodzie w miejscu gdzie wskoczyła , ale w ruchu wody nikt nie zauważył kółek robionych przez poruszającą się dziewczyne. Wprawdzie robiła trochę hałasu , niezdarnie zbliżając się do brzegu , bo płynięcie z uszkodzoną nogą nie było łatwe , ale policjanci sami ją zagłuszali...
W końcu odeszli. Dla bezpieczeństwa odczekała jeszcze chwilę i wypłynęła spod mostu. rozejrzała się, nigdzie nie było miejsca, żeby mogła wyjść. Pływała w te i z powrotem bez żadnych efektów.
- Tu na pewno jest jakieś wyjście. - Szepnęła dodając sobie otuchy.
W tym momencie zauważyła najniższy fragment po którym, przy odrobinie szczęścia, dałaby radę się wspiąć. Podpłynęła pomału i próbowała wdrapać się na górę. Spadła, ale nie poddała się. Próbowała dalej. Znowu spadła.
- To bezsensu. - Westchnęła. - Jeszcze trochę i pójdę na dno...
*P.O.V Dezego xD*
- Dziewczyna.. - Dezy zamknął oczy , zbierając siły.
- Jaka ? - nieufnie zapytał blondyn.
- Tamta ! - krzyknął nagle Czułek , wskazując za chłopaków. Odwrócili się , a wtedy on najszybciej jak mógł zaczął biec w stronę , gdzie chwilę temu biegli policjanci. Słyszał za sobą krzyki , ale zniknął za rogiem , a chwilę potem znowu skręcił , kryjąc się w szparze między dwoma budynkami. Zobaczył odchodzących policjantów , chwilę potem swoich kolegów. I ci i ci minęli go , nie zauważając skrytego w cieniu.
Chwilę tam został zbierając siły, gdyby przypadkiem go znaleźli. Policjanci go minęli, ale chwila... nigdzie nie widział Oliwii. Powoli wyszedł ze swojego ukrycia i na tyle na ile mógł pobiegł w stronę z której wracali policjanci. Rozglądał się wszędzie, ale nigdzie nie mógł jej dostrzec. Zaczynał się martwić. W końcu dotarł na most.
- To nie możliwe, żeby poszła dalej. - Mruknął. - Z tą nogą nie dałaby rady... Ona musi tu być!
Podszedł do krawędzi mostu i zobaczył...
*Punkt widzenia Oliwii*
Próbowała jeszcze raz , i jeszcze raz , ale za nic nie była w stanie się stąd wydostać. Wyczerpana i trzęsąca się z zimna już miała się poddać i spróbować gdzie indziej , kiedy poczuła jak coś łapie ją za rękę.
- Może panience pomóc ? - znajomy i ciepły głos. Uniosła wzrok , widząc ... Dezego. Bez problemu udało mu się ją wciągnąć. Bez namysłu zdjął bluzę i dał dziewczynie do założenia. Wyjątkowo nie protestowała.
Usiedli na krawędzi ze zwisającymi nogami.
- T-tym razem to ty r-ratujesz mnie.
Dzięki. -Uśmiechnęła się.
- Do usług. - Odwzajemnił Dezy.
- S -skąd widziałeś, ż-że tu jestem? - Zapytała jeszcze trzęsąca się z zimna dziewczyna.
- Intuicja.
- Jasne, a tak na prawdę?
- Poszedłem w stronę z której wracali policjanci. - Możesz chodzić?
- Jakoś tu trafiłam, nie?
- Widzę, że dowcip ci się wyostrzył. - Uśmiechnęła się.
- Może pójdziemy do domów zanim ktoś znowu zacznie nas ścigać? Nie, żeby było w tym coś nudnego, ale jednak z tą nogą trochę ciężko się biega.
- Jak sobie życzysz. - Uśmiechnął się i wstał.
Ona spróbowała zrobić to samo i o mało co nie upadła na ziemię. Czułek złapał ją w ostatniej chwili.
- Uważaj. - Powiedział z troską w glosie. - Nie chcę, żeby coś ci się stało.
Zarumieniła się, na szczęście miała maskę i nie zauważył tego.
- Chyba będziesz mi musiał jednak trochę pomóc z tym chodzeniem. - W odpowiedzi wziął ją na ręce. - Aż tak nie musisz mi pomagać, mogę iść.
- Żebyś sobie jeszcze czegoś po drodze nie zrobiła. - Nie protestowała dłużej i oparła delikatnie na nim głowę ...
Obudziła się w łóżku. Odruchowo sięgnęła ręką po telefon zwykle leżący na stoliku obok , ale nic tam nie było. Usiadła zaskoczona. Jej wzrok rozpoznał w mroku pokój Dezego. Tylko co ona tu robi ?
Chwilę zajęło jej skojarzenie faktów i dopiero wtedy zauważyła Czułka , siedzącego na krześle obok łóżka , z głową odchyloną do tyłu i założonymi ramionami. Pewnie zasnął , czekając aż ona się obudzi.
Uśmiechnęła się lekko sama do siebie.
- Jak on słodko wygląda kiedy śpi. - Mruknęła.
Położyła się na boku i wpatrując w chłopaka zasnęła ponownie. Nad ranem obudził ją dźwięk telefonu. Szybko wyłączyła budzik i zauważyła, że chłopak jeszcze śpi. Po cichu usiadła na łóżku.
- Budzić go czy nie? - Zastanawiała się chwilę. - Niech sobie pośpi. Obudzę go później, pewnie jest zmęczony.
Kiedy chciała wstać łóżko zatrzeszczało. Obróciła się patrząc czy nie obudziła Czułka. Ale nie. Tylko poruszył się i dalej smacznie spał...
Wstała. Noga wciąż ją bolała , leki chyba przestały działać. Musi zejść na dół , znaleźć jakieś leki przeciwbólowe , póki jeszcze może się ruszać. Odwróciła się jeszcze. Wzięła koc z łóżka i najdelikatniej , żeby go nie obudzić , przykryła Czułka. Potem powoli i ostrożnie zaczęła schodzić na dół.
Szczęśliwie udało się jej pokonać schody. Nie miała kul więc dojście do kuchni stanowiło nie lada wyzwanie. Sięgnęła do półki z znalazła leki przeciwbólowe. Niestety były za wysoko, żeby mogła do nich dostać.
- Seriously?
Wzięła krzesło i klękając na nim zdrową nogą udało jej się dostać do leków. Wzięła 2 tabletki i popiła wodą. Usiadła na krześle czekając na efekt. Po kilku minutach tabletki zaczęły działać.
Chwilę potem usłyszała kroki i na dół zszedł Dezy , z rozczochranymi włosami *he he he xD*. Miał inne ubranie , 'podomowe' , luźniejszy podkoszulek z minecraftowym sercem i ciemne spodenki.
- Za każdym razem jak schodzę na dół , to widzę cię w kuchni , albo przy stole. Jesteś moją żoną , czy co ? - odezwał się wciąż rozespanym tonem , uśmiechając się do niej uroczo. Postawił wodę na herbatę i jak gdyby nigdy nic zaczął chodzić po kuchni w poszukiwaniu jedzenia , ziewając.
- Jak się czujesz ? - zapytał w pewnym momencie , jakby dopiero teraz przypominając sobie czemu właściwie ona tu jest.
- W porównaniu z tym co było wczoraj czuję się wybornie. - Odparła. - To co? Dzisiaj zawalamy szkołę.
- Na to wygląda. - Mówiąc to otworzył lodówkę w dalszych poszukiwaniach. - Jesteś głodna?
- Nie, ale nie krępuj się. - Powiedziała uśmiechając się.
- Na pewno?
- Tak. - Zapewniła go.
- Ale gdyby coś to mów. - Wyciągnął z lodówki potrzebne składniki i zrobił sobie kanapkę.
- Jak się spało na krześle? - Zapytała z cieniem uśmiechu.
- Całkiem przyjemnie.
- Mam do ciebie jedno zasadnicze pytanie.
- Słucham. Co cię dręczy?
- Czemu... Czemu nie odniosłeś mnie do domu?
- W sumie to odniosłem.
- Ale czemu nie do mojego?
Dezy spoważniał.
- Bo... Nie wiem czy u ciebie są rodzice , a jak tak , to jak myślisz , jaka byłaby ich reakcja , gdyby w środku nocy jakiś zamaskowany gościu podrzucił im córkę do domu ? Wolałem nie ryzykować... No i pewnie kazaliby cie od razu odwieźć do szpitala , a tego chyba nie chcesz . - uśmiechnął się lekko , odwracając tyłem do niej. Nie wspomniał o tym , że wolał , żeby była blisko niego , bo mógł ją chronić w razie potrzeby...
- Taty. - Powiedziała chłodno.
- Co?
- Jaka byłaby reakcja taty.
- Wybacz...., nie wiedziałem. - Zrobiło mu się głupio.
- Nie szkodzi. - Uśmiechnęła się krzywo. - Znaczy mam jeszcze teoretycznie pseudo-matkę.
- Pseudo-matkę?
- No tak, macochę. Poza tym tata przez większości czasu pracuję, a ją nic nie obchodzę, więc mogłeś mnie odnieść.
- Nie chciałem ryzykować. - Powtórzył.
- Więc może już nie będziesz ryzykował i odprowadzisz mnie normalnie do domu?...
- A serio chcesz tam wracać ? - zapytał biorąc kubek z herbatą i siadając obok niej. Zamyśliła się , on też. Obserwował ją , a ona zdawała się tego nie zauważać.
Zastanawiała się dłużej niż myślał. Miał jednak kawałek nadziei, że u niego zostanie.
- Szczerze?
- Tak.
- To nie mam zamiaru tam wracać. Znowu się zacznie wywyzszanie swojej córeczki przede mną. - Dezy zauważył w jej oczach ból przykryty złością.
- Nie chcę też nadużywać twojej gościnności. - Zmieniła ton głosu.
- Spokojnie, w domu i tak jeszcze przez półtora tygodnia siedze sam, więc o to się nie martw. - Uśmiechnął się uroczo. - Możesz tu zostać dopóki nogą ci nie wyzdrowieje....
- Albo i dłużej... - dodał ciszej. Siedzieli chwilę nie odzywając się , potem Dezy z pomocą Oliwii zrobił porządniejsze śniadanie - skończyło się na spalonej patelni i wpół-jadalnej jajecznicy.
- Good enough - uśmiechnął się Dezy , kiedy spowrotem usiedli przy stole.
- Tak to jest kiedy nie chcesz mnie dopuścić do patelni. - Zaśmiała się.
- Już nigdy nie popełnię tego błędu. - Też się zaśmiał. - Przynajmniej zjadliwa.
- Chociaż tyle.
Po skończonym posiłku odnieśli talerze do zlewu i rozważali co dalej zrobić.
- Może pójdziemy na spacer? - Zaproponowała.
- A noga?
- Przyda mi się trochę ruchu, przecież muszę ją trochę rozruszać...
- Skoro chcesz .. - wstali , odkładając talerze do zlewu. Dezemu nie chciało się przebierać w nic cieplejszego , wziął tylko kurtkę , inną podał Oliwii i wyszli , natychmiast sie orientując , że to nie jest najlepszy pomysł. Śnieg sięgał kolan.
- Zabawne , nie zauważyłem , kiedy zaczął padać... - uśmiechnął się dezy. - Co ty na to , przebieramy się w coś ciepłego i lecimy robić bałwana ? - odwrócił się do niej.
- Mi pasuje. - Powiedziała z entuzjazmem.
- Zaraz przyniosę ci jakąś cieplejszą kurtkę, żebyś oprócz problemu z nogą nie miała kataru. - Powiedział i w kilku szybkich susach znalazł się na górze grzebiąc w szafie.
- Mam! - Krzyknął.
Podszedł do dziewczyny i pomógł założyć jej kurtkę.
- No proszę, jaki dżentelmen. - Zaśmiała się.
Kiedy byli już naszykowani wyszli przed dom i zaczęli zabawę. Oczywiście nie mogło być to normalne lepienie bałwana. W międzyczasie rzucali się też śnieżkami i parę razy poupadali w śnieg robiąc orzełki.
- Może dokończymy bałwana? - Zapytał.
W odpowiedzi dostał śnieżką po twarzy.
- A więc to tak? Czekaj, niech ja cię tylko dorwę. - Mówił śmiejąc się, a ona powolnym krokiem zaczęła się oddalać.
Nie zdazyla jednak schowac sie za usypana w trakcie zabawy zaspa , kiedy Dezy zlapal ja i pociagnal , przewracajac ich na snieg i niszczac 'tarcze'. Zaczeli sie smiac , lezac obok siebie i nie chcac sie ruszyc , zeby nie zepauc chwili.
Leżeli tak trochę patrząc się na siebie spod trochę zmrużonych powiek.
- Zimno tu trochę. - Mruknął Dezy.
- Nie przesadzaj nie jest tak źle. - Uśmiechnęła się.
- Ty nie dostałaś kulką w samą twarz!
- I jakoś nie mam zamiaru tego zmieniać.
- Co ty na pójście do domu, siedzenie wśród kocy z ciepłym kakałkiem w łapkach i obejrzenie jakiegoś filmu?
- Jestem za.
- No to postanowione. - Powiedział uradowany.
Podtrzymując się nawzajem wspólnymi siłami udało im się w końcu wstać. W szybkim tempie znaleźli się w domu. Czułek zaprosił Oliwię do salonu, a sam poszedł po kilka kocy. Znalazł tylko jeden, ale za to wielki koc.
- To co oglądamy?! - Krzyknęła z dołu.
- Wybierz cos , ja zrobie kakalko ! - odkrzyknal , chociaz juz byl w kuchni i i tak by go uslyszala. Rzucil w nia kocem , na co odpowiedziala usmiechem i zaczela przegladac nie tak znowu mala kolekcje filmow rodziny Dezego. Tymczasem on wpadl na lepszy pomysl - kakalko zastapil czekolada z piankami , ktora piec minut pozniej byla gotowa. Usiadl na kanapie stawiajac wysokie kubki na stoliku i dal sie szczelnie opatulic kocem.
-to co ogladamy ? - zapytal z usmiechem , patrzqc na pare tytulow wybranych przez Oliwie.
- Zastanawiam się nad... Czekaj, co to? - Zapytała trzymając w ręku jedno opakowanie. - Naprawdę?
- No co, "Król Lew" , też fajne. - Mruknął. - Pewnie gdzieś się zawieruszyło i rodzice nie wynieśli. Zaraz to odniosę -
- Czekaj, to film mojego dzieciństwa. Jeśli nie masz nic przeciwko to oglądajmy. - Odparła z uśmiechem.
- W sumie to dawno tego nie oglądałem.
- To co? Włączaj!
Usiedli razem i zapatrzyli sie w ekran , co chwile komentujac film. Zadne z nich juz go nie pamietalo , ale przywolywal wiele wspomnien z dziecinstwa , tak samo jak okolicznosci w ktorych siedzieli. Za oknem rozszalala sie sniezyca , a oni pod cieplym kocem i z goraca czekolada zaczeli rozmawiac , az film stal sie tylko tlem.
Nawet nie zorientowali się kiedy film się skończył. Pochłonięci rozmową kontynuowali ją nie widząc nawet jak ściemnia się na dworze.
- Naprawdę miło mi się u ciebie siedzi. - Uśmiechnęła się uroczo. - Ale, chyba jednak zauważą, że mnie nie ma w domu i zaczną się martwić... Albo nie. To zależy od tego czy tata ma dzisiaj nocną zmianę.
- Zaryzykuj i zostań. - Zrobił szczenięce oczka. - Prooooooszę.
- Na litość mnie bierzesz? - Uderzyła go poduszką.
- Ej, to było nie uczciwe, nie byłem przygotowany na taki atak!
- A teraz jesteś? - Zaśmiała się.
- Teraz ta -
- Mówiłeś, że jesteś przygotowany. - Mówiła dławiąc się ze śmiechu na widok twarzy Dezego przytulającego się do dywanu.
- Poddaję się. - Mruknął ze śmiechem.
- co z ciebie za facet , ze po jednym uderzeniu poduszka sie poddajesz ? - rozesmiala sie , z 'bronia' w rece podchodzac do Dezego . Ten tylko na to czekal. Zerwal sie w sekindzie i odwdzieczyl sie miekkim uderzeniem. Stracila rownowage i desperacko probujac ja odzyskac zlapala go za podkoszulek , na co nie byl przygorowany i w efekcie obydwoje skonczyli pol-lezac na kanapie , Dezy na górze.
Patrzyli na siebie i kilka sekund zostali w bezruchu. Po chwili jednak do umysłu dziewczyny dotarło co się właśnie dzieje. Ruszyła się, Dezy orientując się trochę później zaczął z lekkim zakłopotaniem naśladować dziewczynę. Było mu bardziej niezręcznie niż jej. W końcu udało im się normalnie usiąść. Chłopak zaczął wodzić wzrokiem po wszystkim co nie było oczami dziewczyny. Ona wręcz przeciwnie, cały czas patrzyła w jego oczy. Głębokie, piękne, ciepłe, zielone oczy.
- O, już ciemno na dworze. - Chrząknął zmieszany.
- Faktycznie. - Dodała.
- Co mamy jutro za dzien ?
- Wolne. -
- Czyli mozemy dzisiaj siedziec do pozna w nocy. - usmiechnal sie dezy.
Skonczylo sie i tak na pojsciu spac po 22 , bo obydwoje nie byli specjalnie wyspani. Zdali tez sobie sprawe , ze zadne z nich nie chce byc same tej nocy , skonczylo sie na przeniesieniu kocy i kolder na podloge i uzadzenii 'pizama party' , malego , ale i tak bylo genialnie.
W nocy do chłopaka znowu powróciły koszmary. Śniło mu się, że idzie nocą przez las. Było ciemno i pusto. Nagle las przemienił się w polankę co zauważył dopiero po chwili. To to na niej zobaczył przerosło jego wyobrażenia. Stał i patrzył w osłupieniu jak 4 dorosłych mężczyzn w czarno-białych odświętnych garniturach niesie drewnianą trumnę. Czułek popatrzył na siebie. Był ubrany tak samo jak oni. Z kilku osób jakie tam się zebrały żadna nie wykazywała najmniejszego zainteresowania chłopakiem. Wszyscy podeszli do trumny by pożegnać zmarłą osobę, ale gdy podszedł Dezy po jego oczach spłynęły łzy. Zobaczył tam... Oliwię. Była w białej jak śnieg sukience. Leżała nieruchomo, wydawało mu się, że dziewczyna uśmiecha się jakby przez sen. Podszedł złapał ją za rękę i dotknął nią twarzy. Jedyne co czuł to zimno. Kiedy to zrobił, zauważył nad sobą twarze zgromadzonych. Patrzyli na niego z nienawiścią i odepchnęli od trumny. Wtedy się obudził. Wystraszony tym co zobaczył rozejrzał się po pomieszczeniu. Dopiero po chwili ujrzał dziewczynę, która opierała głowę na jego brzuchu. Nawet mało spostrzegawczy zauważyłby, że nie śni jej się nic dobrego. Pogładził ręką jej włosy i lekko przytulił do siebie. Uśmiechnęła się, choć sama nie zdawała sobie z tego sprawy. Już przygotowywał się do ponownego zaśnięcia, kiedy usłyszał dźwięk przychodzącego sms-a. Sięgnął po telefon i odblokował wyświetlacz, który przez chwilę go oślepił.
- Nadawca? Teraz?...
Westchnął i najdelikatniej jak umiał przeniósł głowę Oliwii na poduszkę obok *lol xD*. Wstał , wybrał nową czarną bluzę i rozejrzał się za marynarką , ale jedyna którą miał wciąż była w strzępach. Westchnął , założył maskę i wziął jedną kartkę z biurka , napisał szybką notkę gdzie jest i czemu. Gdyby Oliwia się obudziła przynajmniej nie martwiłaby się o niego... tak bardzo.
Potem sprawdził SMSa , wyszedł na dach i skacząc po ośnieżonych dachach ruszył do celu>
Nie mógł uwierzyć w to co widzi. Zaczajony na dachu, niewidoczny dla nikogo patrzył na całe zajście starając się ułożyć plan wydarzeń.
Osobą, którą zobaczył była dziewczyna spod jubilera. W ręku miała worek z biżuterią. Przed nią stał dorosły mężczyzna w czarnym płaszczu i ciemnym kapeluszu na głowie trzymający coś co stało obok niego. Kiedy wytężył wzrok dostrzegł małą dziewczynkę, miała może z 4-6 lat. Widać było, że nie rozumie co dzieje się wokół niej. Z tej odległości słyszał tylko drżący głos dziewczyny i głos bez wyrazu, który należał do mężczyzny. W chwili kiedy mężczyzna podniósł rękę Dezy zauważył broń.,
Nie miał shurikenów , dziewczyna nie miała łuku. Nie zdąży podbiec przed wystrzałem , ale może spróbować. W sekundzie gdy jego stopy dotykają ziemi z charakterystycznym tupotem mężczyzna odwraca się i strzela...w niego. Elektryczny pocisk trafia prosto w serce i chłopak pada bez przytomnośći.
- Co teraz? - pyta łuczniczka. Mężczyzna patrzy na nią przez chwilę.
- Teraz znajdź tą dziewczynę ninja , którą ostatnio postrzelił Max. Wtedy spłacisz dług. - mówi , odwracając się i ciągnąć za sobą sześciolatkę , która ze smutkiem patrzy na łuczniczkę. Ale nastolatka tylko odwraca wzrok.
- Co z nim ? -
- Wymyśl coś. - prycha mężczyzna z kpiną i znika w ciemnościach ulicy.
Łuczniczka stała, nie wiedząc co dalej zrobić. Po chwili namysłu złapała chłopaka za ręce i zawlekła w malutki rzadko odwiedzany zaułek. Oparła o ścianę i zaczęła grzebać mu w kieszeniach. Nie znalazła niestety żadnych wskazówek adresu czy czegoś takiego.
Nagle przez głowę przebiegła jej świetna myśl.
- Ona musi być w jego domu!
Oliwia obudziła się koło szóstej , przez wibrację telefonu oznajmiającą o nowej wiadomości. Rozespana nie zauważyła nawet braku Dezego , sięgnęła po telefon i przeczytała tekst. Jedno słowo , z nieznanego numeru. "Uważaj" - Co ? - zapytała sama siebie cicho , przecierając drugą ręką oczy. Nagle zorientowała się co to oznacza. Problemy , i to duże. - Dezy ! - zawołała , ale chłopaka nigdzie nie było. Chwilę zajęło jej znalezienie kartki z informacją , że jest na misji od Nadawcy i za chwilę wróci. Tylko kiedy to napisał ? Ile czasu minęło ? I dlaczego dostała ostrzeżenie ?
Przetarła kartkę ręką.
- Tusz się nie rozmazał, więc to musiało leżeć tu już długi czas. Nie wrócił z misji... - Jej oczy się zaszkliły na samą myśl o tym. - Muszę go znaleźć, ale chwila. - Przeczytała jeszcze raz sms.
- To musi być nadawca. Tylko na co mam uważać?
Na jej słowa ktoś zaczął z zacięciem walić w drzwi. Oliwia pobiegła na górę, tak cicho jak tylko mogła i zamknęła się w pokoju Dezego. Z lekką paniką zastanawiała się co teraz zrobić.
Nagle dało się usłyszeć szczęknięcie zamka i otwieranie drzwi do domu.
- Gdzie jesteś? - Słychać było słodki dziewczęcy głosik. - Musisz tu być! - Zmienił się drastycznie i brzmiał teraz jak rozkaz, ale co zdziwiło Oliwię to to, że był w nim strach. - Wyłaź, słyszysz? I tak cię znajdę! - Kroki z każdą chwilą były coraz głośniejsze. Dziewczyna spojrzała w stronę okna i nie wahała się długo.
Łuczniczka wbiegła do pokoju na górze. jedno spojrzenie na uchylone okno jej wystarczyło , cicho przeklnęła. Wyszła na dach i rozejrzała się. Gdziekolwiek podziała się ta smarkula nie może być daleko. W końcu była postrzelona... rzuciła się biegiem po dachach , z każdą chwilą oddalając się od domu Dezego.
Tymczasem Oliwia wyszła z szafy , gdzie przez szparę między drzwiami obserwowała drugą dziewczynę , i najszybciej jak mogła zeszła na dół. Wybiegła na pole , z ulgą zauważając , że cały czas pada śnieg (co znaczy , że nie ważne dokąd pójdzie po dwóch minutach znikną jej ślady). Ruszyła , jeszcze raz patrząc na wyświetlacz telefonu.
- Gdzie on może być? - Zastanawiała się.
Nie szła zbyt szybko, a to zasługa zranionej nogi. Była już daleko od domu chłopaka. Odwróciła się kilkakrotnie upewniając się czy aby na pewno nikt jej nie śledzi albo za nią nie idzie. Nagle, mocne szarpnięcie za bluzę pozbawiło ją równowagi, w efekcie czego upadła na ziemię. Syknęła, łapiąc się za nogę szukała osoby, która to zrobiła. Stała przed nią z wyciągniętym sztyletem.
- Spokojnie. - Powiedziała psychopatycznym głosem. - To zajmie tylko chwilkę, nawet nie poczujesz.
- Powiedziała stojąc nade mną ze sztyletem. - mruknęła Oliwia , w sekundzie wstając i rzucając się na Łuczniczkę , która zaskoczona nie zdążyła uniknąć dość silnego ciosu. Nie była przygotowana na atak ze strony tej dziewczyny. Myślała , że ranna nie będzie walczyć , raczej podda się , będzie błagać o litość albo odda swoje życie za chłopaka-nijnę , czy jakkolwiek on tam się nie nazywał. A jednak...
...tak się nie stało. Oliwia wzięła sztylet w obawie, że łuczniczka znowu będzie chciała go użyć.
- Co, role się odwróciły? - Mówiła wymierzając sztyletem w łuczniczkę. - A teraz porozmawiamy... Czego ty ode mnie chcesz?
- Ty, ty nic nie zrozumiesz. - Jej głos jakby przycichł, straciła pewność siebie. - Ja muszę cię... muszę ci....
- Nic nie musisz. - Opuściła broń i spokojnym głosem kontynuowała. - Nikt nie może ci nic kazać. Sama podejmujesz decy -
- Ciekawe czy byłabyś taka mądra kiedy najważniejsza dla ciebie osoba, twój mały skarb jest w niebezpieczeństwie, a ty jedyne co możesz zrobić to słuchać co masz zrobić, żeby nie stała jej się krzywda. - Mówiła drżącym, pełnym rozpaczy głosem.
Kiedy to powiedziała stało się coś czego nawet na chwilę nie przewidziałaby. Oliwia przytuliła ją.
- Pomogę ci. - powiedziała Oliwia. Obydwie wstały , pewne , że druga nie spróbuje jej zaatakować. - Ale zrobimy po mojemu. - uśmiechnęła się lekko.
Łuczniczka niosła dziewczynę przewieszoną przez ramię. To niesamowite , jak silna była. Albo jak lekka była Oliwia , zależy od perspektywy. Mężczyzna czekał na nią niedaleko miejsca , gdzie ukryła Dezego , wciąż nieprzytomnego.
Rzuciła Oliwię na śnieg , do jednej z zasp.
- Gotowe. - powiedziała głosem pozbawionym emocji.
- Widzisz? Jak chcesz to potrafisz załatwić to szybko i po cichu. - Odparł z upiornym uśmieszkiem na twarzy.
- Więc gdzie jest moja siostra?
- Najpierw chcę zobaczyć wyniki twojej roboty.
- Miałeś mi oddać siostrę! Obiecałeś! Gdzie ona jest?!
- Powiedziałem, że najpierw chcę zobaczyć co z nią zrobiłaś.
- Nie jesteś normalny, chcesz widzieć tylko krzywdę ludzi! Oddaj mi siostrę albo pójdę na policję!
- Oto jeden prosty powód dlaczego tego nie zrobisz. Kiedy wrócisz to zamiast mnie będziesz widziała tylko zwłoki sześciolatki.
- Nie... Nie zrobisz tego... Nie możesz! - Krzyczała przez łzy. - Nie masz prawa!
- No to przekonajmy się czy faktycznie tego nie zrobię. - Zaśmiał się.
Zamilkła. Dobrze wiedziała , że nie jest mu w stanie nic zrobić.
- Patrz na śnieg. - powiedziała za to , przez zaciśnięte zęby. Dopiero wtedy obydwoje zwrócili uwagę na to , że zaspa nabrała nieciekawego czerwonego koloru. Na twarzy mężczyzny pojawił się sadystyczny uśmiech. Podszedł do Oliwii , leżącej twarzą w kierunku śniegu. Jej ręce były sine , pocięte wzdłuż , cała była lodowata.
Łucznicza z napięciem wpatrywała się jak ogląda 'efekt jej roboty' modląc się , żeby dał się nabrać na sztuczki ze sztuczną krwią i trudno zmywalnym makijażem.
- Całkiem nieźle. - Odparł wreszcie.
- Więc powiedz mi teraz gdzie jest moja siostrzyczka.
- Nie rozpędzaj się tak. - Mruknął. - Jej ciało nie może tu tak leżeć.
- Co?
- Pozbądź się jej. - Rzucił odwracając się.
- Kpisz sobie ze mnie?
- Coś ty powiedziała?
- Łamiesz obietnice. Jaką mam mieć pewność, że żyje albo, że ją zobaczę?
- Jeśli będziesz postępować tak jak teraz to żadnej. - Uśmiechnął się. - Zrób z nią to co z chłopakiem i po problemie.
Kiedy oddalił się wystarczająco daleko Oliwia podniosła się z śnieżnej zaspy i łapiąc powietrze zapytała z naciskiem łuczniczki.
- Z jakim chłopakiem?
- A jak myślisz ? - mruknęła łuczniczka mierząc ją spojrzeniem.
- Czułek ? -
Zgodziła się kiwnięciem głowy. Przez sekundę Oliwia wyglądała , jakby chciała się na nią rzucić , ale dobrze radziła sobie z powstrzymywaniem emocji.
- Zabiłaś go ?! - mimo wściekłości udało jej się trzymać cichy ton , w obawie przed powrotem mężczyzny.
- Nie ! Oberwał tylko prądem. Chodź za mną.- dziewczyny ruszyły razem , brnąc przez śnieg.
Przedzierając się przez śnieżne zaspy znaleźli w końcu miejsce o którym mówiła łuczniczka.
- To on. - Wskazała ręką na szarą masę opartą o ścianę budynku.
- Dezy. - Powiedziała jakby sama do siebie.
Podeszła do niego i nie wiedzieć czemu w jej oczach pojawiły się łzy. Zgarnęła z niego małe kupki śniegu i popatrzyła na jego twarz. Była sina, zimna i bez wyrazu. Chłopak, który zawsze tętnił życiem leży teraz nieprzytomny.
- Jesteś pewna, że żyje? - Zapytała z obawą.
Dziewczyna nie odpowiedziała.
Oliwia nie miała żadnego pomysłu co zrobić z Dezym (zupełnie jak ja xD)
- Pomóż mi zanieść go do domu ! - odwróciła się do łuczniczki z błagalnym wyrazem twarzy , ale wyższa dziewczyna nie zareagowała. Dopiero po chwili westchnęła.
- Sprzątnijmy czerwony śnieg i zaniosę go do ciebie. Ale jeżeli przez ciebie coś stanie się mojej siostrze... - nie musiała kończyć.
Czerwony śnieg zgarnęły przysypując go tym w normalnym, białym kolorze. Następnie podeszły do chłopaka.
- Pomóż mi go podnieść, sama nie dam rady. - Powiedziała Oliwia.
- Wiem, że jesteś słaba, ale nie przesadzajmy.
- Nie wiem jak tobie, ale mi się jakoś na żarty nie zbiera, poza tym widzisz tą nogę? Jeden z tych gości nieźle mi ją uszkodził. Im szybciej mi pomożesz tym szybciej ja pomogę tobie. - Krzywo się uśmiechnęła.


http://24.media.tumblr.com/0232abe377ce40acda04905969a7cf65/tumblr_mn80xeWQna1r2uvl2o2_500.gif

Offline

#4 27-06-15 21:39:05

 Willczyca68

Czarnoksiężnik z Krainy Koszmaru

Punktów :   

Re: Wilczek&Bratnia Dusza :33

- Okey, okey... Ale obiecujesz, że mi pomożesz?
- Masz moje słowo. - Uśmiechnęła się tym razem bardziej wesoło.
Wspólnymi siłami udało im się podnieść chłopaka, głównie dzięki łuczniczce. Wzięły go pod ręce i miały nadzieję, że kiedy jest już ciemniej nie będą rzucać się w oczy i bezpiecznie dotrą do domu.
Wlokły się niemiłosiernie wolno , a śnieżyca z każdą chwilą przybierała na sile. Przynajmniej nie musiały martwić się o czerwony śnieg , teraz pewnie przykryło go 30 cm nowego...
- Daleko jeszcze ? - zapytała Łuczniczka , brnąc przez zaspy. Szły bokiem , dzięki czemu wygodniej niosło im się Dezego - najpierw wyższa dziewczyna , później wciąż nieprzytomny chłopak , a na końcu podtrzymująca go Oliwia.
- Na szczęście nie. - uśmiechnęła się dziewczyna , widząc znajome budynki.
Po ciężkiej wędrówce Oliwia otworzyła drzwi. Na ich szczęście w domu nikogo nie znaleźli. Położyły chłopaka na kanapie tak, żeby leżał na plecach. Wciąż był nieprzytomny. Gdy dziewczyna zajęła się nieprzytomnym i lodowatym Dezym, łuczniczka rozglądała się po domu. Wróciła do dziewczyny.
- Mieszkasz tu sama? - Zapytała z ciekawością.
- Co? Nie, mieszkam z ... - Zawiesiła się na chwilę. Nie wiedziała co odpowiedzieć, ale po dłuższej przerwie w końcu mruknęła niewyraźnie. - Z rodziną.
- Pusto tu trochę jak na mieszkanie z rodziną.
- Bywa. - Rzuciła po czym zmieniła temat. - Wiesz jak mogę mu pomóc?
- Nie, tylko on wie.
- A, mogłabym z nim chwilkę zostać?
- Jasne, ale pośpiesz się.
Wyszła z pokoju zerkając przez ramię jak mina dziewczyny zdecydowanie się zmienia. Z obojętnej, twardej, na niczym nie zależącej na smutną, zmartwioną, przerażoną. Jakby parząc na chłopaka po prostu zmiękła.
Zerknęła na wyświetlacz. Przyszedł sms.
- To od niego.
- Plac przed jubilerem. Czekam. - przeczytała na głos i westchnęła , patrząc na górę schodów. Słyszała kroki Oliwii na piętrze.
-"Pozbyłam się dziewczyny kawałek stąd. Chwila." - odpisuje szybko , po czym zerka na Dezego. Jest cały sino-blady , zmarznięty ... Z braku czegokolwiek lepszego pod nieobecność dziewczyny Łuczniczce udało się znaleźć koc , przykryć nim chłopaka i zaparzyć herbatę dla siebie i 'koleżanki'.
- Możesz się pośpieszyć ? Dostałam wiadomość ! - krzyknęła.
- Wiadomość?
- Tak! Od gościa, który ma moją siostrę. Musimy się pośpieszyć!
- Czekaj, trzeba to jakoś przemyśleć. - Powiedziała Oliwia. - I... nie wiem czy mogę go tu zostawić. - Mruknęła wskazując na Dezego. - Poza tym przecież mnie 'załatwiłaś' wątpię, że uwierzy w cudowne zmartwychwstanie kiedy mnie zobaczy.
- Masz jakiś plan?
- Powiedz jeszcze raz gdzie mamy się spotkać?
- Pod jubilerem.
- Zrobimy tak. Ty pójdziesz przodem pod jubilera, tam gdzie się umówiliście, a ja będę szła chwilę za tobą trochę inną drogą, żeby w razie czego cię asekurować.
- Dobra, to chod -
- Nie chcę cię martwić, ale... skoro wtedy nie chciał ci oddać siostry, to skąd wiesz, że zrobi to tym razem?
- Wiem , że nie zrobi. Dlatego na ciebie poczekałam. - powiedziała , wychodząc na mróz. Zaskoczona Oliwia tylko zarzuciła grubą kurtkę i wyszła za nią.
Rozdzieliły się i szły według planu. Dziewczyna zastanawiala się , co takiego miala na myśli łuczniczka. Sugeruje , że będą walczyć ? Jeżeli tak , to nie wybrała sobie najlepszego sojusznika - w końcu Oliwia ma rozwaloną nogę i o ile nie jest to już tak uciążliwe jak wcześniej , to wciąż stanowi słaby (i to dobrze widoczny) punkt. Może więc dobrze byłoby zakraść się od tyłu i trzymać nieświadomego mężczyznę w pułapce ? Tylko jak to zrobić ...?
W głowie Oliwii pojawił się świetny pomysł. Musi tylko zobaczyć, w którym dokładnie miejscu stoi mężczyzna i nie zostać zauważona przez niego, dalej będzie tylko prościej. Z przeciwnej strony najpewniej będzie widziała łuczniczkę, która zauważy i ją, a mężczyzna będzie nieświadomy jej obecności.
- To mogłoby się udać! - Mruknęła do siebie docierając już do "miejsca spotkania".
Łuczniczka stanęła naprzeciw mężczyzny. Obok niego stała mała dziewczynka , patrząca po nich wystraszonym wzrokiem. Miała siniaki na twarzy i rękach , jej płaszczyk był potargany. Dziewczyna widziała to , ale na jej twarzy nie pojawiła się żadna emocja. Tylko tak mogła odzyskać siostrzyczkę.
- Umówiliśmy się. Oddawaj ją. - powiedziała lodowatym tonem.
- Czy nie sądzisz, że do twarzy jej w fioletowym? - Powiedział sadystycznym głosem, a na jego twarzy pojawił się przerażający uśmiech.
- Nie zmieniaj tematu. Oddaj mi ją!
- Mówisz o niej, jak o jakiejś dziecięcej zabaweczce, którą musisz mieć.
- Kilka razy odpuszczałam, ale teraz nie mam najmniejszego zamiaru. Nie odejdę bez niej! Łamiesz umowę!
- Kto tu łamie umowę? Nie wydaje mi się, żeby była do końca martwa. - Mówił wskazując Max'a ciągnącego coś za sobą.
Dezy ocknął się z koszmaru. Najpierw nie mógł zorientować się gdzie jest. Dom , wyglądał obco , ale z czymś mu się kojarzył ... Chłopak zerknął na siebie. Był przykryty górą koców , a mimo to drżał z zimna. Ostatnim wspomnieniem , jakie miał w głowie był jubiler ...Towarzyszyło mu silne przeczucie , że powinien tam pójść. Tylko czemu i po co ?
Już miał zamiar się podnosić, gdy coś zakuło go w okolicy serca. Szybko znalazł się znowu w pozycji leżącej i ręką trzymał się w bojącym miejscu. Oczy skierował ku sufitowi i zaczął spokojnie, powolutku oddychać. Po kilku minutach ból przeszedł. Jeszcze raz, tym razem nieco ostrożniej podniósł się z łóżka i w pozycji siedzącej przyglądał się całemu pokojowi. Był niezbyt wielki, ale za to przytulny. Od razu zauważył, że należy do dziewczyny. Ostrożnie wstał, założył maskę i biorąc wszystkie potrzebne rzeczy udał się tam gdzie podpowiadała mu świadomość.
*perspektywa łuczniczki*

Zamarła. Nie trudno było rozpoznać , kto jest ciągnięty po śniegu.
- Widać ma silną wolę przetrwania. Chociaż z takim wrakiem chyba sobie poradzisz. - powiedziała lodowatym tonem , z powrotem wbijając wzrok w mężczyznę. Z jego twarzy spełzł uśmiech.
- Wolałbym , żebyś ty dokończyła robotę.-
- Najpierw ona do mnie wraca. - wskazała na dziewczynkę.-
- NIE TY DYKTUJESZ WARUNKI. - wrzasnął , aż drgnęła zaskoczona. Potem się roześmiał.
- Chyba zacznę. - powiedziała cicho. W sekundzie w jej rękach pojawiły się dyski podobne do shurikenów. Zanim mężczyzna zdążył się zorientować jeden z nich przyczepił się do jego płaszcza i zaiskrzył błękitnym światłem.
Zdezorientowany puścił dziewczynkę, która korzystając z okazji szybko podbiegła do łuczniczki. Podczas gdy mężczyzna szarpał się z przyczepionymi dyskami, wystraszone dziecko wpadło w ręce starszej siostry obejmując ją najmocniej jak tylko zdołała. Łuczniczka biorąc ją na ręce zrobiła dokładnie to samo.
- No proszę, jaka wzruszająca chwila. - Mruknął, kiedy udało mu się oswobodzić. - Przykro będzie mi ją teraz przerywać.
- Nawet nie podchodź! - Krzyknęła stawiając dziewczynkę na ziemi i łapiąc ją za rękę.
- Jak chcesz. - uśmiecha się , a w tym momencie do przodu rzuca się Max. Łuczniczka odpycha dziewczynkę , sama w momencie robiąc unik i kopniakiem odpychając brutala metr dalej. Walczy szybko , bardziej unikając ciosów niż wprowadzając własne , dzięki czemu Max zaczyna tracić siły.
Mała dziewczynka natomiast podbiega do Oliwi , korzystając z nieuwagi drugiego mężczyzny , zapatrzonego w walkę.
Patrzy na półprzytomną dziewczynę, która aktualnie leżała w miejscu gdzie zostawił ją chłopak, prowadzący walkę z łuczniczką. Złapała swoją malutką rączką za jej dłoń i pociągnęła próbując pomóc jej wstać. Niestety była zbyt słaba, żeby zrobić coś takiego. Za to Oliwia poruszyła się i niezauważona przez mężczyznę powoli wstała lekko się chwiejąc i podpierając ściany. Wzięła dziewczynkę na ręce, na jej szczęście nie ważyła zbyt dużo. Może przez to, że jest jeszcze dzieckiem, a może przez to, że przez kilka dni spędzonych u mężczyzny nikt jej nie karmił lub dawali jej minimalne porcje. Najszybciej i najciszej jak mogła zniknęła z tamtego miejsca.
Łuczniczka zauważyła kątem oka zniknięcie obydwu dziewczyn i uśmiechnęła się. Już nic jej tu nie trzyma. Cofnęła się i w momencie wyjęła z kieszeni niewielką kulkę. Uderzyła nią o ścianę (ponieważ w śniegu by się nie rozpadła) , teren w promieniu pięciu metrach zakrył gęsty dym. Mężczyzna poczuł ukłucie w szyi i chwilę potem jego twarz wylądowała w śniegu. Max został znokautowany i łuczniczka szybko dostała się na dach , szukając wzrokiem Oliwii.
Zauważyła kogoś z kulejącą nogą niosącą coś różowego.
- To one. - Mruknęła do siebie lekko się uśmiechając.
Szybko znalazła się obok nich co nie było trudne, bo nie poruszały się zbyt szybko. Oliwia zatrzymała się. Z ulgą spojrzała na łuczniczkę i oddała zgubę w jej ręce.
- To co? Tu się pożegnamy? - Zapytała z krzywym uśmiechem Oliwia.
- Na to wygląda.
- Wpadnij czasem, nieźle się z tobą bawiłam. Nie licząc, półżywego chłopaka w moim domu, twojej poobijanej siostry, mojej nogi...
- Łapię o co ci chodzi.
- ... było całkiem fajnie.
- Tak, całkiem miło.
- To do zobaczenia łuczniczko. - Powiedziała puszczając jej oczko.
- Do miłego zobaczenia. - Odparła znikając w cieniu.
- Teraz ostatnia misja, dotrzeć do domu.
Ruszyła dalej powolnym krokiem. Śnieg przestawał padać , zwiększając widoczność , dlatego na wszelki wypadek starała się iść ciemnymi uliczkami. Nie wiedziała , że mężczyźni są nieprzytomni. W pewnym momencie zauważyła znajomą postać. - Dezy ?! –
Blada postać podeszła, jeżeli można to tak nazwać, bliżej. Teraz już miała stuprocentową pewność.
- Dezy! - Niemalże krzyknęła. - Co tu robisz?
- Ciebie też miło widzieć. - Uśmiechnął się serdecznie.
- Jak się czujesz?
- Bywało lepiej, ale nie narzekam.
- Nie masz pojęcia jak się martwiłam. - Mówiąc to podeszła i rzuciła mu się na szyje.
Zdziwiony chłopak poczuł, że czerwieni się teraz jak dojrzały pomidor.
- Chodź , wracajmy do domu. - puściła go i uśmiechnęła się. Nie wyglądał na przekonanego , więc lekko złapała go za rękę , ciągnąc za sobą. Odwróciła twarz , żeby nie widział jej rumieńców.
- Do czyjego domu? - Zapytał się z głupim uśmiechem na twarzy.
- Najlepiej każdy do swojego.- Zaśmiała się. - Tata musi się nacieszyć moją obecnością. No i jutro szkoła, trzeba by w końcu do niej pójść.
- Odprowadzę cię. - Zaofiarował się. - Tak jakby co.
- Jak tam wolisz. - Uśmiechnęła się.
- Nie chcesz, żebym cię poniósł? - Zapytał bardziej serio niż w żarcie.
Uśmiechnęła się lekko.
- Dam radę , uwierz mi. Już jest lepiej niż wcześniej. -
Puściła jego rękę i teraz szli obok siebie w ciszy ,która z każdą chwilą stawała się coraz bardziej niezręczna.
- Tu się chyba pożegnamy. - Odezwał się wreszcie widząc dom dziewczyny.
- Do jutra. - Pomachała mu.
Weszła do domu najciszej jak mogła nie chcąc budzić nikogo. Kiedy znalazła się przed drzwiami do swojego pokoju coś nagle złapało ją za rękę.
- O której to się do domu wraca? - Zapytała zdenerwowana kobieta.
- Tak dla sprostowania to nie było mnie kilka dni, ale tobie to chyba nie przeszkadzało. - Uśmiechnęła się ironicznie.
- Nie pogrywaj sobie ze mną bo nie wyjdzie ci to na zdrowie. Jutro się będziesz tłumaczyła przede mną i ojcem.
- Nie ma problemu, a teraz puść mnie wreszcie bo mam lepsze zajęcie niż rozmawianie z tobą. - Wyrwała rękę z uścisku.
Kobieta prychnęła oburzona jej zachowaniem , ale nie powiedziała ani słowa więcej. Opuściła pokój , jakby to była cela w więzieniu. Poniekąd miała rację...
Oliwia westchnęła. Wyjęła z szafy piżamę i szybko pobiegła do łazienki. Chwilę zajęło jej doprowadzenie się do normalnego stanu. Gdy kładła się spać było po 23. Westchnęła , podłączyła telefon do ładowarki i zgasiła światła.
Położyła się na łóżku w wygodnej pozycji i zastanowiła się nad jedną rzeczą. Czy macocha jest naprawdę tak ślepa i nie zauważyła w jakim stanie jest jej noga? Czy po prostu zauważyła i podświadomie cieszyła się z tego? Czy może ona już o tym wiedziała?
Po takich rozważaniach dziewczyna w końcu zasnęła.
Obudził ją SMS. Automatycznie sięgnęła ręką po telefon , bojąc się , że to od Nadawcy. Ale nie , numer był znajomy ... Dezy ?
-"Pobudka ! :P Rodzice kolegi chcą mnie podwieźć do szkoły. Też jedziesz ? ^^"-
Uśmiechnęła się lekko sama do siebie. Jedynym plusem całej tej sytuacji z Nadawcą było to , że zaprzyjaźniła się z Dezym... Przynajmniej bardziej niż pierwszego dnia w szkole...
-"Byłoby miło ^^"- odpisała i wstała z łóżka. Jest siódma , zostało jej pół godziny na przygotowanie się.
Wzięła ubrania i poszła do łazienki. Gdy wychodziła zabrała piżamę i składając w drodze do pokoju zostawiła na łóżku. Spakowała się szybko do szkoły zerkając jeszcze co na odrobić na przerwach. Zostało jej jeszcze około 15 minut. Zeszła na dół zrobić śniadanie. To co zastała w kuchni lekko ją zdziwiło. Przy stole siedzieli kolejno tata, macocha i jej córka. Zaskoczona stała na środku i oczekująco spoglądała na domowników.
- A więc zebraliście się tutaj z jakiegoż powodu? - Mruknęła sarkastycznie.
- Chcieliśmy z tobą porozmawiać. - Oświadczył tata.
- O czym?
- O wydarzeniach z ostatnich dni.
- Dokładniej ? - zapytała , udając , że nie wie o co chodzi. W myślach podziękowała samej sobie , za dobre dobranie ubrania - długa bluza z rękawami zakrywającymi niezbyt nadające się do pokazania ręce i nieco luźniejsze spodnie , które nie odwzorowywały idealnie kształtu jej nóg , jak to robią rurki.
- Gdzie się podziewałaś ? - zapytała macocha siląc się na spokojny ton , bardziej ze względu na obecność przy stole ojca Olwii niż jej samej.
- Dobrze wiemy , że w domu cię nie było. - dodała jej córka z wrednym uśmiechem.
- Byłam u koleżanki na piżama party mówiłam ci przecież, nie powiedziałaś im? - Mówiła słodkim tonem do córki macochy. Teraz ona z kolei ucichła próbując sobie przypomnieć tą sytuację.
- U której? - Zapytała macocha.
- U Agi.
- Nie kojarzę żadnej Agi. - Mruknęła z niezadowoleniem.
- Tej z mojej klasy. Niska jasne włosy, znak rozpoznawczy zawsze nosi coś fioletowego, podać jakieś znaki szczególne? - Zapytała wyraźnie zdenerwowana zaistniałą sytuacją spowodowaną przez macochę.
Nagle telefon w jej kieszeni zawibrował. Wyjęła go . wiadomość od Dezego.
- Wy baczcie , muszę już lecieć do szkoły. - powiedziała chłodnym tonem.
- Teraz ? -
- Tak. Rodzice kolegi zgodzili się mnie podwieźć , bpoo wy nie macie czasu. -
Zanim zdazyli jakkolwiek zareagować ubrała buty , założyła kurtkę i czapkę i wyszła z domu , mniej lub bardziej celowo trzaskając za sobą drzwiami.
Pod jej domem stał już samochód, a z tylnego siedzenia Dezy zaczął jej machać. Uśmiechnęła się do siebie i rzucając krótkie ''dzień dobry" usiadła koło Czułka.
- Jak tam noga? - Spytał chłopak, którego nie mogła sobie przypomnieć imienia.
- Już lepiej, dzięki.
- Możesz chodzić? - Zapytała troskliwie mama chłopaka.
- Bardziej nazwałabym to kuśtykaniem, ale tak. - Uśmiechnęła się.
- Co za ludzie, żeby zrobić takie coś. - Kontynuowała. - Ponoć to jakiś zamaskowany chłopak w czarnym ubraniu.
- Tak. - Mruknęła. Jednak nie mówiły o tym samym chłopaku.
Dalsza podróż minęła w raczej pogodnej i niezbyt sensownej rozmowie. Wysiedli i w trójkę ruszyli do szkoły.
- Czym zaczynamy ? - zapytał Dezy.
- Historię odwołano , bo gościu miał jakieś jazdy w domu i poprosił o dzień wolnego , więc chyba zrobią nam jakieś zastępstwo... -
- Yes ! - uśmiechnęli się jednocześnie Dezy i Oliwia.
- Wolę mieć z każdym nauczycielem byle nie z nim. - Mruknęła. - Chyba nie ma drugiego tak nieznośnego nauczyciela.
- Czekaj, jakie jazdy? U niego w domu? Byłem pewny, że tam wszystko chodzi jak w zegareczku. - Spytał zaciekawiony Czułek.
- Wiem chyba tyle co wy, to znaczy był jakiś pożar i chyba ma żonę w śpiączce czy coś takiego. Były wybuchy, dzikie eksplozje, masakra jednym słowem. - Dezy spojrzał porozumiewawczo na Oliwię.
- Dobra, chodźcie już na lekcje. - Pogoniła ich.
Przed klasą czekała cała grupa uczniów. Nawet po dzwonku nie przestawali rozmawiać. nie pojawił się też żaden nauczyciel.
- Heloł ! A co jest , lekcje odwołali ? - kolejny kolega Dezego pojawił się obok nich.
- Chyba tak. Przynajmniej pierwszą. -
Uśmiechnęli się.
- Hista , tak ? U tego gościa pożar był , no nie ? -
- Masz spóźniony zapłon. - kumpel uderzył dłonią o czoło.
- He , pożar i zapłon , łapię. - roześmiał się blondyn , a Oliwia i Dezy dołączyli do fejspalmującego.
Usiedli pod ścianą i dalej kontynuowali rozmowę. - Tooo... Co teraz robimy? - Zapytała znudzona.
- Może poopowiadam kawały? - Zaofiarował się blondyn.
- Nie! - Krzyknęli przerażeni.
- Dlaczego?
- Stary, jeszcze się pytasz? Twoje żarty są gorsze niż tego gościa z familiady. - Mruknął kolega Czułka. Blondyn posmutniał.
- Jest aż tak źle? - Wszyscy przytaknęli. - Wiecie, że niedługo bal przebierańców? - Pokręcili głowami. - Za kilka dni, wiecie kogo bierzecie? - Dopiero się dowiedziałem, że jest jakiś bal, więc jak myślisz? - Powiedział Dezy z uśmiechem.
- Znając ciebie i twoje mroczne klimaty będziesz Batmanem. - mruknął ciemnowłosy chłopak , siadający obok nich. Trzeci z grupy kolegów czułka
- Heeeloooł ! - uśmiechnął się Mattie.
- Ty masz już strój. –
- Będzie rycerzem jak co roku. - mruknął Dezy sarkastycznie - Albo czarodziejem. –
- A ty ? - jeden z kolegów zerknął na Oliwię.
- Najbardziej trafnym przebraniem dla mnie będzie teraz mumia, owinę się cała bandażami. - Zaśmiała się. - A tak serio to może za Link'a albo Robin Hood'a w wersji kobiecej? Nie zastanawiałam się. To jest pierwszy bal przebierańców na którym będę.
- Wow... - Mruknął Mattie. - Rly?
- Nom. W szkole nie organizowali takich zabaw.
- A ty za co się przebierasz żartownisiu? - Powiedział Dezy zerkając na blondyna.
- Będę ...! - zaczął z entuzjazmem , a sekundę potem się zamknął. - W sumie nie mam pojęcia. - - Zostań Jokerem. - prychnął Alberd *wcale nie napisałam Alfred z przyzwyczajenia* z kpiną. - Ty , stary , genialny pomysł ! - podchwycił natychmiast Michał. - Nawetwłosy se zafarbuje ! Korona króla będzie moja ! - uśmiechnął się rozmarzony. - Tylko żarty sobie jakieś wymyśl , bo tymi dosłownie zabijesz publiczność... Z nudów. - - The Killing Joke ?- mruknął Albert , a Dezy uśmiechnął się pod nosem. - Jeez , skończcie z tymi żartami technicznymi pod batmana. wiecie , że tego nie kumam... - mruknął Krystian. - Eyy. Ale weźmy się wszyscy przebierzmy za tych z batmana ! - Mattie jak zwykle zaczynał się zbyt ekscytować pomysłem. - Albo wg z DC comics ! Dezy będzie Batmanem albo Nightwingiem , ja biorę Jokera , Albert się nadaje na catwoman... - W tym momencie przerwalo mu uderzenie w tył głowy od czarnowłosego , ale kontynuował niezrażony. - Albo weźmiesz Jasona Todda czy Tima czy Damiana , Krystian się zafarbuje na rudo i zcosplayuje Kid Flasha , a Oliwia machnie Power Girl... - W tym momencie uciszył go Dezy.
- No co? Byłoby zaiście! - Cieszył się dalej swoim fenomenalnym pomysłem.
- Mattie, a może ty przebrałbyś się za Power Girl? - Mruknął Dezy. - Idealnie do ciebie pasuje...
- Tak sądzisz? To niezły pomysł! Tylko wszyscy stracą przyjemność patrzenia na genialnego Jokera. I co mam teraz zrobić? - Mówił zrozpaczony.
- Może połączysz te dwie postacie? - podsunął Krystian.
- The Killing Power Joker? - Czułek wyraźnie podniósł jedną brew.
- Już bez przesady.. - mruknął Albert. - Wymyślcie coś normalnego , cosplay'e są drogie jak.... Bardzo drogie. -
- E tam , tata załatwi. - uśmiecha się Mattie.
- Ja Power Girl podzękuję... Mieli tam kogoś niepełnosprawnego ? - uśmiechnęła się lekko Oliwia.
- The Killing Joke to komiks , w którym postrzelona zostaje Barbara Gordon , pierwsza Batgirl. Zostaje sparaliżowana od pasa w dół i zmienia swoją rolę na Oracle/Wyrocznię pomagając z wnętrza Batcave... - Mattie wyrzuca z siebie potok słów , na moment wszyscy są cicho.
- Czyli tak , mają niepełnosprawnych. I to całkiem fajnych. - skraca Albert.
- Jak ona będzie Oracle , to Dezy robi Nightwinga. - uśmiecha się Mattie , z TYM charakterystycznym wyrazem twarzy , a Dezy uderza dłonią o czoło.
- Czyli postanowione?
- Pozwól, że sam sobie wybiorę za kogo się przebiorę, dobra? - Mruknął Dezy z morderczym spojrzeniem.
- Dobrze, już milknę. - Spojrzeli na niego i głośno wypuścili powietrze.
Miłą atmosferę przerwał im zdyszany, biegnący do nich chłopak z ich klasy.
- Co jest? Pali się czy co? - Zapytał Albert.
- Bó... bó...bójka na sali gimnastycznej. Błagam, pomóżcie.
- Lecimy ! - zerwał się Mattie , jak zwykle pierwszy do każdej akcji. Pomógł wstać Oliwii , zanim którykolwiek z chłopaków się zebrał i popędził w kierunku sali gimnastycznej , ciągnąc za sobą ociągającego się Alberta (Albert jest takie emoooo xD A Mattie idiota jak Ameryka xD Czy tylko mi się wydaje ? xD)
Krystian , Oliwia , Dezy szybkim krokiem szli za nimi , zdyszany kolega z klasy został na miejscu , łapiąc oddech.
Trójka idąca z tylu dotarła w końcu do wejścia sali gimnastycznej widząc Mattie'go opierającego się o ścianę i łapiącego oddech.
- I co, trzeba było tak pędzić? - Zapytał z ironią Krystian na co Mattie tylko przytaknął.
- To może ja tu z nim poczekam, a wy sobie wejdziecie? - Zapytał Albert.
- Ale ja chcę iść! - Blondyn w jednej chwili odzyskał siły.
- Przynajmniej nie będzie przeszkadzał. - Odparł Dezy.
- Chcę tam iść z wami!
- I kawały ci poopowiada dla zabicia czasu. - Podsunął Krystian.
- No ej! - Nikt nie zwracał uwagi na wrzeszczącego albo nikt nie chciał zwracać.
- Przytrzymaj go jakby się wyrywał. - Polecił Czułek po czym zniknęli w sali z ogromnym tłumem.
Sytuacja nie wyglądała zbyt ciekawie. Grupka dobrze znanych starszych 'sportowców przed trójką nowych uczniów - dwóch dziewczyn i chłopaka. Wszyscy wyglądali podobnie , pewnie byli spokrewnieni. Dwójka z nich zbierała się z podłogi , jedna dziewczyna z brązowym warkoczykiem jeszcze stała , ocierając krew z nosa. Nie byli pierwszymi lepszymi ofiarami - umieli walczyć , a przynajmniej ona - jeden ze sportowców poleciał do tyłu z brzydką śliwą pod okiem.
Dezy zerknął na Oliwię. Wyglądała , jakby miała ochotę rzucić się do przodu i pomóc dziewczynie. Położył rękę na jej ramieniu i lekko się uśmiechnął.
A potem wszedł pomiędzy walczących z rękami uniesionymi w obronnym geście.
Stając w sposób, żeby w razie potrzeby zasłonić dziewczynę zaczął swoje przemówienie.
- A więc mam do was jedno zasadnicze pytanie. - Spojrzał na trzecioklasistów mierząc ich wzrokiem. - Co oni wam takiego zrobili, że tak ich traktujecie?
Zapadła cisza. Żaden z nich nie umiał odpowiedzieć na stosunkowo banalne pytanie. W końcu odezwał się jeden.
- Bo lubimy. - Wyszczerzył się, jakby ta odpowiedź była skomplikowana. - A co chcesz dołączyć? - Powiedział popychając go.
- Wiesz, nie lubię osób, które krzywdzą dla zabawy, więc radzę przestać zanim zrobi się nieprzyjemnie.
- Pff... Grozisz mi słabiaku? - Zapytał odpychając go z taką siłą, że wylądował na podłodze.
Przez tłum przebiegł śmiech, który - jak było z resztą widać - wydawał się dla chłopaków pewnego rodzaju dopingiem.
Dziewczyna z warkoczem wyciągnęła do niego rękę. Chwycił ją , dał się pociągnąć w górę z niesamowitą siłą , wykorzystując impet nadany mu przez jej ruch do uderzenia chłopaka , który go popchnął. Wszystko wyglądało , jakby ćwiczyli ten ruch od lat.
- Powtarzam jeszcze raz. Dajcie sobie spokój. To i tak nie ma sensu. - powtórzył spokojnym tonem w kierunku rozwścieczonego chłopaka.
- Jak lubią ból , to niech atakują. - mruknęła dziewczyna niebezpiecznie niskim głosem , unosząc ręce jak zawodnicy boksu.
- Spokojnie, nie chcemy tu przecież III wojny światowej, tylko normalne zakończenie całej sytuacji. - Zerknął na dziewczynę. -To jak, dogadamy s - Chłopak nie dał za wygraną i Czułek oberwał w nos. - ..ię - Dokończył. - Widzę, że jednak nie.
Przetarł rękawem krwawiący nos i rozcięte usta. Omiótł ich mściwym spojrzeniem i oddał chłopakowi podbrudkowym, tak mocno, że wpadł na gości stojących za nim. Teraz to gry weszła też dziewczyna z niskim głosem. Zdzieliła każdego, który zbliżył się chociaż na metr, podczas gdy Dezy pomagał wstać pozostałym. Po czasie trzecioklasiści się wycofali, a tłum opuścił salę z przegranymi na czele. Została tylko jedna wysoka dziewczyna, która oczekiwała końca tego wszystkiego. Patrzyła na niego dużymi oczami w których było widać troskę kiedy skierowały się na liczne, ale drobne rany na twarzy chłopaka. Czekała na niego Oliwia.
- I co ? - nagle do sali wbiegł blondyn, wpadając na Oliwię. Obydwoje przewrócili się na Czułka, który znalazł się w zasięgu i w trójkę wylądowali na podłodze. Krystian patrzył na nich zaskoczony, sekundę później za Mattim wbiegł Albert.
- Sorry, wyrwał się. On jest jak dzikie zwierze. - wzruszył ramionami patrząc po nich z lekkim rozbawieniem. Mattie zerwał się, rozglądając w poszukiwaniu brutali, czarnowłosy wyciągnął rękę do Oliwi, a Krystian postawił Dezego na nogi.
- Nieźle oberwałeś. - powiedział, przyglądając się twarzy Czułka z bliższa, Ten tylko machnął ręką.
- Do wesela się zagoi. - Uśmiechnął się Albert co nie było w jego zwyczaju.
- Skoro wszyscy już poszli to może zrobimy to samo? - Zasugerował Mattie. - Nie żebym się bał tylko, no ten tego...
- Oki zwijamy się. - Mruknął Dezy poganiając innych.
- Co jest teraz? - Spytał szybko Krystian.
- Z tego co pamiętam to polak, więc nie musimy się śpieszyć. - Odparła Oliwia.
Powolnym krokiem udali się pod salę lekcyjną idąc pustymi korytarzami.
- A z tym balem to wreszcie co robimy ? - przerwał ciszę Mattie, sekundę później obywając od Alberta w tył głowy. Lekko... Znaczy się lżej niż zazwyczaj.
- Nie rozgrzebuj tematu. Każdy coś kombinuje samemu i będzie niespodzianka dla reszty. - mruczy czarnowłosy, wracając do swojego normalnego emo-charakteru. Dezy uśmiecha się pod nosem.
- Aż się boje co z tego wyjdzie. - mruczy, widząc przed oczami przyjaciół w dość osobliwych strojach...
- Może jednak ktoś pomoże Mattie'mu ze strojem? - Powiedział śmiejąc się. Wyobraził sobie Mattie'go w wersji The Killing Power Joker.
Nikt nie palił się do pomocy.
- Samo chętni widzę. - Odparła ze śmiechem Oliwia. - Mattie sobie poradzi... chyba.
- Ja sobie nie poradzę? - Prychnął oburzony. - Jeszcze zobaczycie! Będę miał najlepszy kostium na balu!
- Nie wątpię. - Dodał Krystian. - Już się nie mogę doczekać.
- Czyli ustalone? Niespodzianka?
Wszyscy zgodnie pokiwali głowami.
- Jeszcze zobaczycie. - Powtórzył. - Wszyscy będą mi zazdrościć!
- Tak, tak. - Odparł Dezy dalej się śmiejąc. - Oczywiście.
Zapukali do sali po czym pod czujnym spojrzeniem nauczycielki zasiedli na miejscach.
Nie zwróciła im uwagi, jakby wchodzenie uczniów do klasy dwadzieścia minut po dzwonku było czymś zupełnie normalnym. Najśmieszniejsze jest to, że do kasy dołączyło jeszcze pięć osób, wchodząc średnio 3/4 minuty po poprzedniku.
- Co mamy potem ? - Mattie odwrócił się twarzą do Dezego i Oliwi.
- Chyba matme. Strasznie dużo dzisiaj gadasz. -
- Wiem. - uśmiecha się promiennie, kiedy siedzący obok Albert łapie go za twarz i odwraca w stronę tablicy.
- Ja niestety też zdaję sobie z tego sprawę. Zrób przysługę światu i zamknij jadaczkę. - mruczy niskim głosem, a Dezy i Oliwia zerkają na siebie rozbawieni.
Ich miły nastrój przerwała nauczycielka, która jakby nagle przypomniała sobie o obecności swoich podopiecznych. - Co was tak bawi? Powiedzcie, pośmiejemy się wszyscy. - Wyrecytowała starą jak świat uwagę do śmiejącej się pary. - Nas? - Zapytał Dezy. - Tak, dokładnie. - Nic psze pani. - Uśmiechnął się. - Przecież widziałam. - To taka epidemia śmiechu. - Mruknęła Oliwia. - Czasami nam się zdarza. - Czy tym się można zarazić? - Można było pomyśleć, że to żart gdyby nie poważna mina nauczycielki. Lekko rozbawieni całą sytuacją odparli w końcu.- Nie jestem pewna, więc radziłabym pani nie podchodzić. - Nauczycielka postąpiła krok w stronę tablicy. - A jest na to jakiś lek? - Zapytała lekko przerażona.
- Tak psze pani. - Odparł Mattie.
- Aspiryna i witamina C. - Dodał śmiejący się Dezy.
Klasa jak na zawołanie wybuchnęła śmiechem, tylko nauczycielka nie zrozumiała żartu. Uznała , że ją wkręcają, dlatego całą siłę woli wykorzystała na to, żeby udawać złą i obrażoną.
- Faktycznie to zaraźliwe ... - mruknęła tylko, powodując kolejne parsknięcia śmiechem. Przez to wszystko ledwie usłyszeli dzwonek na przerwę.
Wyszli z sali zanosząc się śmiechem.
- Ona sobie z nasz żartowała.. czy serio mówiła? - Powiedział ledwo Mattie, łapiąc oddech.
- Obawiam się, że i jedno i drugie. - Parsknął Dezy. - Z nią nigdy nic nie wiadomo.
- A tak wracając do tematu... - Mruknął Albert. - To kiedy ten bal?
- W walentynki. - Odparł Krystian.
- Wale tynki, he he... - Dodał Mattie. po czym wszyscy się zaśmiali.
- Wait, walentynki? - Spytała Oliwia. - Już mi się na ten bal tak nie śpieszy.
- No, walentynki są przereklamowane. - Mruknął Krysiek. - W ogóle są słabe. Same minusy.
- No wiesz jest jeden plus.
- No Mattie, zaskocz nas.
Powiedział Dezy.
- Można całować dziewczyny.
Jedyna dziewczyna, która da ci się pocałować to twoja mama, a nawet tego nie byłbym taki pewny. - mruknął Albert, a reszta się roześmiała, z wyjątkiem Mattiego, do którego żart doszedł z lekkim opóźnieniem.
- Akurat ze wszystkich atrakcji jakie mogą być na tym balu ta stanowczo mi nie odpowiada. - dodała ze śmiechem Oliwia.
- Chłopaków też można. - wzruszył ramionami Mattie, Krystian i Albert jednocześnie zrobili facepalma , a Dezy i Oliwia stracili głosy ze śmiechu.
- That what she said. - Mattie się zarumienił , po chwili też się uśmiechnął, zarażony śmiechem innych.
- Ehhh, to będzie chyba całkiem ciekawa impreza... - mruknął Albert, zakrywając dłonią nie-emo uśmiech.
- Oczywiście, przecież na niej będę! - Powiedział Mattie z szerokim uśmiechem na ustach.
- Co to by była impreza bez ciebie? - Zaśmiał się Krystian.
- Spokojna. - Odparł Albert, a reszta znów zaczęła się śmiać.
- Ile nam jeszcze lekcji zostało, co? - Zapytał Mattie. - Może po nich wyskoczylibyśmy gdzieś razem?
- Świetny pomysł. - Poparła go Oliwia. - A co wy na to?
W odpowiedzi pokiwali tylko głowami.
- To po tej lekcji idziemy na miasto. - Zarządził Krystian.
Rozmowę przerwał im wchodzący do sali... Historyk? Zagonił wszystkich do klasy. Nikt nie spodziewał się jego przyjścia, a tym bardziej oni.
Po wejściu do sali zauważyli, że nie wygląda jak zwykle. Zamiast surowej pełnej profesjonalizmu twarzy zobaczyli na niej gniew, złość, smutek, żal bezradność. Oliwia zerknęła porozumiewawczo w stronę Dezego.
- Nie będzie dzisiaj lekcji...- zaczął, ale okrzyki radości na chwilę mu przerwały. Nauczyciel nawet nie zgromił ich wzrokiem, czekał aż klasa się uspokoi i wtedy zaczął mówić dalej. - ...dzisiaj, ani przez następne dwa tygodnie. Wziąłem zwolnienie z powodów osobistych, większości z was pewnie znanych... - W tym momencie drzwi się otworzyły i do środka niepewnie weszła mała dziewczynka. Rozejrzała się, jej wzrok padł na nauczycielu. Podbiegła i złapała go za rękę, uśmiechając się promiennie. -...Jestem tutaj tylko dlatego, że pan/i (już nie pamiętam kogo dyr. zrobiłyśmy xD) dyrektor kazał/a mi poinformować o tym wszystkie klasy. Kończycie godzinę wcześniej. - Kolejny krzyk radości.
- A więc możecie już spakować i wyjść. - Powiedział po czym cała klasa w kilka sekund znalazła się przy drzwiach. Uczniowie stopniowo zaczęli wychodzić z klasy. Oliwia i Dezy byli już przy drzwiach, kiedy podeszła do nich dziewczynka i złapała ich jednocześnie za ręce. Odwrócili się i spojrzeli na nią. Zdziwieni patrzyli na dziecko, które pamiętali z pożaru. Najwidoczniej ona również ich pamiętała. Całe zajście obserwował nieco zdziwiony nauczyciel.
- Chodź do mnie. - Powiedział życzliwie do dziewczynki.
- Pamiętam ich. - Powiedziała i z uśmiechem odwróciła się w stronę przyjaciół nawet na chwilę nie puszczając ich rąk.
- Ich? Przecież to są... - Zawahał się i przypomniał sobie, że jako nauczycielowi nie przystoi obrażać swoich uczniów. - uczniowie z mojej klasy, może ci się coś pomyliło?
Dziewczynka pokręciła głową.
Dezy i Oliwia najpierw zerknęli na siebie, potem na nauczyciela, a potem wbili wzrok w dziewczynkę. Uśmiechnęli się.
- Też cię pamiętamy. - uśmiechnęła się Oliwia.
- Widzieliśmy ją kiedyś na placu zabaw. - dodał Dezy, patrząc na nauczyciela. Oliwia również spojrzała na mężczyznę, opowiadając historię w której podobno spotkali dziewczynkę, podczas gdy Dezy schylił się , z twarzą na wysokości dziecka.
- Szsz, to sekret. - powiedział cicho, żeby nikt poza małą go nie usłyszał. - Dobrze widzieć, że nic ci nie jest. - dodał, głaszcząc ją po głowie.
Wyprostował się, dziewczynka pokiwała ze zrozumieniem głową i puściła ich ręce. Pożegnali się i odeszli. wychodząc z klasy z westchnieniem ulgi.
- Było blisko. - Mruknęła Oliwia.
- Bardzo. - Przyznał Dezy. - Znając jego to pewnie miałby jeszcze do mnie pretensje.
- Ta, wymyśliłby coś sobie. Mógłby spokojnie powiedzieć,że to przez nas ten pożar gdyby się dowiedział.
- Pewnie tak. - Powiedział z lekkim uśmiechem. - Oni chyba na nas czekają.
- To się pośpieszmy bo bez nas pójdą, a wtedy Mattie zabije ich dowcipami i kto ich uratuje? - Zapytała ze śmiechem.
- Coś w tym jest. - Zaśmiał się po czym pobiegł przed siebie zapominając, że dziewczyna za nim nie pobiegnie.
- Ekhem... Mam nogę. - Chrząknęła kiedy się zatrzymał.
- Wiem, ja też mam. - Zaśmiali się i kierowali w stronę wyjścia.
- To co teraz robimy? - zapytał Mattie, uwieszony na Albercie i Krystianie. - Mamy jedną nadprogramową wolną godzinę. Możemy wbić do mnie i...-
- NIE BĘDZIEMY IŚĆ DO CIEBIE. - odpowiedzieli chórem chłopcy, Oliwia tylko się uśmiechnęła.
- Ja chyba w ogóle powinnam ograniczyć chodzenie. -
- A co wy na to, żeby autobusem pojechać pod Park? - zaproponował Albert.
-O, czyli jednak chcesz spędzić z nami czas. - uśmiechnął się Mattie.
- Jestem trochę emo, ale nie aspołeczny. I chcę zobaczyć jak uciekasz przed wiewiórkami. - w jego oczach zapaliła się iskierka sadyzmu.
Mattie otworzył szeroko oczy i zauważalnie zbladł, puszczając Alberta i kryjąc się za Krystianem, na co wszyscy zareagowali śmiechem.
- On żartuje. - Uspokoił go Krystian.
- Tak? A nie wygląda. - Mówił wyglądając zza ramienia chłopaka i zerkając na szeroki uśmiech Alberta.
- Ej, on nic ci nie zrobi. - Mówił Dezy. - Chyba, że go rozzłościsz, co u ciebie jest bardzo prawdopodobne.
- Chłopaki, nie straszcie już biednego Mattiego bo cały humor z niego uleci. Wtedy nie będziemy mogli się śmiać z jego świetnych żartów.
- W sumie racja. - Odparł Albert. - Gonienie wystraszonego Mattiego nie będzie już takie fajne kiedy nie będzie się go miało za co gonić.
- Słuszna racja! - Odezwał się w końcu Mattie.
- To chodźcie bo nam autobus ucieknie! - Mruknął Krystian.
Wszyscy już szli kiedy spostrzegli, że Mattie stoi w miejscu.
- Co tym razem?! - Spytali chórem i patrzyli na niego wyczekująco.
- Zachowam bezpieczną odległość zgodną z przepisami BHP. - Nikt nie rozumiał co chłopak chciał im przekazać, więc kontynuował. - Na wszelki wypadek będę szedł z daleka od Alberta. - Uśmiechnął się.Albert tylko prychnął i skończyli idąc wszyscy obok siebie, z Albertem najbardziej po prawej, obok niego Krystian i Dezy oraz Oliwią i Mattim po drugiej stronie.
Zdążyli na styki, wsiadając do autobusu, prawie pustego o tej porze dnia. Krystian rozdał wszystkim bilety. Mieszkał dość daleko od szkoły i podróże tym środkiem transportu były dla niego czymś normalnym, zawsze miał zapas biletów albo trochę kieszonkowego.
Skasowali bilety i rozsiedli się na tyle pojazdu, znowu mieszając, w efekcie czego Oliwia wylądowała na środku, obok Dezego i Alberta, Mattie przyciśnięty był do ściany przez czarnowłosego, a Krystian studiował rozkład jazdy przyklejony do bocznej ściany.
- Czemu ja zawsze kończę obok niego?! - rzucił Mattie z wyrzutem patrząc na wyszczerzonego we wrednym uśmiechu Alberta.
- Przeznaczenie. - mruknął Dezy, na co reszta zareagowała śmiechem.
Za każdym możliwym razem?! - Powiedział z wyrzutem patrząc na śmiejące się twarze przyjaciół.
- Ty lepiej nie narzekaj. - Mruknął Dezy. - Mogło być gorzej.
- No chyba tylko wtedy gdy spotkałbym małego gryzonia. - Dodał lekko poirytowany.
Jakby na te słowa to autobusu weszła pani trzymająca na rękach trzy szczury.
- O mamusiu... - Jęknął, a reszta prawie nie udusiła się ze śmiechu na widok bliskiego zawału Mattiego. - Kiedy nasz przystanek. - Mruknął niewyraźnie cały czas patrząc w stronę kobiety, która właśnie weszła.
- Jeszcze... jeszcze dwa przy... przystanki. - Mówił Krystian, który nie mógł się powstrzymać od kolejnego napadu śmiechu. Tylko Albert patrzył na niego wrednym, na swój sposób przyjacielskim uśmiechem.
- Dobra, nasz przystanek. - Powiedział Krystian.
- Ekipa, wysiadka. - Powtórzył Dezy.
Oczywiście zanim wysiedli musieli pomóc wyjść trzęsącemu się ze strachu Mattiemu.
- Przeznaczenie?! Mogło być gorzej?! - Krzyknął chłopak, który wracał do siebie patrząc na Dezego.
Wszyscy zaraz ryknęli śmiechem tak zaraźliwym, że nawet Mattie zaczął się śmiać ze swojego nieszczęścia.
Ruszyli ramię w ramię w kierunku bramy wejściowej do parku, wciąż szeroko uśmiechnięci. Mattie chciał wcisnąć się w środek, ale Albert przeciągnął go na swoją stronę i chlopak skończył idąc nie dość, że obok wyszczerzonego złowróżbnie czarnowłosego, to jeszcze zahaczając nogami o krawężnik, za którym zaczynały się liście i kawałek dalej rzadki las; siedlisko gryzoni.
Wszyscy usiłowali powstrzymać żarty dotyczące fobii blondyna, co skończyło się na ciszy, przerywanej przez parsknięcia śmiechu.
- No to ten tego... Postawić wam? - Mattie wskazał palcem na budkę z lodami, a reszta jak na zawołanie wybuchnęła śmiechem.
- Jak tam chcesz. - Odparł Krystian nie mogąc złapać powietrza.
- A ty Dezy? - Uśmiechnął się Mattie.
- A co mi tam, raz się żyje. - Powiedział podtrzymując się Krystiana bo w przeciwnym razie wylądowałby na chodniku turlając się po nim i śmiejąc się.
- Czyli mi też postawisz? - Zapytał z nie-emo uśmiechem.
Reakcja była taka że dostali ponownego ataku.
- A ja się liczę czy już nie specjalnie? - Zapytała Oliwia dalej się śmiejąc.
- He he , się zobaczy. - Odparł Mattie z miną przypominającą "c:".
Grupą podeszli pod budkę, chwilę kłócąc się o smaki lodów. Dużego wyboru nie było, każdy zdecydował się na coś innego, a to skończyło się na 'pożyczaniu' smaków od wszystkich za pomocą plastikowych łyżeczek. W efekcie wszyscy mieli wszystkie smaki, które zaczęli próbować parę minut od odejścia od budki. Spacerowali alejkami szukając miejsca, gdzie dałoby się usiąść. Plac zabaw został odrzucony ze względu na mordercze spojrzenia wszystkich rodziców, których pociechy na widok lodów w rękach przyjaciół natychmiast zaczynały płakać.
- No to co? Ławki chyba nie spełniają naszych standardów. - uśmiechnął się lekko Krystian, wskazując palcem na drewniane siedzenie z boku alejki. Nie dość, że pokryte nieprzyzwoitym graffiti, to jeszcze zbyt małe, żeby zmieścili się w piątkę.
Szukając dobrego miejsca w końcu skończyli siedząc na chodniku. Z początku trudno było do tego przekonać Mattiego z powodu małych stworzonek przemierzających chodnik, ale nareszcie się udało.
- Co jak co, ale te lody są świetne! - Zachwycała się Oliwia.
- Ty jesz tutaj pierwszy raz lody? - Zdziwił się Mattie.
- No zbytnio tu nie zwiedzałam, więc trudno się dziwić. - Uśmiechnęła się.
- To nawet nie wiesz ile straciłaś. - Mówił Krystian. - Dezy nigdy nie oprowadzał cię po okolicy?
- Jakby się tak zastanowić to trochę okolice zwiedzaliśmy. - Puścił oczko do Oliwii. Od razu przypomniała sobie wszystkie przygody znane tylko im.
- Ale ten kretyn nigdy nie wziął cię na lody?! - Dalej nie mógł uwierzyć Mattie.
- Czy ja usłyszałem "kretyn"? - Zapytał Dezy. - Stary, ty się po prostu prosisz o gips.
- Jak mogłeś jej nie zabrać na lody?! Przecież to jedna z najlepszych rzeczy tutaj.
- Ostatnio tak wyszło, że nie mieliśmy czasu. - Odparła Oliwia śmiejąc się z kłócącej dwójki.
- Nie mieliście czasu? - Zdziwił się blondyn. - Aż się boje pytać co robiliście, he he. - Zaczął sam śmiać się ze swojego dowcipu do póki nie stracił równowagi przez uderzenie w tył głowy.
- Moje lody! - Spojrzał na Dezego, który miał na twarzy wredny uśmiech. - Taka zniewaga zemsty wymaga! - Krzyknął szczerząc się.
Dla bezpieczeństwa obydwu chłopaków Albert przesiadł się na miejsce obok Oliwii, tak , że zwiększali przestrzeń między Dezym a Mattim.
- On jest uzależniony. - powiedział Krystian, kończący swoją porcję. - Takie pytanie, śpieszy wam się do domów? -
Pokiwali przecząco głowami, tylko Albert wstrzymał się od odpowiedzi. Dopóki nie dowie się o co kaman woli zatrzymać sobie coś w rodzaju tylnych drzwi, żeby móc wyplątać się od np wspólnego wypad do galerii.
- A co chcesz? -
- Dostałem trochę kasy na urodziny i nie miałem pomysłu na co ją wydać. I tak wczoraj mnie oświeciło, że może by sobie sprawić jakąś bestyjkę. Poszlibyście ze mną do zoologicznego ? Kawałek stąd. -
- A jakieś konkretne zwierze chcesz?- zaciekawił się Mattie.
- Myślałem nad wiewiórką. –
- Wiesz, przypomniało mi się, że.... yyyyy... zostawiłem, żelazko na gazie, tak. No i ten tego... muszę lecieć, żeby to ogarnąć, to cześć. - Odchodził kiedy Dezy złapał go za kaptur i szepnął do ucha.
- Po kupnie zwierzaczka pójdziemy na podwójną porcję lodów.
- A może pieska, kotka, konika, świnkę, krówkę, małpkę, rosomaka, motylka, ślimaka, mrówki w terarium... - Wyliczał gorączkowo Mattie patrząc na Krystiana. - Wiesz, wiewiórka przereklamowana jest. sierść ci zgubi, w domu nabałagani, orzechy powyjada. - Zrobił krótką przerwę. - No i ten tego... będzie ci frendsów odstraszał.
- Chyba tylko jednego. - Wybuchli śmiechem.
- Błagam nie rób mi tego. - Padł na kolana przed chłopakiem.
- Co to? Oświadczyny? - Zapytała dziewczyna. - Myślałam, że bardziej byś się skłaniał w stronę Alberta.
- Błagam! -Kontynuował Mattie nie zwracając uwagi na przechodniów patrzących na niego podejrzanie. - Wy chcecie mnie terroryzować tą 15 centymetrową bestią. Oszczędź mnie, błagam! - Krystian podciągnął do za ramię do góry.
- Człowieku, ogarnij się, ludzie patrzą!
- Podziwiają mnie?
- Tak, dokładnie. - Odpowiedział zrezygnowany Krystian.
- Podziwiają piękno twojej głupoty. - Dodał Dezy.
- Ale przecież ja nie jestem głupi. - Bronił się Mattie z uśmiechem.
- Nie, no coś ty, ty jesteś mózgiem tej ekipy. - Mruknęła Oliwia.
- Serio? - Zapytał z nadzieją.
- Nie.
Chwilę nikt nic nie mówił, wszyscy dusili się ze śmiechu z wyjątkiem Mattiego, który patrzył na Krystiana szczenięcymi oczkami.
- D...Dobra... - wykrztusił wreszcie chłopak, przerywając śmiech i ocierając łezki z oczu. - Wpadniemy tam i rozejrzymy się, może spodoba mi się coś, co nie jest wiewiórką
Mattie chwile patrzył na niego niepewnie, nie wiedząc, co to dla niego oznacza.
- Ty pochodzisz po dziale z rybkami, my ogarniemy gryzonie -
- Dzięki! - chłopak rzucił mu się na szyję, przewracając, w efekcie obaj wylądowali w dwuznacznej pozycji, na co reszta zareagowała kolejnym wybuchem śmiechu. Tylko Albert wstał i dość brutalnie podniósł Mattiego do góry, dając Krystianowi szansę na uwolnienie. Cała trójka była czerwona.

(Później ładnie zaznaczę czyj fragment czyj ;) Btw ten fick jest cały czas pisany, dlatego się tak losowo kończy xD)


http://24.media.tumblr.com/0232abe377ce40acda04905969a7cf65/tumblr_mn80xeWQna1r2uvl2o2_500.gif

Offline

#5 03-07-15 14:32:18

 Willczyca68

Czarnoksiężnik z Krainy Koszmaru

Punktów :   

Re: Wilczek&Bratnia Dusza :33

No to proszę, życzyłaś sb ciąg dalszy, więc będzie spam xD Trochę krótki, bo ktoś (ja) zajmuje się opóźnianiem pisania ff i w efekcie idzie powoli xD No ale masz xD (pogrubione= BD, moje normalnie. Wrzucam to, żeby było widać jak ona świetnie pisze i jak jej się nie-świetnie odwdzięczam xD)

- Następnym razem ostrzegaj, dobra? - Mówił Krystian wstając i otrzepując się z nieistniejącego kurzu.
- Dobra, dobra. - Mruknął szczerząc się cały czas.
- Pytanko, gdzie ten zoologiczny? - Zapytała Oliwia i widząc otwierającą się buzię Mattiego dodała. - Nie, nigdy nie byłam tu w zoologicznym.
- Kawałek. - Odparł Krystian, który chyba najlepiej z nich wiedział gdzie co jest. - Dojdziemy w jakieś 10 minut.
- To świetnie. - Ucieszyła się. - Bo za jakąś godzinę powinnam być w domu. Z tego co pamiętam, ty też. - Mruknęła do Czułka.
- Przecież u mnie w domu nie ma rod - Urwał czując przygniatający but dziewczyny na swojej nodze. Zerknęła na niego pokazując zegarek. - A, faktycznie. Dzięki.
- Wtedy będzie już ciemno. - Wyjaśniła dziewczyna. - Jak jest ciemno wolę siedzieć w domu, bo coś ostatnio jakieś dziwne rzeczy się dzieją.
- Co masz na myśli? - Powiedział przerażony Mattie.
- Nieżywe dusze mieszkańców tego miasta dryfują wtedy szukając okazji by znaleźć się znowu w jakimś ciele.
- C-co? - Jąkał się blondyn. - Mogą mnie opętać?
- Niestety tak. Najgorsze jest to, że dzisiaj w nocy oprócz dusz poszukujących ciała, będą też chodzić zombiaki poszukujące dusz.
- Zombiaki się do mnie dorwą, już po mnie! - Krzyczał w panice.
- Zombie żywią się mózgiem. - Mruknęła dziewczyna. - Jesteś bezpieczny.
Wszyscy wybuchli śmiechem patrząc na łatwowiernego chłopaka.
- No bardzo śmieszne, zaraz mi przepona walnie. - Mówił z nutką sarkazmu uśmiechając się do wszystkich.
- A tak zupełnie serio? - Zapytał Albert. - Czemu musisz być w domu.
- Bo wieczorem, będąc z wami w zupełnie obcym mi miejscu, a niedawno u naszego psorka doszło do podpalenia, jednak bardziej komfortowa wydaje mi się opcja siedzenia w domu. - Na słowa "niedawno u naszego psorka..." Zerknęła na Dezego uświadamiając mu, że w każdej chwili mogą się spodziewać sms-a od nadawcy.
- No chyba, że tak. - Mruknął Krystian.
- Dobra, lecimy bo się z tym zoologicznym do jutra nie wyrobimy. - Mruknął Dezy pomagając wstać wszystkim po kolei.

Znowu ruszyli całą grupą, potrącani przez niezadowolonych piszych, którym nie podobało się, że przyjaciele zajmują praktycznie całą ścieżkę. Uznali, że wygodniej będzie się trochę podzielić, w czego efekcie prowadził Dezy i Oliwia, a pozostała trójka wlokła się z tyłu.
- Weźcie mnie przygarnijcie, ja już z nimi nie mogę! - przed wyjściem z parku Krystian wrył się między pierwszą parę. - Albert złapał wiewiórkę i męczy Mattiego! Oni są nienormalni! -
Dezy i Oliwia odwrócili się zaciekawieni.
Mattie biegał dookoła, jakby był opętany, Albert tylko stał, nie mogąc oddychać ze śmiechu. W jego rękach faktycznie było niewielkie rude stworzonko, rozglądające się dookoła. Dziwne, nie próbowało nawet uciekać.
- Jak ty złapałeś wiewiórkę?! - zapytali obydwoje, patrząc na czarnowłosego, podczas gdy Mattie schował się za nimi, z wzrokiem utkwionym w Albercie.
- On jest przerażający i to coś też. Pasują do siebie. - powiedział trzęsącym się głosem. Reszta tylko uśmiechnęła się szerzej.
- A co byś zrobił gdyby zdarzyła się przypadkiem... no nie wiem... apokalipsa wiewiórek? - Mówił Dezy dając dyskretny znak Oliwii. Zobaczyła, że Albert ma w rękach orzechy, uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- Zwiał bym do pokoju i zabarykadował się w nim z kilkunastoma paczkami chipsów i ogromnego zapasu picia oglądając "Modę na sukces", przez oglądanie tego miałbym sen gwarantowany.
- A gdyby tak, pytam czysto teoretycznie. - Ciągnął Czułek. - Z niewiadomych powodów nagle napadła cię któraś z wiewiórek?
- Mam pewne podejrzenia co do 'czysto teoretycznie'. - Mattie lekko zmrużył oczy. - Wtedy na pewno zaczął bym uciekać, a co?
- Nic, nic. Tak pytam. - Powiedział w chwili kiedy dziewczyna niepostrzeżenie wrzuciła do kaptura Mattiego kilka orzechów.
- Dooobra. - Spojrzał podejrzanie na twarze rówieśników wyszczerzone w ogromnym uśmiechu.
- Albert, zostaw tą wiewiórkę i chodź. - Powiedział Dezy.
Albert posłusznie zostawił wiewiórkę. Małe zwierzątko stanęło na przednich łapkach i zaczęło wąchać. Jej łepek skierował się w stronę Mattiego, który powoli zaczął się cofać. Gryzoń podchodził coraz bliżej chłopaka, a ten powolutku się cofał.
- Co ty robisz? - Zapytał Krystian.
- Dinozaury nie reagowały na ruch, może z wiewiórkami jest tak samo-
Na te słowa wiewiórka rzuciła się do morderczego biegu za wystraszonym chłopakiem.
- On wyciąga chyba ze 40km/h. - Dezy zaczął płakać ze śmiechu.
Jak na nieszczęście chłopak pobiegł z powrotem do parku. Zaczął się deszcz wiewiórek, a gromada ledwo trzymała się na nogach albo podpierali się wzajemnie o siebie.
Po kilku minutach z parku wyszedł cały obdrapany w w podartych ciuchach z miną sugerującą okrutną i bolesną zemstę Mattie.
- A co do tej apokalipsy... - Zaczął Czułek.
- Ja ci tu dam apokalipsę. Choć no tu! - Krzyknął i rzucił się w pogoń za dalej śmiejącym się chłopakiem.

- No proszę, nawet on umie być agresywny jak się go nieco zmotywuje. - mruknął Albert, idący obok Oliwii i Krystiana. Wyszli z parku, pozostała dwójka wkrótce ich dogoniła. Mattie wyglądał tak samo beznadziejnie jak chwilę temu, Dezy był tylko poczochrany.
- On? Agresywny? Już moja lodówka jest bardziej niebezpieczna. - prychnął Krystian.
- Spiking of lodówka, pamiętaj, że mi te lody wisisz. A Albert pizzę. - mruknął Mattie, przyglądając się swojemu odbiciu w telefonie.
- Niby za co?! -
- Jak myślisz? - Mattie spojrzał na czarnowłosego z wyrzutem, reszta uśmiechnęła się szeroko.
- Dobra, ruszcie te leniwe tyłki bo do jutra tam nie dojdziemy.  - Poganiała ich Oliwia.
Albert dalej nie wiedział o co kaman. Za to Mattie patrzył na niego podejrzliwie i w razie potrzeby obserwował dokładnie każdy jego ruch.
Po dokładnie 10 minutach jak przewidział Krystian znaleźli się pod zoologicznym. Zanim jednak otworzyli drzwi Mattie zaczął przemowę.
- Nie próbujcie żadnych sztuczek, bo jak ja się dowiem czego się boicie to będziecie mieć tu jesień średniowiecza, II wojnę światową, armagedon...-
- Do rzeczy . - Przerwał Dezy. - O co ci chodzi?
- Powiem to najprościej i najdelikatniej jak potrafię. - Nastała kilkusekundowa minuta ciszy po czym usłyszeli krzyk.
- NIE STRASZCIE MNIE DO JASNEJ ANIELKI WIEWIÓRKAMI! - Krzyknął i zorientował się, że jest bardziej skierowany w stronę wychodzącej pary niż przyjaciół bliskich od padnięcia na ziemi ze śmiechu.

- Zaczynam się powoli zastanawiac, po co go wzięliśmy... - mruknął Krystian, kiedy weszli do sklepu pod nieprzychylnym spojrzeniem sprzedawcy. Dezy tylko sie usmiechnal
- Oki, ja lece z Krystianem na gryzonie, reszta moze chasac i szukac czegos ciekawego. Tylko nie glaskaj wszystkiego co zobacztsz. - ostatnie skierowane bylo do Mattiego, juz siegajacego po wielkiego, bialego krolika. Albert odciagnal go, zabierajac z oczu sprzedawcy i poza zasieg futrzaka.
- Pfff... - blondyn skrzyzowal rece.
- Nadal masz na mnie focha? Nic ci nie zrobilem! - zmarszczyl brwi Albert.
- Nic?! Ty to nazywasz nicz--
Czarnowlosy zaslonil mu usta ręką.
-Jestesmy w sklepie, zachowuj sie! Albo Krystian nie bedzie jedynym, ktory wyjdzie stad z wiewiora. -
Chwila ciszy, po czym Mattie zdejmuje jego dlon z ust. Ma poirytowane spojrzenie, dziwnie inne od tego przyglupiego i wesolego co zwykle.
- O tym ja wlasnie mowie. Kurcze, czy ty serio musisz byc caly czas taki wredny? -
- No i o co ci człowieku chodzi? - Pyta czarnowłosy rozumiejąc coraz mniej.
- Cały czas jesteś dla mnie wredny.
- Podaj choć jeden przykład, co ja takiego zrobiłem czego nie zrobili inni.
- Ty już powinieneś wiedzieć o co chodzi. - Powiedział oburzony blondyn.
- Zachowujesz się jak typowa dziewczyna.
Mattie otworzył szeroko oczy i odwracając się do Alberta plecami skierował się na inny dział.
- Co za palant! Jak może nie wiedzieć o co mi chodzi? Głupi lęk przed wiewiórkami. (Btw nie wiem czy wiesz, ale Omi z Xiaolin też się boi wiewiórek xD, jak to ogarnęłam to się zaczęłam śmiać :v)
Nagle zobaczył, że wszedł do działu ze szczeniaczkami.
- Może to mnie odstresuje. - Powiedział i zajął się oglądaniem puszystych zwierzątek.

Albert odprowadził go wzrokiem do momentu, aż niższy chłopak nie zniknął za regałami. Wtedy dłoń czarnowłosego spotkała się z jego czołem.
- Nie wiem czy to ja jestem idiotą, czy jeszcze on... - mruknął cicho do siebie kręcąc głową. Odwrócił się i ruszył w przeciwnym kierunku, patrząc na półki. Był w dziale z akcesoriami, tu nie będzie nic ciekawego. Dopiero gdy skręcił trafił na alejkę otoczoną klatkami z wielokolorowymi ptakami. Chłopak uśmiechnął się lekko. Na samym końcu był wielki, szaro-czerwony ptak patrzący na niego lśniącymi czarnymi oczkami. Gryfus.
- Wiiitaj. - zaskrzeczała papuga, wykonując coś, co w jej mniemaniu możnaby uznać za ukłon.
Ptaszyszko mieszkało w zoologicznym odkąd Albert pamiętał, dawniej tu pomagał, więc z nudów postanowił sprawdzić, czy papugi faktycznie umieją mówić. Skończyło się na tym, że sam nauczył Gryfusa porozumiewania się z innymi. Gdyby nie nieprawdopodobnie wysoka cena ptak od dawna mieszkałby u niego... Ale przynajmniej nikt go nie kupił, z tego samego powodu.
Blondyn chodził od klatki do klatki przypatrując się każdemu z psiaków.
- Ale ty jesteś słodziutki! - Powiedział przykładając ręce do twarzy na widok malutkiego, brązowego kundelka wciśniętego w sam róg klatki. - I nie jesteś wiewiórką! No podejdź, nie bój się.
Po kilku minutach starania się szczeniak w końcu podszedł do klatki. Z początku trochę nieufnie przyglądał się obcemu, ale po czasie podszedł wystarczająco blisko, żeby chłopak mógł go pogłaskać.
- Nie dość, że słodziachny to jeszcze milutki. - Zachwycał się. - Zgadując, to ty chyba nie masz imienia, co? - Pies odszczeknął tylko, co można było uznać za 'tak'. - Jesteś taki brązowy, słodki, malutki... Może nazwę cię cookie? - Pies znów szczeknął.

Albert kiwnął głową, naśladując nieudolny ruch papugi.
- Witaj witaj... - mruknął, rozglądając się po innych klatkach. - Nowi znajomi? -
- Nowi, nowi. - potwierdził ptak. - Ja czekam, czekam.
- Wiem... - mimo zakazu umieszczonego na tabliczce, Albert przekłada palce przez niewielką przerwę w kratce i delikatnie głaszcze szare piórka. - Ja też czekam, chociaż nie na to co ty... -
Ptak skrzeczy cicho, a sekundę później przez świergot ptaków przebija się głos Mattiego. Albert wzdycha.
- W co ten idiota się znowu wpakował...?-
- Albert, Albert patrz ! - blondyn wypada zza rogu, goniony przez włochatą brązową kulkę. Gryfus gwizda. Mattie wciąż w biegu odwraca się do tyłu, żeby ustalić gdzie znajduje się coś, co go goni, kiedy depta własną sznurówkę i z całym impetem wpada na Alberta, razem przewracając ich na metalowe klatki.
- Po pierwsze, odejdź ode mnie. Po drugie, uważaj na przyszłość i zawiązuj sznurówki. A po trzecie i ostatnie... Co? Co miałem zobaczyć?
- To! - Mówi Mattie lokalizując brązowy kłębek i biorąc go na ręce przykłada do zdziwionej twarzy Alberta.
- Słodziak, nie? Nazwałem go Cookie. Bo taki ładniutki, brązowy. No powiedź, że jest słodki! - Mówił blondyn dając w ręce Alberta małego szczeniaczka.
Albert chwilę patrzył na zwierzątko i nie specjalnie wiedział co z nim zrobić. W ostateczności podniósł go i zaczął oglądać na wszystkie strony.
- Masz rację, ładny ten pies.
- Jaki ładny? - Uniósł się Mattie. - Przecież on śliczny jest!
Blondyn patrzył w oczekiwaniu na Alberta, a ten za nic nie mógł się zorientować o co mu chodzi. W końcu Mattie się odezwał.
-No pogłaszcz go. Po to ci go dałem.
Albert zaczął głaskać szczeniaka, po czym stwierdził, że futro jest całkiem przyjemne w dotyku.
- Teraz ja ci kogoś pokażę. - Powiedział oddając psa blondynowi. - Przywitaj się Gryfus.
- Wiiiitaj. - Powiedziała papuga.
W tym samym czasie Mattie skoczył z przerażenia na Alberta.

Najpierw przez sekundę obydwaj gapili się na siebe zaskoczen, potem Albert go puścił i chłopak wylądował na ziemii, obok Cookiego.
- Nie mów mi, że ptaków też się boisz. -
- Nie boję, ale to coś gada!
- Gryfuus. - szaskrzeczało zwierzę, a Mattie cofnął się trochę, wciąż nie wstając z ziemii.
- Nie to coś. - dodał Albert. Obydwaj patrzyli a Mattiego, jakby na ich oczach mordował szczeniaczki.
- Ej, ludzie, gdzie wy jesteście? - do działu zajrzał Krystian. - Jeez, wszędzie was szukamy Już sobie kupiłem zwierzaka, wynosimy się.
- Żeegnaaj. - zakrzeczał Gryfus, kiedy Albert wyciągnął rękę do Mattiego. Pomógł mu wstać, blondyn w sekundzie wycofał się z pomieszczenia, wciąż śledzony przez kupę futra.
- Pa... - mruknął Albert, wlokąc się za nimi. Ptak tylko przekrzywił głowę.
- Poowoodzenia. -
Bez zastanawiania się o co mogło mu chodzić Albert minął ostatnie klatki i znalazł się w dziale z akcesoriami, gdzie czekała reszta ekipy.
~*~
Btw zgadnij kogo z kolegów Dezia shippujemy... xD Lol xD


http://24.media.tumblr.com/0232abe377ce40acda04905969a7cf65/tumblr_mn80xeWQna1r2uvl2o2_500.gif

Offline

#6 03-07-15 19:25:15

 Willczyca68

Czarnoksiężnik z Krainy Koszmaru

Punktów :   

Re: Wilczek&Bratnia Dusza :33

xD Zabiłam normalność w Bratniej Duszy i teraz jest jak jest xD
Ja też xD I w dwa dni z zimy zrobiło się lato xD Plus trza Florka sprowadzić, bo za długie ma wakacje xD
Do końca weny ^^ Przynajmniej ja xD
Ja też, ale cii xD


http://24.media.tumblr.com/0232abe377ce40acda04905969a7cf65/tumblr_mn80xeWQna1r2uvl2o2_500.gif

Offline

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.zdolni-pisarze.pun.pl www.biseksualizm.pun.pl www.simpleplan.pun.pl www.nowaerakhorinisrp.pun.pl www.havana.pun.pl