Niezwykły Świat

  • Nie jesteś zalogowany.
  • Polecamy: Komputery

#1 11-11-15 10:30:32

 Willczyca68

Czarnoksiężnik z Krainy Koszmaru

Punktów :   

Wilczu&Bratnia Dusza ^^

Nowy fick, czyli "Co by było, gdyby zcrossoverować hetalię i masterskkf?" :v Enjoy XD
( BD - jaśniejszy, Wilczu - ciemniejszy)

~*~
Był chłodny, wiosenny wieczór. Gdzieniegdzie znajdowały się kałuże po topniejącym śniegu.  Cisza i spokój. Ale nie dzisiaj. Tym razem zamiast ciszy słychać było policyjne syreny.  Policjanci stali dość długo w jednym miejscu. Najwyraźniej czegoś im brakowało, czegoś szukali.
Między wąskimi uliczkami niósł się odgłos szybkiego biegu po kałużach. Ustał dopiero kiedy do uszu nie dochodził już dźwięk syren. Wtedy zmęczeni oparli się o ścianę, żeby złapać oddech po ucieczce. Na twarzach widniały jeszcze zaschnięte łzy.

  - Jesteś cały? - pyta Florian, zerkając na brata. Dezy tylko kiwa głową, nie unosząc wzroku. Starszy chłopak rozgląda się dookoła, próbując zorientować się, gdzie są. - Mamy stąd pięć minut drogi spacerkiem - mruczy, ruszając powoli w głąb uliczki.
- Niby dokąd? - dzieciak w kapturze rusza za nim, skrawkiem rękawa ocierając łzy.
- Nazwałbym to 'tymczasowym noclegiem', ale wydaje mi się, że patrząc na nasz aktualny stan bardziej adekwatną nazwą będzie 'dom'.
Dezydery patrzy na niego krzywo, chwilę próbując rozkodować co właśnie zostało do niego powiedziane. Mózg wciąż pełen wycia syren i krzyków policjantów nie jest zbyt chętny do współpracy, więc chłopak tylko wzdycha i ślepo podąża za bratem.


Przez kilka minut szli w milczeniu. Florian na przodzie, myśląc jak i gdzie teraz maja iść, a za nim Dezydery. Młodszy chłopak bardzo intensywnie o czymś myślał. W końcu przerwał cisze, która stawała się już nie do zniesienia.
- Co teraz zrobimy? - Powiedział delikatnie drżącym głosem.
- Ja spróbuje zarobić, a ty masz się za bardzo nie wychylać. Ale to dopiero jutro. Na razie znajdźmy miejsce, w którym będziemy mogli się przespać. Tu chyba będzie dobrze. - Mruknał wskazując na wgniecenie w ścianie jednej z opustoszałych kamienic.

- Tutaj? - Dezy nieco się krzywi. Mimo sytuacji, w której się znaleźli, i tak z 'miejscem, gdzie można się przespać' bardziej kojarzy mu się łóżko, czy chociaż sterta czegoś miękkiego, niż... to.
- Masz lepszy pomysł?
- Możemy iść do motelu, czy coś? Stać nas na jedną noc, potem się coś wymyśli...
Florian wzdycha i kładzie ręce na ramionach brata, żeby wzrok Dezego skupił się na jego twarzy.
- Zastanów się. Szukają nas, a przynajmniej ciebie. Jedna noc w normalnych warunkach nic nie zmieni, jutro i tak wylądujemy na śmieciach, dodatkowo stracimy pieniądze...
Niższy chłopak kiwa głową i odwraca wzrok.
- Łapię... Ale spać na ulicy? Aż tak nisko... - kręci głową, nie kończąc zdania. Zamiast tego zaczyna rozglądać się za czymś, co przynajmniej wizualnie może nadać się na 'legowisko'.
Tymczasem z wylotu ulicy obserwuje go wysoka postać, oparta o kontener na śmieci. Uśmiecha się, po czym odwraca i znika, mieszając się w tłum na ulicy...


Chłopak chwilę stał w miejscu zastanawiając się co właśnie wydarzyło się przed chwilą. Nie da się zaprzeczyć, że osoba go zauważyła. Stał jeszcze kilka sekund wpatrując się w puste już miejsce.
- Widziałeś to? - Zapytał odwracając się do brata.
- No. Może nie wygląda jak łóżko z baldachimem, ale spać się da. - Powiedział z dumą patrząc na stertę śmieci, którą uzbierał szykując miejsce do spania.
- Ja nie o tym... - Mruknął bardziej do siebie niż do Floriana.
Ostatni raz spojrzał w tamto miejsce i spróbował przypomnieć sobie rysy postaci, niestety na próżno. Odpuścił i pomógł bratu.
Po kilku minutach zmęczeni, ale szczęśliwi, skończyli zbierać różne śmieci i ustawiać je w sterty. Usiedli i opierając się o ścianę próbowali zasnąć, chociaż dokuczało im zimno. Pierwszy zasnął Florian. Dezy  nie mógł zasnąć, ciągle myślał o dzisiejszym dniu. O dniu, który diametralnie zmienił jego życie, o ogromnej stracie.
Kątem oka spojrzał na śpiącego Florka. Widział, że przez sen lekko dygotał. Po chwili namysłu zdjął swoją 'kurtko-marynarkę' i zarzucił ją na brata. O dziwo chłód mu nie przeszkadzał. Uśmiechnął się tylko mrucząc ciche "Branoc". Wtedy zasnął.

Obudził go głos brata, rozespany i zachrypnięty, ale przynajmniej znajomy.
- Wstawaj, bo ci śniadanie wystygnie.
Dezy otworzył oczy i usiadł, przeczesując ręką włosy. Jego marynarka leżała na nim jak śmieszna imitacja koca, obok siedział Florian z dwoma kanapkami w ręce. Jedną podał bratu.
- Ona już jest zimna.. - mruknął chłopak, na co drugi przytaknął z niewyraźnym uśmiechem.
-Badumtss - powiedział w przerwie między gryzami.
Zjedli w względnej ciszy, obydwaj pochłonięci myślami. Dezy miał dosyć przykrych wspomnień i rozmyślań nad wczorajszym dniem, dlatego wytężył umysł i skupił się na czymś bzdurnym, takim jak dziwna postać.
Dlaczego w ogóle ją zapamiętał? Przecież od tłumu odstawała tylko jednym, faktem, że zwróciła na niego uwagę...
- Co robimy? - zapytał po chwili, kiedy skończyli śniadanie. Papierki mimo otaczającego ich bałaganu trafiły do kosza, ironia...
- Spróbuję znaleźć pracę...


- Masz na myśli coś konkretnego? - Mruknął chłopak kończąc kanapkę.
- Wiesz, w obecnej sytuacji raczej wybredny być nie mogę - Westchnął.
- A dla mnie masz jakieś zadanie specjalne?
- Tak, nie rzucaj się w oczy.
Mina Czułka mówiła jednak, że ta wypowiedź ma ciąg dalszy.
- ...możesz ewentualnie ogarnąć okolice jeśli chcesz. Jakoś nie pamiętam, żebym kiedyś tu był.
- Tak jest kapitanie. - Usmiechnał się.
Florian wstał i otrzepał się z kurzu. Przeczesał ręką włosy, poprawił ubranie i kucnął przy jeszcze siedzącym bracie kładąc mu rękę na ramieniu.
- Powinienem być za kilka godzin. Nie wiem jak daleko będę, wiec proszę cie, nie właduj się w kłopoty. - Widać było, ze martwi się o brata.
- Możesz na mnie liczyć. - Odparł Dezy kładąc swoja rękę na ramieniu brata.
Pożegnali się. Chłopak odprowadził Floriana wzrokiem. Wiedział, co będzie jego zadaniem przez najbliższy czas. Tajemnicza postać.

Minęła godzina, a Dezy wciąż błądził po ulicach sam. Zostawiał za sobą coś w rodzaju znaków, żeby móc potem trafić tam, skąd przyszedł. Czasami były to zgniecione gazety ustawione w strzałkę, raz maźnięta czymś na ścianie lina, potem rząd puszek i parę innych.
Nie znał tego terenu na tyle dobrze, żeby beztrosko latać między ulicami. W ogóle nie wiedział gdzie jest.
Udało mu się jednak trafić do czegoś, co dawniej robiło za niewielki skwerek dla mieszkańców, a teraz zmieniło się w pole do popisu dla niewyżytych 'artystów'. Większą część schodów, murków, a nawet chodnika pokrywały przekleństwa, ściany okolicznych domów nie wyglądały lepiej. Naprzeciwko ulicy z której przyszedł Dezy jakaś grupka chłopaków pokrywała kolejny fragment kamienicy farbą z puszki.
Przyglądał się tylko, kiedy z boku nadszedł patrol policyjny do utrzymywania porządku w tym rejonie.


Dla własnego bezpieczeństwa spróbował się gdzieś schować. Stając w szczelinie między kamienicami obserwował wszystko co się aktualnie działo.
Kilku policjantów właśnie zauważyło jak dzieciaki kończą swoje dzieło. Lekko przyspieszyli. Wtedy zauważył ich jeden z artystów.
- Cops! - Krzyknął jeden z nich na co reszta zareagowała prawie natychmiastowa ucieczka.
Niestety, nie wszyscy zdążyli uciec. Udało się to tylko szczęśliwej trojce: Brunetowi w czapce z daszkiem, blondynowi z burza włosów i chłopakowi, który wszystkich zawiadomił o obecności policjantów. Szeptali do siebie coś przez chwilę po czym postanowili się rozejść. Nie byli świadomi tego, ze ktoś obserwuje każdy ich ruch. Brunet poszedł skrtęcił w lewo, blondyn w prawo, a trzeci chłopak.... Szedł w stronę Dezego.

  Dezy lekko spanikował, skulił się i zakrył głowę kapturem w nadziei, że zmiesza się z otoczeniem. Chyba się udało, bo postać minęła go bez żadnej reakcji, szybkim krokiem zmierzając w stronę jaśniejszych ulic. Obserwował plecy odchodzącego chłopaka, kiedy tamten zarzucił kaptur i na chwilę przed skręceniem w 'światło' odwrócił się do tyłu. Dezy nie widział dobrze jego twarzy, ale doskonale wyłapał wesoły uśmiech, skierowany prosto do niego.
Potem postać zniknęła w tłumie, ale tym razem Dezy nie miał zamiaru tak po prostu dać jej odejść.

~*~
Ciąg dalszy nastąpi :v


http://24.media.tumblr.com/0232abe377ce40acda04905969a7cf65/tumblr_mn80xeWQna1r2uvl2o2_500.gif

Offline

 

#2 15-11-15 17:31:18

 Willczyca68

Czarnoksiężnik z Krainy Koszmaru

Punktów :   

Re: Wilczu&Bratnia Dusza ^^

Dalsza część tamtego ficka utonęła w oceanie wiadomości z ostatnich... miesięcy? a ja jestem zwyczajnie zbyt leniwa, żeby to odgrzebać i przerzucić. Dlatego właśnie zaczynamy to, z nadzieją że przetrwa i ciekawie się rozwinie :D
Dobrze, mamo :v

~*~

Poszedl w tym samym kierunku chcac sie dowiedziec kim jest tajemniczy osobnik. Przez chwile rozgladal sie za chlopakiem. Na ulicy byl duzy tlum ludzi, ale Dezy nie mogl przeoczyc tej postaci. Nie widzial twarzy, ale zapamietal, ze chlopak mial na sobie maly, charakterystyczny plecaczek z flaga Ameryki. Osoba z takim plecakiem zmierzala wlasnie w kierunku budki z hamburgerami. (Alfie tak bardzo xD)
Dezy przyspieszyl. Byl juz zdecydowanie blizej chlopaka, ale dalej za daleko. Zaciekawil go jednak jeden fakt. Czemu chłopak zamiast w kolejce stanal obok niej, jakby na coś czekał?
To pytanie nie pozostalo dlugo bez odpowiedzi.

Gdy tylko sprzedawca odwrócił się tyłem, chłopak szybko zwinął dwa zawinięte w papier burgery i drobniaki do wydania reszty, po czym najspokojniejszym na świecie krokiem ruszył w swoją stronę. Mężczyzna był jednak wystarczająco spostrzegawczy, żeby zauważyć nagły ruch i szybko połączyć fakty w całość.
-Złodziej! Złodziej! - zaczął wrzeszczeć z wnętrza budki, wskazując na odchodzącego blondyna. Ludzie odwracali się za nim, ktoś nawet poczuł się w obowiązku zatrzymania chłopaka, ale wizja pościgu za (teraz już) uciekającym dzieciakiem niezbyt mu się uśmiechała.
Za to Dezemu owszem. Zwłaszcza, że postać biegła do sąsiedniej uliczki.


Chlopak biegl niespodziewanie szybko. Latwo bylo poznac, ze nie pierwszy raz zdarza mu sie cos takiego. Dzieciak wbiegl w drobne uliczki gdzie mial nadzieje zgubic osobe ktora za nim biegnie. Dezy przyspieszyl. Mial przewage, nie trzymal nic w rekach. Byl juz zaskakujaco blisko chlopaka, prawie na wyciągnięcie reki. Kiedy biegl najszybciej jak mogl i juz mial chwytac malego przestepce, ten biegnac odwrocil sie, znowu sie usmiechnal i natychmiast skrecil. Dezy zaskoczony tym co sie wlasnie wydarzylo nie zdazyl wychamowac i wpadl w kupke roznych kartonów i pudel stojacych przed murem. Uciekinier zyskal na czasie.
- Czekaj! - Krzyknal Dezy do chłopaka, podnoszac sie po upadku, a ten w odpowiedzi usmiechnal sie i szybkim, drwiacym krokiem postanowil opuscic uliczke.
Dezy byl jednak szybszy.

Wpadł na uciekającego i obydwaj wylądowali na ziemi, chwilę jeszcze turlając się z rozpędu.
- Tego się nie spodziewałem... - odezwał się blondyn, powoli wstając. Miał amerykański akcent. - Myślałem, że jesteś wolniejszy - uśmiechnął się i wyciągnął rękę do Dezego jak gdyby nigdy nic.
Ciemnowłosy patrzył na niego z zaskoczeniem, nie wiedząc jak zareagować. Gdyby to był ktokolwiek inny to dałby sobie pomóc, ale ten chłopak jest złodziejem! ...


- Poradze sobie. - Mruknal Dezy podnoszac sie.
- Jak tam chcesz. - Powiedzial blondyn zabierajac reke. Odwrocil sie na piecie i zaczął odchodzić.
- Czekaj! - Krzyknal za nim Dezy juz stojąc.
- What? - Mruknal chłopak odwracając sie.
- Ukradles to. - Dezy wskazał na druga reke chlopaka w ktorej byly dwa burgery.
- Zaraz 'ukradles', wole raczej określenie 'pozyczka bezzwrotna'.

- Zresztą potrzebuję tego bardziej niż on - uśmiechnął się, rzucając jeden z burgerów Dezemu. Chłopak złapał jedzenie i przez moment stał jak sparaliżowany z wzrokiem utkwionym w jedzeniu. Kiedy uniósł spojrzenie blondyna już nie było. Tyko papierek po burgerze stanowił ślad, że stał tu chwilę temu.

Nie mial zamiaru dalej go gonic,  wydawało to mu sie z reszta bez sensu. Skoncentrowal sie w tym momencie na 'prezencie' od chłopaka.
- Może... Nie, nie powinienem. - Mruknal sam do siebie patrząc na jedzenie. Po chwili uslyszal burczenie w brzuchu.
Wiedział, ze nie powinien w ogole myśleć o zjedzeniu tego. W tej chwili glod przemawial glosniej niz sprawiedliwość.
Moze jednak chlopak mial racje? Moze osoba, która to kupiła juz tego nie potrzebuje? Zresztą, komu to teraz odda? Nikt tego nie porzebuje.
Patrzac na jedzenie zawinal je w papierek.
- Dla Florka. - Schowal papierek do kieszeni.

Blondyn obserwował go z dachu kamienicy na rogu, oparty o komin, wesoło kończąc jedzenie burgera.
- On jest dziwny... - mruknął, ale na jego twarzy pojawił się uśmiech. Wytarł ręce o spodnie i odwrócił się, wędrując po dachu w stronę 'kryjówki'.


Chlopak zastanawial sie teraz co ze soba zrobic. Oczami wyobrazni widzial dalej wesoly usmiech blondyna. Nie wygladal jak typowy zlodziej. Przypominal bardziej dzieciaka, ktory robi to tak czesto, ze nie widzi w tym nic zlego i uznaje za obowiazek, zeby przezyc.
Mial nadzieje, ze dzisiaj juz go nie spotka, nie w takich okolicznosciach.
Przechodzac kolo roznych, kolorowych wystaw sklepowych zauwazyl wielki, neonowy zegar.
- Te kilka godzin dosc szybko minelo. - Mruknal do siebie. - Florek powinien juz byc.

Rozglądnął się, szukając znajomych punktów wskazujących na drogę do domu. Po chwili plątania się po dużej ulicy i powolnego panikowania znalazł wreszcie słupek z puszek i skręcił w alejkę.
Podążał za pozostałymi znakami, ale im dłużej szedł tym mniej poznawał okolicę. W końcu stanął przed drzwiami do połowy zasłoniętymi przedartym płótnem z czerwoną strzałką namalowaną farbą w sprayu.
Chwilę zastanawiał się co zrobić...

~*~

Ciąg dalszy nastąpi :v


http://24.media.tumblr.com/0232abe377ce40acda04905969a7cf65/tumblr_mn80xeWQna1r2uvl2o2_500.gif

Offline

 

#3 16-11-15 22:21:48

Bratnia Dusza

Dziki wilk

Punktów :   

Re: Wilczu&Bratnia Dusza ^^

XD Wika byla u mnie i czytalysmy 'M jak milosc' w nonensopedii czy jak to sie tam zwie xD Wiec z tym tekstem wpasowalas sie idealnie xD Dezy Mostowiak wpadl w smiercionosne kartony :v To bedzie w uwadze :v
Przepraszam, nie bij ;-; Na szybko to pisalam i mi umknelo xD *usprawiedliwiona :v* Ty zes bledow ortograficznych Wiki nie widziala! :v I w sumie dobrze, bo wyrazy typu 'skond' przyprawilyby cie o zawal serca xD
Najsmieszniejsze jest to, ze dopiero co wytknelam blad Wilczkowi xD
Mam teraz przez ciebie w glowie glos Alfiego z mega polskim akcentem, ktory probuje mowic po amerykansku ;-;
Obie czekamy :3


Wyzwanie - 2p

Offline

 

#4 24-11-15 14:37:25

 Willczyca68

Czarnoksiężnik z Krainy Koszmaru

Punktów :   

Re: Wilczu&Bratnia Dusza ^^

Zgodnie z waszym życzeniem ciąg dalszy :v Swoją drogą, BD, nie wiem czy mi nie odpisałaś ostatni, czy wiadomość nie dotarła, ale jak coś to teraz twoja kolej 8) XDXD

~*~

Wydawalo mu sie to podejrzane. Ktos musial widziec, ze zostawial znaki, zeby znalezc droge powrotna skoro trafil tu, a nie w miejsce z którego przyszedł. Nie usmiechalo mu sie wchodzenie do kamienicy, ale musial trafic do 'domu'. Chcial tylko wejsc i spytac o pomoc. Skoro ktos zmienil trase jego znakow powinien tez umiec wskazac droge, ktora te znaki prowadzily.
- Chwila... - Mruknal do siebie poswiecajac uwage czerwonej strzalce. - Spray, czerwona farba...
Przypomnial sobie, kto malowal mury spreyem i uciekal przed policjantami. Ta sama osoba ukradla dzisiaj dwa burgery.
Nie zastanawiajac sie dluzej odgarnal zaslonke ze strzalka i wszedl do srodka.

Pierwsze co poczuł, to charakterystyczny 'zapach' papierosów. Zasłonił nos i usta rękawem i ruszył w głąb ciemnego pokoju. Jedyne światło było (prawdopodobnie) na środku pomieszczenia, przysłonięte przez chmurę dymu. Dezy nie uszedł nawet dwóch metrów, kiedy silne uderzenie w tył głowy powaliło go na ziemię.
Ktokolwiek to zrobił myślał pewnie, że chłopak stracił przytomność, a on nie zamierzał wyprowadzać go z błędu, słysząc kroki w innej części pomieszczenia. Popełnił błąd, przychodząc tutaj sam, ale teraz nie ma już odwrotu, trzeba tylko jakoś się z tąd wydostać...
- Kolejny? - ktoś lekko trąca go butem. - Musimy wymyślić coś lepszego niż nokautowanie nieproszonych gości. Teraz musimy czekać aż się ocknie, żeby dowiedzieć się co tu robi.
- Podstawowe pytanie jest, jak nas znalazł? I kto to w ogóle jest? - osoba, która prawdopodobnie go uderzyła okrąża go, pewnie dokładnie mu się przyglądając. - Wygląda na jakiegoś nowego na ulicy. Powinniśmy go wypuścić...?
Druga osoba się zastanawia.
- Najpierw przeszukaj, może ma coś przy sobie. Potem zwiąż i weź do jakiegoś pokoju. Zawołamy Amerykę i coś się wykombinuje...


- To czekamy az sie ocknie czy od razu wiazemy?
- A jak ci sie wydaje, co?
- Czyli wiązemy...- Mruknal po czym juz sie schylil, zeby zwiazac Dezego, ale zatrzymal sie w pol ruchu gdy nagle uslyszeli dziwny dzwiek.
- Teraz?! - Zaczal krzyczec jeden z nich. Możliwe, że dziwny dzwiek byl czyms w rodzaju alarmu. - Nie mogli z tym zaczekać az zalatwimy sprawe?!
- Jak mus to mus. Trzeba go gdzieś odlozyc. - Pokazal na lezacego chlopaka.
- A jak zwieje?
- Pff, po takim uderzeniu nie podniesie sie co najmniej przez kilka minut. Dokończymy jak wrocimy.
- No a jak jednak? Może zwiazmy mu chociaż rece?
- Dobra tylko szybko, wiesz jak Ameryka nie lubi spoznen... - Powiedzial po czym wyszedl, a chwilę po nim drugi.
Chlopak miał chwilę czasu, zeby jakos stad uciec. Tylko czy wystarczająco duzo, za nim przyjdą?

Dezy usiadł, szamocząc się rękami, próbując je uwolnić, Może i chłopak, który go związał, nie należał do najmądrzejszych, ale z pewnością znał się na węzłach. Bez czegoś ostrego nie uda mu się uwolnić, to pewne.Zwłaszcza, że ktoś może tu wrócić w każdej chwili.
Dezy rozejrzał się po pomieszczeniu, ale światło ulicznej latarni padające przez niewielkie okienko tuż przy samym suficie pozostawiało pokój niemal w całkowitej ciemności. Jednak tuż przy ścianie, gdzie kończyła się jasna smuga, coś metalowego odbijało światło prosto w oczy chłopaka. Niezdarnie ruszył się w tamtym kierunku.


~*~


http://24.media.tumblr.com/0232abe377ce40acda04905969a7cf65/tumblr_mn80xeWQna1r2uvl2o2_500.gif

Offline

 

#5 01-01-16 18:15:34

 Willczyca68

Czarnoksiężnik z Krainy Koszmaru

Punktów :   

Re: Wilczu&Bratnia Dusza ^^

Przysypany wiadomościami, ale na pewno nie martwy! :P Na razie :v XD

~*~

Powoli, ale skutecznie przesuwał się w stronę błyszczącego przedmiotu. Kiedy był już bliżej szybko zauważył, że małym przedmiotem ciściętym w kąt pomieszczenia był scyzoryk. Jeśli się pośpieszy zdąży przeciąć węzeł zanim ktoś tu przyjdzie.
Wziął scyzoryk w ręce.
- Złamany? - Mruknał do siebie. - Teraz już wiadomo co w kącie robił.
Chłopak miał do dyspozycji, malutki kawałek scyzoryka. Na szczęście nie był na tyle uszkodzony, żeby nie dało się z niego korzystać. Z niemałym trudem zaczął przecinać sznur. Powoli zaczął się cieszyć, że unieruchomili mu tylko ręce. Jeden kawałek sznura za nic nie chciał się przeciąć. Dezy spróbował mocniej przycisnąć, przez co snyzoryk wypadł mu z rąk. Podnosząc go zauważył, że na odwrocie jest narysowana flaga USA.
- Chwila... jak miał ich ten pseudo-szef... Ameryka?
Nagle usłyszał głos rozmawiających ze sobą osób. Dźwięk stawał się coraz wyraźniejszy. Chłopak zaczął szybko przecinać sznur. Udawanie nieprzytomnego nie sprawdziłoby się tym razem.

Drzwi otworzyły się z hukiem, gdy lina wreszcie dała za wygraną i przecięta opadła na ziemię. Dwie postacie na początku nie zauważyły Dezego, a on wciąż siedział na ziemi jak sparaliżowany, Dopiero gdy jeden z nich zauważył i ruszył w jego kierunku chłopak szybko wstał, myśląc szybko nad tym, co zrobić.
- Jak ty...?
Osiłek nie dostał odpowiedzi na pytanie, Dezy w momencie podjął decyzję i najszybciej jak mógł ruszył w kierunku wyjścia, ominął chłopaka, drugiego zepchnął z drogi i wybiegł na wąski korytarz, szukając wzrokiem drzwi, którymi trafił do  środka.


Rozgladal sie nerwowo, ale nigdzie nie mógł dostrzec wyjscia. Na dluzsze czekanie nie bylo czasu. Zaczal biec czymś w rodzaju korytarza kiedy tylko zobaczył jakies drzwi.
- Szybciej, musimy go złapać! - Słyszał tylko za plecami, przez co tylko przyspieszył.
Mial juz zaraz otworzyć drzwi, kiedy stalo sie cos, czego nie przewidzial. Szarpnal za klamke i nie pomyslal, ze za drzwiami moze ktoś byc.
- Juz jeste...- Wpadl na jakiegos chłopaka, ktory mial w rekach pudla i  razem z nim spadl ze schodów.
Zawartością pudelka byly roznokolorowe farby w sprayu, ktore spadły Dezemu na glowe. Zrobiło mu sie czarno przed oczami.
- Ey, zobacz, juz sie obudził! Wolaj Amerykę. - Uslyszal tylko nie do końca odzyskujac ostrość obrazu.

Potem pokój wypełniły kroki i skrzypienie drzwi. Albo ktoś przyszedł, albo wyszedł. Dezy szarpnął się, ale znowu był związany. Prychnął cicho, mrugając, żeby przynajmniej odzyskać ostrość wzroku. W tym momencie do pokoju wszedł wysoki blondyn, już wcześniej przez niego spotkany.
Na chwilę wszystko ucichło czas zwolnił, jakby dając Ameryce czas na namysł. Potem ruchem ręki odprawił z pokoju wszystkich zbędnych świadków i podszedł do Dezego z iskierkami w oczach.


Chwile odczekal zanim upewnil sie, ze za drzwiami nikogo nie ma. Ktos moglby cos podsluchac.
Kucnal, zeby w tym momencie nie gorowac nad Dezym. Ich twarze znalazly sie na tej samej wysokosci. Blondyn spojrzal na chlopaka i usmiechnal sie serdecznie, jak do przyjaciela.
- Widze, ze znowu sie spotykamy. - Mruknal. Z twarzy dalej nie schodzil usmiech.
Dezy patrzyl na niego, jeszcze lekko oszołomiony. Dalej nie wiedzial co się właściwie dzieje.
- Sorry za takie powitanie. Oni nigdy nie sa zbyt delikatni. - Zrobil przepraszajaca mine. Dezy tylko patrzyl co Ameryka zamierza zrobic.
Wstal i uniósł palec na wysokosc ust, dajac do zrozumienia, ze ma byc teraz cicho. Wyjal z kieszeni maly scyzoryk z malym, lekko stepionym ostrzem. Kucnal ponownie i zaczal rozcinac to czym Dezy byl zwiazany.
- Teraz chyba będzie sie wygodniej gadalo.

  Dezy dał sie uwolnić, od razu wstając z krzesła i odsuwając się kawałek, na wszelki wypadek. Miliony pytań o to co właściwie się wydarzyło krążyło po jego głowie, ale żadne nie zostało powiedziane na głos. Może miał nadzieję, że Ameryka sam się wytłumaczy.
Blondyn za to spokojnie odłożył krzesło pod ścianę, nogą 'zamiatając' resztki więzów w kąt. Scyzoryk wciąż pozostawał w jego dłoni.
- Czemu... - zaczął Dezy, ale tamten syknął, każąc mu mówić ciszej. - Czemu tu jestem?
- Tak w sumie to ja powinienem się ciebie pytać.


- Jak to mnie? - Dezy mówił półgłosem. - Przyszedłem tu po śladzie z puszek. A wszedłem, bo zobaczyłem strzałkę.
- Jaką strzałkę? - Teraz z kolei Ameryka był zdziwiony.
- Tą czerwoną taką, co przy wejściu jest.
- Interesting... - Mruknął blondyn.
- O co chodzi?
- Nawet nie wiedziałem, że mamy przy wejściu strzałkę. - Uśmiechnął się kłopotliwie.

Dezy milczał przez chwilę.
- W takim razie co tam robi strzałka?
- I czemu właściwie poszedłeś tam, gdzie wskazywała? - Ameryka zerka w bok - Bo w sumie w mieście jest dużo street artów... - uśmiechnął się pod nosem -... I graffiti, więc...
Dezy wzruszył ramionami.
- Byłem ciekawy.
Ameryka zaśmiał się lekko.
- To kiepskie miejsce na ciekawość.


- Właśnie zdałem sobie z tego sprawę. - Mruknął, a Ameryka się uśmiechnął.
- Nevermind. Teraz trzeba pomyśleć jak cię stąd szybko i sprawnie zabrać, zanim ktoś przyczepi się, że tyle z tobą gadam.
- Co zamierzasz?
Ameryka przyglądał się resztkom liny, którą jeszcze kilka minut temu związany był Dezy. Później spojrzał na chłopaka, a potem znowu na resztki.
- Chyba mam plan. - Mruknął unosząc palec do góry.
- Jaki? - Zapytał chłopak. Czul, że pomysł blondyna nie będzie należał do tych przyjemnych.
- Resztką tych lin zwiążę ci delikatnie ręce, żeby wyglądało to naturalnie. Później wyjdziemy normalnie stąd schodami, wtedy cię wyprowadzę poza zasięg gości z mojej ekipy i rozwiążę ręce. Easy? Easy.
- A jak ktoś się spyta gdzie idziemy?
- Wtedy powiem, że mnie zdenerwowałeś i idę zrobić z tobą porządek.
- I to ma się udać? - Spytał chłopak z zwątpieniem w głosie.
- Dude, to musi się udać.

Dezy obserwował go nieufnym wzrokiem, podczas gdy blondyn związał mu ręce.
-  Miało być lekko... - mruknął, odwracając się, gdy nagle uderzenie w twarz cofnęło go do tyłu.
- Hej! - krzyknął zaskoczony, Ameryka złapał go za ramiona, żeby nie stracił równowagi i nie narobił jeszcze więcej hałasu.
- Szsz!
Dezy spojrzał na niego z wyrzutem, czując struzke krwi płynącą z nosa.
- Sorry, nikt nie uwierzyłby w to wszystko, gdybyś wyszedł stąd tak piękny, jak przyszedłeś - zaśmiał się lekko, po czym otworzył drzwi i popchnął nieco Dezego w ich stronę.
- Here we go...

~*~


http://24.media.tumblr.com/0232abe377ce40acda04905969a7cf65/tumblr_mn80xeWQna1r2uvl2o2_500.gif

Offline

 

#6 23-01-16 12:58:07

 Willczyca68

Czarnoksiężnik z Krainy Koszmaru

Punktów :   

Re: Wilczu&Bratnia Dusza ^^

To ostatnie to piękny gejowski sarkazm, bo mogę XDXD Teraz przeglądam ten tekst i nikt nie zwrócił uwagi na "Ameryka zaśmieł się lekko."? XDXD Czemu mnie to bawi XDXD W sensie teraz to już to zedytowałam, ale wciąż XD

Dorzucone mało, bo było i tak daleko w wiadomościach i potem nie będzie mi się chciało tego szukać XD

Ameryka uchylil drzwi i wypchnal Dezego. Pod scianami stalo kilka osob, które tylko czekaly na wyjscie blondyna, zeby zasypac go pytaniami. Kiedy tylko uslyszeli otwieranie drzwi natychmiast sie ozywili. Zobaczyli, ze Dezy ma rozwalony nos. Usmiechneli sie lekko. Jeden z nich nawet podszedl.
- No no... Nieźle go urzadziles. - Zasmial sie patrzac na nos chlopaka. - Czym cie tak zdenerwował?
- Ten koles ma po prostu niewyparzony jezyk. No to dostał. - Wzruszyl ramionami idac w stronę wyjscia.
- To gdzie teraz z nim idziesz?
- Ten nos to dopiero rozgrzewka byla. - Usmiechnal się. - Trzeba dac naszemu koledze porzadna nauczke.
- Nauczy sie z toba nie zadzierac. -Powiedzial odchodzac.
Zanim wyszli uslyszeli jeszcze szept.
- Juz współczuje temu dzieciakowi.
Ameryka otworzyl kolejne drzwi. Czulek juz wiedzial gdzie jest. To właśnie przez te schody znalazl sie przywiazany do krzesla. Teraz juz wiedzial jam tam trafil. Na szczęście chwilowo nie bylo tu  nikogo, kto ewentualnie chcial lub moglby "pomóc" Ameryce. Wtedy chlopak na pewno zrobilby mu większą krzywdę i to nie sam.
Blondyn korzystając z okazji braku kogokolwiek pociagnal za bluze chlopaka, tym samym zmuszając go do pociagniecia glowy w gore.
- Mozesz udawac, ze mi nie ufasz, ze sie boisz i ze troche boli cie nos. - Szepnal do Dezego stajac przed schodami. - Wtedy wyjdzie bardziej wiarygodnie.
- Coś czuje, ze nawet nie musze udawac.

Na ich szczęście po drodze do wyjścia nikt ich nie zaczepiał. Po pełnych napięcia i mającej wyglądać wiarygodnie pięciominutowej szarpaniny z wymianą nie najpiękniejszych określeń udało im się wydostać na zewnątrz. Ameryka pociągnął go jeszcze kawałek, dopóki nie poczuli bezpieczniej. Wtedy zgodnie z planem Dezy został rozwiązany, a pozostałości po sznurku wylądowały obok kontenera ze śmieciami.
- Dzięki... Chyba - mruknął chłopak, wciąż nieufny. Rozejrzał się, jakby to miało pomóc mu w zorientowaniu się gdzie jest. Bez skutku, gdy jest ciemno wszystkie boczne uliczki wyglądają tak samo, plus Ameryka pociągnął go w inną stronę niż ta, z której przyszedł.
- Don't mention it - uśmiechnął się blondyn. - Czekasz na coś, czy podziwiasz brudną ulicę?
Dezy zerknął na niego zmieszany, ale w sekundę zamaskował to sztuczną pewnością siebie. Po części chciał poprosić Amerykę o pokazanie drogi, ale ta druga, rozsądna strona uznała, że nawet zabłądzenie będzie lepsze niż trzymanie się z pierwszym lepszym złodziejaszkiem. Zwłaszcza, że wszystko co musi zrobić, to znaleźć główną ulicę, stamtąd już trafi do 'domu'.
- Ja.. Em.. Nie! Znaczy się... Muszę lecieć, więc... Pa? - ruszył dalej prosto, machając ręką na pożegnanie.
- Jesteś pewien, że wiesz którędy trafić do domu? - Ameryka prychnął z uśmiechem i skrzyżował ręce.
- Jasne.
- Powiedział, idąc ślepą uliczką - Ameryka zaśmiał się, kiedy Dezy zniknął za zakrętem, rzeczywiście trafiając do ślepego zaułka.


http://24.media.tumblr.com/0232abe377ce40acda04905969a7cf65/tumblr_mn80xeWQna1r2uvl2o2_500.gif

Offline

 

#7 11-05-16 20:44:34

 Willczyca68

Czarnoksiężnik z Krainy Koszmaru

Punktów :   

Re: Wilczu&Bratnia Dusza ^^

... ... ...
Fuck. Powinnam ten wątek częściej uaktualniać, bo mnie teraz czeka tyle kopania, że ja nie mogę... XD

http://rs279.pbsrc.com/albums/kk143/faeini1/Emoticon_digging.gif~c200



~*~
Lekko zmieszany zacisnal zeby i zawrócił do wciaz smiejacego sie Ameryki.
- Na pewno nie chcesz -
- Wiem gdzie ide! Nie potrzebuje pomocy, okey? Ja po prostu... Chciałem coś sprawdzić... Tak, dokładnie to chciałem zrobić.
- Co chciales sprawdzic w slepej uliczce? - Mruknal zdziwiony chłopak
- Chetnie bym ci powiedzial, ale mi sie spieszy moze innym razem. - Mowiac to zaczal isc w jakims kierunku majac nadzieję, ze napotka cos znajomego co naprowadzilo by go na droge powrotną.
- Nie chce nic mówić, ale zdaje mi sie, ze przyszedles tu z drugiej strony. - Zasmial sie.
Zrezygnowany chlopak podszedł do blondyna. Wiedzial, ze bez jego pomocy za nic nie znajdzie drogi do domu. Po mimo tego, ze nie ufal chłopakowi, w koncu postanowił poprosić o pomoc.
- Załóżmy, że przez zupelny przypadek, jakimś cudem faktycznie nie wiedziałbym w która strone isc i poprosiłbym cię o wskazanie drogi powrotnej... to w która stronę by to było? - Mruknal. - Oczywiscie pytam czysto teoretycznie.
Ameryka tylko się uśmiechnął.

Minęło dziesięć minut, kiedy Dezy rozpoznał ulicę, na której się znajdowali. Wcześniej Ameryka prowadził go ścieżkami pomiędzy budynkami twierdząc, że to skrót, ale chłopak zaczynał powoli twierdzić, że chciał tylko odwlec moment, kiedy nie będzie już potrzebny.
Szybko się pożegnał, sztywno podziękował, po czym bez oglądania się przyśpieszył kroku i parę minut później był już na miejscu.
Floriana nie było, ale na ziemi leżała pognieciona kartka z napisem "Nadgodziny" i uśmiechniętą buźką. Musiał podrzucić ją podczas przerwy na lunch, obok było nieco okruszków.
Dezy westchnął i usiadł, opierając się plecami o ścianę budynku. Po jego głowie krążyło zbyt wiele myśli, żeby tak po prostu położyć się i zasnąć. Kim jest Ameryka, dlaczego mu pomógł i skąd wzięły się strzałki?
Pytania pojawiały się, ale wciąż brakowało odpowiedzi. Pewne było tylko to, że to nie było jego ostatnie spotkanie z blondynem.

Nastepnego dnia, kiedy Dezy się obudził, od razu zauważył brata. Chociaż bardziej trafnym okresleniem byłoby uslyszal. Chłopak lezal kolo niego i spal jak zabity trochę przy tym chrapiac.
- Biedaczek. - Mruknal do siebie.
Pomyslal, ze powinien znalezc cos na śniadanie. Przeszukal wszystkie kieszenie zeby znalezc chociaz trochę drobnych. Nic tam nie było. Stracil nadzieje, ale tylko na chwilę. Zapomniał o kieszonkach w bluzie. Oprocz kilku drobniakow znalezionych "na szczęście" byl tam hamburger, ktory dal mu Ameryka. Na oko wygladal na jadalnego. Smakowal też nie najgorzej. Większą część śniadania zostawił bratu razem z drobniakami, a sam postanowił przejść się i zorientować ktora jest godzina, zeby w razie potrzeby wrocic i obudzić Florka. Pamiętał, ze gdzies niedaleko widzial duzy szyld, który razem z nazwa sklepu wyswietlal tez godzinę. Szybkim krokiem szedl w jego stronę.

Doszedł do głównej ulicy i skręcił w bok. Nie było dużego ruchu, ani na chodniku ani na jezdni, więc albo jest bardzo wcześnie, albo już po porannym szczycie. Gdyby niebo nie było zakryte chmurami mógłby pewnie stwierdzić na podstawie położenia słońca, ale tak to nici z tego.
Po pięciu minutach spacerkiem znalazł się wreszcie przy skrzyżowani, po drugiej stronie duży szyld supermarketu wyświetlał właśnie godzinę. Właśnie minęła dziewiąta.


Chłopak już miał zamiar wracać, kiedy coś przykuło jego uwagę. Tuż obok sklepu z szyldem wyświetlającym godzinę była cukiernia. Dezy podszedł i przyjrzał się leżącym za szybką najróżniejszym smakołykom. Wielka wystawa zaczynała się od kilkupiętrowych tortów weselnych, przechodziła w fantazyjnie udekorowane ciasta i kończyła na stosie babeczek w kolorowym lukrze. Oniemiały z wrażenia taką ilością smakołyków stał i patrzył się w to miejsce dobrą minutę. Po chwili oprzytomniał i zaciągnął się tylko słodkim, kuszącym zapachem waniliowego ciasta, które właśnie zdążyło się upiec. Zawrócił z powrotem do brata, żeby go obudzić. Musi się pośpieszyć, jeśli Florek nie chce być wylany po pierwszym dniu pracy.
Wracając cały czas towarzyszyło mu dziwne uczucie. Nie, nie chodzi o głód, który został wzmożony przy cukierni. Cały czas zdawało mu się, że przed oczami przelatuje mu flaga Ameryki.

Przyśpieszył kroku, odwracając się co jakiś czas, kiedy nagle uderzył w coś i omal nie przewrócił się do tyłu.
Usłyszał śmiech nakładający się na brzdęk pustego wewnątrz metalu.
- Z dwojga złego już lepiej byłoby zderzyć się ze mną, niż z latarnią - Ameryka stałał tuż przed nim, z założonymi rękami i szerokim uśmiechem na twarzy. Był ubrany prawie tak jak wczoraj, chusta z flagą zawiązana na szyi i gotowa do założenia w razie konieczności, czarny podkoszulek, ciemna kurtka i spodnie oraz oczywiście wysokie buty.
Dezy posłał mu mordercze spojrzenie, po czym masujac czoło ominął chłopaka i ruszył dalej przed siebie. Dwie minuty drogi i jest u siebie, o ile można tak nazwać miejsce gdzie spał...
- Czo ty taki grumpy jesteś? - oczywiście blondyn ruszył za nim, niezrażony brakiem odpowiedzi. - Jak coś to leciałem właśnie na jakiegoś fastfooda, chcesz podskoczyć ze mną? Dwie ulice stąd jest jakaś nowa budka, Kana...
- Bądź cicho, nie będę ci pomagał w kradnięciu żarcia - przerwał mu chłopak, machając ręką, żeby Ameryka zostawił go w spokoju.


- Pfff, to nie jest kradzież – Mruknął Ameryka dalej dotrzymując kroku chłopakowi.
- To jak to nazwiesz? – Dezy westchnął. Nie wiedział jak długo zniesie obecność blondyna.
- Pożyczka bezzwrotna. – Powiedział z uśmiechem.
- W takim razie nie będę z tobą nic bezzwrotnie pożyczał.
- Ey, come on! Nie daj się prosić! –
- Nie dam.
- No weź, tyle funu cię ominie…
- Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego rozumiesz? Po prostu się ode mnie odczep. Irytujesz mnie.
- Fine. Załapałem. – Odparł smutno, ale dalej lekko się uśmiechając. – Nie unoś się tak, złość piękności szkodzi. A patrząc na ciebie chyba często ci się zdarza.
Chłopak nie miał siły na to odpowiadać. Machnął tylko ręką co wyglądało, jakby odpędzał od siebie nieistniejące muchy, a nie się żegnał i skręcił w swoją uliczkę. Trafił idealnie w porę żeby obudzić brata. Chyba, że Florian zdążył obudzić się sam.
- Have nice day! – Krzyknął za nim Ameryka machając i po chwili znikając w ruchliwej ulicy

Dezy zignorował go i sekundę później znalazł się przy wciaż śpiącym bracie. Schylił się i potrząsnął chłopaka za ramię. Florian otworzył oczy, usiadł leniwie się przeciagając, po czym nagle zorientował się co się wokół niego dzieje.
- Która godzina?! - zerwał się natychmiast.
- Jak trochę pobiegniesz to powinieneś być na czas. Poniekąd - Dezy uśmiechnął się lekko, jakby dodając otuchy bratu.
- Pobiegniemy - bez żadnych tłumaczeń Florian złapał go za nadgarstek i pociągnął za sobą. Dopiero po chwili pół biegu, gdy stanęli czekając na zielone światło, Dezy oswobodził rękę i zapytał o co chodzi. - W skrócie, to mogę cię przyprowadzić do pracy, jeżeli bedziesz pomagał. Zarobisz odrobinę, a ja nie będę się bał, że pod moją nieobecność stanie ci się krzywda.
- Umiem o siebie zadbać - mrukną chłopak z odrobiną urazy w głosie.
- Wiem, ale jestem twoim bratem, a to nie są bezpieczne okolice - zielone światło.
Ruszyli przed siebie, przepychając się między ludźmi, mrucząc 'przepraszam' pod nosem co parę sekund.
- Śniadanie gratis - dorzucił Florian w biegu, w pewnym momencie skręcając i ich oczom ukazał się budynek, w którym pracował Florian


Czułek przez chwilę stał i przyglądał się budynkowi. Była to dość spora restauracja. Duże okna, drzwi i cała masa klientów wchodzących do środka.
- Na co czekasz? – mruknął Florian poganiając chłopaka. – Zaraz się spóźnimy!
- Serio nie jestem pewny czy powinienem z tobą iść do pracy. – Mruknął. - Wiesz, mogę coś zepsuć. Albo uszkodzić. Ewentualnie puścić tą restaurację z dymem przez jeden, głupi błąd.
- Nie marudź. – Florian przewrócił oczami. – Nawet ty nie jesteś w stanie puścić tego z dymem. – Uśmiechnął się klepiąc brata po ramieniu. – To co, idziemy?
Dezy tylko westchnął i podążał za bratem. Pracownicy mieli inne wejście prowadzące przez korytarz, który zawierał również fragment przedpokoju z wieszakami na kurtki, od razu na kuchnię. Starszy chłopak otworzył drzwi i gestem zaprosił brata do środka

Weszli do środka, niemal natychmiast zaczepieni przez wysoką dziewczynę z patelnią w ręce.
- Zostajesz dzisiaj w kuchni, na zmywaku. Ty... - spojrzała na Dezego. - poradzisz sobie na sali?
Chłopak pokiwał potwierdzająco głową, chociaż w środku nie był wcale taki pewien.
- Świetnie, przebierz się - wskazała na szafę z zestawami ubrań. Całe szczęście, że restauracja miała własne 'mundurki', nastoletni kelner w nie najczystszej bluzie i powycieranych jeansach raczej nie wygladałby najlepiej.
Florian poklepał go po ramieniu po czym poszedł do kuchni. Chłopak wziął ubrania i szybko przebrał się w łazience dla personelu.


Zanim wyszedł upewnił się, czy wszystko leży tak, jak powinno. Kiedy skończył, wyszedł z łazienki i zaczął szukać niezbędnych karteczek i długopisu. Miał dobrą pamięć, ale wolał być pewny przyjmowanych zamówień. Wraz ze znalezieniem potrzebnych przedmiotów wziął głęboki oddech i skierował się na sale.
Z początku szło mu dość ciężko, ale wraz z ilością osób do których podchodził czuł się coraz pewniejszy w tym co robi. Zdarzyło mu się nawet zażartować.
- Dwa razy sałatka szpinakowa z pomidorami, serem i czosnkowym winegretem, raz grillowany kozi ser i raz krem selerowy. To tego tarta cytrynowa i fanta. – Powiedział jednym tchem wchodząc na kuchnie i przypinając karteczki z daniami.
- To tyle? - Mruknęła starsza kobieta z siwymi włosami. Właśnie kończyła dekorować poprzednie dania.
- Na razie. Zaraz będzie więcej. – Dezy uśmiechnął się.
- Jak na razie całkiem nieźle się spisujesz. - Przyznała. – Zobaczymy jak sobie poradzisz z noszeniem dań. Albo z patrzeniem na niektóre z nich.
- Co ma pani na myśli?
- No wiesz, żabie udka, ślimaki z masłem czosnkowym. - Głos kobiety wydawał się obojętny. - Kochana francuska kuchnia.

- Spod pani ręki nawet takie dziwactwa wyglądają cudownie - uśmiechnął się szeroko Dezy, biorąc na tace zamówienia na jeden ze stolików. Kobieta zaśmiała się nieco, zerwała karteczkę z kolejnym zamówieniem i podyktowała stojącej obok kuchareczce.
- Mam nadzieję, że smakują równie dobrze jak wyglądają.
- Bez wątpienia - rzucił chłopak wychodząc z kuchni pewnym krokiem. Pierwsze zamówienie było dość podstawowe, tylko zupa (która w tym miejscu i tak tania nie była) oraz pieczywo i odrobina masła w ramach przekąski (?). Gdy Dezy zabierał zamówienie przy stoliku była tylko jedna osoba, teraz ktoś się dosiadł. Najwyraźniej przyszedł niedawno, dopiero zdejmował płaszcz i machając rękami prawie zahaczył o tacę w rękach chłopaka. Gdyby nie szybki refleks Dezego jedzenie wylądowałoby na stoliku obok lub gorzej, na siedzących dookoła niego ludziach.
- Nie dość, że obiad u ciebie kosztuje fortunę, to jeszcze omal nie posłałeś mojego zamówienia na podłogę - Blondyn z rozczochraną fryzurą rzucił nowo przybyłemu mordercze spojrzenie. Było w nim coś co natychmiast skojarzyło się Dezemu z Anglią, Może to brytyjski akcent, może typowe nastawienie do ludzi, może grubaśne brwi. Zdecydowanie brwi.
- Zapłacę za ciebie, nic się nie martw mon ami - blondyn naprzeciwko uśmiechnął się czarująco, poczekał aż Dezy ułoży przed brytyjczykiem jego zamówienie, po czym kazał przynieść sobie czerwone wino o dziwnej nazwie, której chłopak nie zapamiętał. - Zresztą powiedz dziewczynom że dla Francisa, będą wiedziały o co chodzi - puścił do niego oczko.
Dezy zmieszał się nieco, przytaknął ruchem głowy i oddalił się w kierunku kuchni odprowadzany dźwiękiem facepalma od strony brytyjczyka.


Chłopak wrócił na kuchnię próbując zrozumieć co się właśnie wydarzyło. W roztargnieniu prawie wpadł na młodą kelnerkę z innymi zamówieniami .
- Przepraszam! – Rzucił szybko ją wymijając. Ona tylko mruknęła coś pod nosem i wyprostowana z wysoko podniesioną głową poszła dalej.
Dezy natomiast podszedł do kucharki z zamiarem spytania o wino, ale zauważył, że jest zajęta. Stwierdził, że nie będzie jej przeszkadzał w misternej robocie przy dekorowaniu tarty i poradzi sobie z tym sam.
W chwilę znalazł się przy półkach z winami ułożonymi rocznikami. Był tylko jeden problem, nie zapamiętał o jakie wino chodziło. Wiedział tylko, że ma bardzo specyficzną i trudną do wymówienia, francuską nazwę. Rozglądał się chwilę po półkach, ale żadna nazwa nie wydawała mu się choć trochę przypominać tej usłyszanej. Zrezygnowany postanowił wziąć jedyne stojące obok półek z rocznikiem 1980 wino, pamiętając oczywiście, że im starsze tym lepsze. Stwierdził, że to będzie idealne, pomimo tego, że na butelce niebyło żadnej karteczki z datą.
Znowu przeszedł przez kuchnię i już miał wychodzić na salę, kiedy zatrzymała go inna kucharka. 
- Co ty robisz z tym winem? – Zapytała ze śmiechem. – Chyba nie jesteś pełnoletni, prawda?
- Spokojnie, to nie dla mnie. – Odwzajemnił uśmiech. – Do dla, uh, F…
- Francisa? – Kucharka uniosła jedną brew.. 
- Dokładnie! Poprosił, żebym to przyniósł. – Podniósł butelkę do góry. Kucharka uważnie przyjrzała się butelce.
- Jesteś pewien, ze prosił o to? – Kobieta była wyraźnie zdziwiona.
- Tak. Oczywiście. – Odpowiedział nerwowo obracając butelkę na wszystkie strony. – Czemu pani pyta?
- Bo to nie wino, skarbie. Tam jest spirytus

[tajmskip]
Zaczynało się ściemniać i większosć klientów zaczynała już opuszczać restaurację. Zajęte pozostały tylko dwa stoliki w tym ten zajety przez blondynów. Dezy zajęty był jego obsługą, pomimo że po wzroku długowłosego domyślił się, że wolałby młodą kelnerkę. Brytyjczyk nie zdawał się widzieć różnicy lub był wdzięczy że nie musi ogladać Francisa podrywającego jakąś dziewczynę.
Podczas wizyt w kuchni udało mu się dowiedzieć, że francuz jest właścicielem restauracji. Nawet jeżeli ktoś wiedział kim jest siedzący obok niego blondyn, to nie zależało mu na podzieleniu się tą informacją.
- Rachunek! - długowłosy niedbale machnął ręką, a Dezy pojawił się obok niego z papierkiem w gustownym... czymś. Cokolwiek to było z pewnością nie należało do tanich, zresztą jak większosć rzeczy w tej restauracji.
"Jakim cudem Florek znalazł tu pracę?" przemknęło mu przez myśl


Chłopak położył elegancką rzecz na stole. Blondyn już wyjmował pieniądze z portfela, kiedy Francis machnął na niego ręką.
- Non, mon ami. Ja stawiam. – Uśmiechnął się czarująco na co blondyn tylko prychnął.
Długowłosy otworzył gustowne coś z papierkiem, położył dwa banknoty i oddał Dezemu. Duża ilość talerzy w połączeniu z wyrafinowanym opakowaniem na banknoty(? XD) sprawiły, że ciężko mu było utrzymać równowagę. Parę razy był tak bliski upadku, że w myślach odliczał straty i oceniał swoją prędkość razem z dystansem, w razie szybkiej ewakuacji z miejsca zbrodni.
Kiedy wreszcie po długiej i męczącej drodze udało mu się dotrzeć do zmywaka położył wszystko przed szeroko otwartymi oczami brata.
- Od ilu osób ty odbierałeś te talerze? – Spytał Florian.
- Od dwóch. – Mruknął Dezy ocierając pot czoła na co drugi chłopak tylko się uśmiechnął. – Ty się tak nie ciesz, to ty będziesz to szorował.
- Wiem. – Od razu spochmurniał. Wziął pierwszy lepszy talerz, nalał płyn na gąbkę i zaczął go myć.
- Trochę nudno tu u ciebie. – Z braku zainteresowania czymkolwiek przyglądał się błyszczącym naczyniom ułożonym w małe sterty po 10-15 na jednej.
- No trochę. – Przyznał. - A u ciebie? Coś się działo na kuchni? Jakieś przygody?
Chłopak chwilę się zastanowił. Prawie wylał zupę na brytyjskiego dżentelmena z grubaśnymi (kocham to słowo :v) brwiami. Potem idąc po zamówienie potrącił kelnerkę w drzwiach prowadzących na kuchnię. Na samo wspomnienie o pomyleniu wina ze spirytusem odruchowo się uśmiecha, ale bardziej z zażenowania. Po chwili namysłu chłopak z pełną dumą odpowiedział.
- Nie.

- Świetnie. Przynajmniej ty nie zaliczyłeś żadnej wtopy - mruknął Florian pod nosem.
- Wtopy? Co masz na myśli? Talerz utopiłeś? - Dezy nie był pewny co ma ze sobą zrobić po teoretycznie zakończonej pracy, dlatego postanowił stać obok brata i udawać zajętego.
Tamten uśmiechnął się, kolejny talerz trafił na stertę. Pomimo że restauracja była z pewnością wytworna i często odwiedzana kuchnia nie była wyposażona w specjalnie nowoczesny sprzęt. Brakowało zmywarek, elektronicznej płyty i innych podobnych bajerów. Była mikrofalówka, ale mała i stojąca w kącie, z pewnością nie używana do podgrzewania posiłków dla klientów, co dobrze świadczyło o kuchni. Z tego co zdążył zauważyć Dezy była raczej dla personelu.


~*~


http://24.media.tumblr.com/0232abe377ce40acda04905969a7cf65/tumblr_mn80xeWQna1r2uvl2o2_500.gif

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.welcometohell.pun.pl www.1949.pun.pl www.cs-grzenda.pun.pl www.etk.pun.pl www.pdhparafialnadruzyna.pun.pl