Niezwykły Świat

  • Nie jesteś zalogowany.
  • Polecamy: Komputery

#1 16-06-15 21:41:47

 Poginka

Zombie z Straszliwej Polany

Punktów :   

Pięć Części

Prolog



Szkołę Pięciu Stron założono już ponad osiem wieków temu. Jest to duży budynek położony między światem ludzi, a demonów. Jest ona przedzielona na pięć części. W pierwszej uczą się magowie wody, drugiej ognia, trzeciej powietrza,  czwartej ziemi, a w ostatniej kryształu, lecz ta część jest pusta. Nikt tam się nie uczy, bo po prostu nie ma takich magów, ale niektórzy w nich wierzą. Większość mówi, że to po prostu legendarne postacie.
Ta opowieść jest starsza od samej szkoły. Mówi ona o ludziach, którzy mieszkali głęboko pod powierzchnią ziemi – w jaskiniach. Na kamiennych ścianach wyrastały piękne kryształy, które lśniły wszelkimi możliwymi kolorami. Krysztalnicy (bo tak ich nazywali ludzie powierzchni) pielęgnowali te szlachetne kamienie i nawiązali z nimi wyjątkową więź. Kryształy podarowały im cząstkę swej mocy. Dzięki temu, w końcu mogli wydostać się na powierzchnię, lecz nie byli tam akceptowani, przez ich charakterystyczny wygląd. Skóra lśniąca i praktycznie przezroczysta. Często była trochę przebarwiona na jakieś kolory. Włosy zawsze długie, tak mocne, że nie da się ich niczym obciąć… i piękne oczy. Lśniące wszystkimi kolorami. Ludzie powierzchni nie zaakceptowali ich i większość zabili. Ci, którzy ocaleli powrócili pod ziemię, do swoich kryształów. Tylko one rozumiały ich ból. Wiele stuleci później, magowie ziemi, przeczesali całą glebę w poszukiwaniu Krysztalników, lecz ich nie mogli odnaleźć. Większość wywnioskowało że poginęli w jaskiniach z jakichś powodów. Niektórzy jednak wierzą, że Krysztalnicy nadal istnieją. Jednym z nich jest dyrektor szkoły – pan Roberts. Nikt nie wie ile ma tak naprawdę lat, ale wiadome jest że ma ponad osiem wieków, mimo że tego po nim nie widać. Uczy w tej szkole od jej założenia, ale nigdy nie dostał listu, który oznajmiałby o odnalezieniu jednego z Krysztalinków, lecz pewnego dnia…

Rozdział I



Biegłam tunelem. Musiałam się gdzieś szybko ukryć. Usłyszałam piski za sobą i trzask łamanych kości. Zmusiłam się, aby nie spojrzeć za siebie i biec szybciej. Moje bose stopy były już pokaleczone od ostrych kamieni, na które niechcąco stąpałam. Ale musiałam biec dalej, aby przeżyć. Oni chcą nas wszystkich wybić. Co do jednego. „Szybciej, szybciej” myślałam. Po policzkach spływały mi łzy. Bałam się, jak nigdy dotąd. Często nas atakowali, lecz nigdy nie było tak ogromnych strat. Krzyki zostawiłam daleko za sobą. Kiedy wszystko ucichło, dopiero wtedy miałam odwagę trochę zwolnić i oglądnąć się. W środku nastała grobowa cisza. Czyżby…? O nie! Spojrzałam na kryształy wyrastające ze ściany. Moją uwagę przykuł najjaśniejszy, fioletowo błękitny kamień. Ten był mój. Reszta jakby przyszarzała i pociemniała. Czyli wszyscy… umarli? Zostali zamordowani? Wydałam z siebie jęk rozpaczy. Osunęłam się na kolana i ukryłam twarz w dłoniach.
„Grisial, musisz się ukryć na powierzchni. Tutaj nie jesteś już bezpieczna. Człowiek o imieniu France się tobą zaopiekuje” usłyszałam głos w głowie. To był mój kryształ. Pierwszy raz od wielu lat do mnie przemawiał.
- Ale co będzie z tobą? Jesteś związana ze mną. Muszę być blisko ciebie – usłyszałam śmiech.
„I będę. Stwórz ze mnie bransoletkę. W taki sposób zawsze będę przy tobie”. To nie był głupi pomysł. Wstałam i wytarłam łzy. Podniosłam z ziemi kamień i uderzyłam nim o kryształ. Odpadło parę, niewielkich kawałków. Złapałam je i spojrzałam na nie. Uśmiechnęłam się delikatnie. Nad kamyczkami wykonałam parę gestów, a wokół kryształków winęły się dziwne pnącza, tworząc śliczną bransoletkę.  Zawinęłam ją wokół nadgarstka. Kamień na ścianie zaczął powoli gasnąć, ale biżuteria dalej lśniła. Wskazałam sklepienie jaskini. Zaczęłam powoli znikać, a wszystko wokół mnie zatopiło się w jasnym blasku. Światło było tak intensywne, że musiałam zakryć oczy dłonią. Czułam jakbym była spalana żywcem. Ból był prawie nie do zniesienia. Ale nie krzyczałam. Nie płakałam. Po chwili mogłam otworzyć oczy, a kiedy to zrobiłam, cały ból zniknął. Zobaczyłam drzewa, potok. Znajdowałam się w lesie. Słońce delikatnie oświetlało wszystko wokół. Upadłam na kolana i zaczęłam delikatnie pieścić trawę dłońmi. Nigdy dotąd nie byłam na powieszchni. Całe swoje życie byłam w jaskiniach, próbując przetrwać. No i przeżyłam... jako jedyna. Do oczu napłynęły mi łzy. Poczułam miłe ciepło na nadgarstku, jakby kryształ chciał mnie pocieszyć. Uśmiechnęłam się i wstałam. Ruszyłam przed siebie. Wiele słyszałam o tym świecie... oraz o mieszkańcach. Potwory.
Przystanęłam przy potoku i przejrzałam się w krystalicznie czystej wodzie. Skóra delikatnie fioletowa, długie, jasno błękitne włosy i oczywiście śliczne, lśniące oczy. Miałam na sobie krótką bluzkę na ramiączkach, odsłaniającą część brzucha i również krótkie spodenki. Nabrałam trochę wody w dłonie i obmyłam twarz z kurzu. Później włożyłam stopy do chłodnego potoku. W kryształowym błękicie, można było zobaczyć czerwone strużki krwi. Poczułam błogie mrowienie. Po chwili wstałam i ruszyłam między drzewami, w górę rzeczki. Weszłam na wysokie wzgórze i zobaczyłam widok zapierający dech w piersiach. Pare kilometrów przede mną znajdowało się wielkie miasto. W cetrum wznosiły się wieżowce. Niewiele drogi przede mną. Tylko jak mnie tam przyjmą? Czy zabiją mnie, jak moich przodków? Dotknęłam ręką głowy i zjechałam na dół aż do biodra. Po chwili na moich ramionach pojawił się długi płaszcz do ziemi. Zakryłam głowę kapturem i ruszyłam niespiesznym krokiem w stronę budynków. Kiedy dotarłam do oświetlonych uliczek, było już dawno po zmroku. Szłam powoli chodnikiem jak zjawa. Ludzie, którzy mnie napotkali, omijali mnie szerokim łukiem. Dotarłam do jakiejś ślepej uliczki. W jej kontach leżało wiele pudełek. Usiadłam pod ścianą i zakryłam się kartonami, aby nie było mnie widać. Owinęłam się szczelnie płaszczem i zasnęłam. Obudziły mnie promienie słoneczne. Poczułam czyjść oddech na twarzy. Otworzyłam oczy i podskoczyłam. Zobaczyłam jakiegoś faceta. Mógł mieć ze 40 lat. Miał delikatne zakola i białę plamki na brązowych włosach.
- Kim jesteś? - spojrzałam na mężczyznę podejrzliwie.
- Nazywam się France Roberts. Powinnaś o mnie słyszeć.
Przypomniałam sobie o radach kryształu.
- Tak - powiedziałam niepewnie. - Zaopiekujesz się mną?
Uśmiechnął się do mnie i podał mi rękę. Ujęłam ją. Przez chwilę tylko staliśmy wpatrzeni w siebie, ale później wszystko zaczęło rozpływać się w białym blasku. Znowu to samo. Teleportacja. Tylko gdzie? Stanęliśmy w jakimś gabinecie. France usiadł za biurkiem i zaczął przeglądać papiery.
- Grisial Violy. Jedyny Krysztalnik jaki istenieje. Czy jest was więcej? - spytał mężczyzna przykuwając we mnie wzrok i uniósł brew.
- Teraz... jedyna. Zaatakowali nas Dalianie i wybili wszystkich... nie licząc mnie. Jako jedyna przeżyłam.
Pan Roberts przytaknął i zamyślił się. Było widać że się zmartwił. Wstał i podał mi dłoń.
- Witam cię Grisial. Nowa uczennico Szkoły Pięciu Stron. Jestem dyrektorem. Masz zaszczyt być pierwszym Krysztalniekiem w historii tej uczelni.
Nie podałam mu dłoni. Wpatrywałam się tylko w jeden punkt, trawiąc to, co usłyszałam. Jaką uczennicą? Jakiej szkoły? Pięciu Stron?
- Później ci wytłumaczę wszystko. Teraz idź coś zjeść pewnie jesteś głodna.
Kiedy miałam już wyjść, pan Roberts zatrzymał się.
- A i na twoim miejscu, nie zdejmowałbym płaszcza.
Przytaknęłam i posłał do mnie uśmiech. Wyszłam.


Wyzwanie - 3 pkt

Offline

 

#2 16-06-15 22:45:13

 Willczyca68

Czarnoksiężnik z Krainy Koszmaru

Punktów :   

Re: Pięć Części

" Jest to duży budynek położony między światem ludzi, a demonów. Jest ona przedzielona na pięć części. " Jest jest i jest i jest xD
" W pierwszej uczą się magowie wody, drugiej ognia, trzeciej powietrza,  czwartej ziemi, a w ostatniej kryształu, lecz ta część jest pusta. Nikt tam się nie uczy, bo po prostu nie ma takich magów, ale niektórzy w nich wierzą." Uczą i nie uczą
"Ta opowieść jest starsza od samej szkoły. Mówi ona o ludziach, którzy mieszkali głęboko pod powierzchnią ziemi – w jaskiniach" Rozkminiając technicznie jaskinie to chyba na górze są i dopiero ciągną się głęboko pod ziemię.... Lol xD
"Krysztalnicy (bo tak ich nazywali ludzie powierzchni) " obeszło by się i bez nawiasu, przynajmniej w moim przypadku xD
"Większość wywnioskowało że poginęli w jaskiniach z jakichś powodów" Nope. Jak już opowiadasz historię  taki sposób to aż prosi się wymyślić ten powód, a nie 'jakieś' pisać :P
"Usłyszałam piski za sobą i trzask łamanych kości. Zmusiłam się, aby nie spojrzeć za siebie i biec szybciej. " siebie siebie
"Kiedy wszystko ucichło, dopiero wtedy miałam odwagę trochę zwolnić i oglądnąć się" Kiedy mówimy pa pa, bo zdanie brzmi dziwnie xD
Dalej jest wspaniały opis lasu 'słońce oświetlało wszystko" itd, miasto niedaleko, panienka wbija na ulice i już ciemno. Kumam, że boso i nogi pocharatane, ale ile się wlec można ? :v xD (jeez, jaka ja jestem wredna ... wybaczcie xD)
 
~*~

Miałaś miłego komenta od Storm, ode mnie mas typowe czepianie się małych dziadoatw, bo dostałam telefon w łapki i mogę cię pomęczyć xD
A tak w sumie jeżeli ona całe życie spędziła pod ziemią to praktycznie powinna być ślepa jak kret (dosłownie) xD Ale ja kumam, świat magiczny więc będzie widzieć :v I chwała jej za to :v
I co jeszcze by ci tu powiedzieć ? Weny życzę... Ogólnie historyjka z kryształkami 9/10 i wszystko pauje mi fakt, że jest ta szkoła ... No ale liczę, że masz coś ciekawego w planach xD
(Omg jakie będą rasistowskie odzywki innych magów xD Ja już to widze xD)


http://24.media.tumblr.com/0232abe377ce40acda04905969a7cf65/tumblr_mn80xeWQna1r2uvl2o2_500.gif

Offline

 

#3 23-06-15 21:55:20

 Poginka

Zombie z Straszliwej Polany

Punktów :   

Re: Pięć Części

Rozdział II



Szłam korytarzem całkiem zagubiona. Zapomniałam się zapytać pan Robertsa, gdzie można zdobyć jedzenie. Rozglądałam się zaciekawiona. Wokół mnie snuli się i śmiali inni uczniowe. Mieli na sobie różnokolorowe mundurki. Ich wyglądy również się różniły. Niektórzy mieli  jasne włosy i delikatną skórą. Ich spotykałam najczęściej. Patrzyli na mnie wesoło i z zaciekawieniem. Mijałam również uczniów, którzy mieli rude lub lekko czerwone włosy i ostre rysy twarzy. Oni patrzyli na mnie krzywo, ale przyjaźnie. Kaptur bardziej naciągnęłam na głowę. Zuważyłam plan szkoły, wiszącą na ścianie. Podeszłam do niego i przyglądnęłam mu się. Cały budynek był podzielony na sześć części. Pięć mniejszych "pomieszczeń", najwidoczniej były mieszkalne. A w szóstym - największym, były saly lekcyjne i... o! Stołówka. Znalazłam punkt na mapie, w którym się znajdowałam i ruszyłam w stronę jadalni. Po drodze minęłam grupkę uczniów, którzy mieli prawie białe włosy i wesołe, rozpromienione twarze. Jedna dziewczyna spojrzała na mnie i uśmiechnęła się, odsłaniając zęby. Szepnęła coś do kumpli i podeszła do mnie.
- Hej. Jestem Ajer. Jesteś nowa, prawda? Nigdy wcześniej ciebie tu nie widziałam, a ja znam wszystkich w tej szkole, więc raczej tak. Masz fajny płaszcz. Dlaczego przykrywa ci twarz? Nie chcesz wszystkim siebie pokazać i się zapoznać? Jestem tutaj pierwszym rocznikiem, a ty? Jak masz na imię? - jej zdania nie sklejały się w kupę. Niepewnie spojrzałam na nią z błyskiem w oczach.
- Mam na imię Grisial. Tak, jestem nowa. Dzisiaj właśnie tu... przybyłam.
Patrzyła na mnie szeroko uśmiechnięta. Zaczynała mnie trochę przerażać, męczyć i irytować.
- No to super! Gdzie idziesz?
- Na stołówkę -
odparłam przewracając oczami.  Ajer zaśmiała się. Złapała mnie za rękę i pociągnęła za sobą.
- No to chodź. Pójdę z tobą. Jest wątpliwe, abyś dostała jedzenie o tej porze, ale jest szansa.
- Czemu mieliby mi nie dać?
- Bo jest za wcześnie. Jest dopiero siódma rano, a my jemy śniadanie o dziewiątej, obiad o 14, a kolację o 19.

Przytaknęłam i zrównałam się z nią. Puściła moją dłoń i patrzyła przed siebie wesoło. W końcu doszłyśmy do stołówki. Było to dość duże pomieszczenie pełne stolików i z miejscem, w którym wydaje się jedzenie. Podeszłyśmy do pani za ladą.
- Mogłabym prosić o wcześniejsze śniadanie, dla tej oto uczennicy - spytała Ajer i oparła się o ścianę.
- A to z jakiej okazji? - odezwała się kucharka i spojrzała na mnie, oczekując odpowiedzi.
- Jestem tutaj nowa i dopiero co przyszłam. Jestem zmęczona, głodna i...
- Czy to jest w moim interesie?
- Dyrektor każe -
powiedziałam prosto z mostu. Kobieta przyjrzała mi się i wytrzeszczyła oczy.
- Tak, tak. Oczywiście - wzięła talerz, nałożyła mi parę rzeczy i podała mi naczynie. - Proszę i smacznego.
Uśmiechnęła się głupio. Przewróciłam oczami i usiadłam przy stoliku w kącie. Ajer usadowiła się naprzeciwko mnie i patrzyła na mnie jak jem. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Nie licząc nas, była tu jeszcze grupka uczniów siedzących nieopodal. Mieli oni krótkie, różnych odcieni brązu włosy i ciemną karnacje.
- Jeśli chcesz, to po tym jak zjesz, oprowadzę cię po szkolę i wszystko opowiem. Co ty na to? - odezwała się Ajer, po długiej chwili ciszy, zakłócanej tylko przez szepty tamtej grupki.  Prawie niewidocznie przytaknęłam i dokończyłam jajecznicę z boczkiem. Nigdy nie jadłam niczego podobnego, ale naprawdę mi smakowało. Wstałam i odłożyłam talerz do okienka. Spojrzałam ostatni raz na uczniów siedzących w tym samym miejscu. Teraz oni rozmawiali, a wzrok mieli utkwiony we mnie. Czy oni się czegoś domyślają? Ajer pociągnęła mnie za rękę na korytarz.
- Więc tak. Zgaduję że gabinet dyrektora już odwiedziłaś - zaśmiała się. - Więc chodźmy dalej. Następny przystanek, pokój nauczycielski.
Kiedy tak szłyśmy korytarzem, przystając przy kolejnych punktach, wyznaczonych przez Ajer, zaczęła mi opowiadać historię szkoły.
- Podobno dawno temu, istniała piątka potężnych czarodziejów z różnymi żywiołami. Wody, ognia, powietrza, ziemi i kryształu. Razem wpadli na pomysł stworzenia szkoły dla takich jak my. Dla wyjątkowych. Zwykli ludzie, nie mają tu wstępu. Przez wiele lat szukali choćby jedną osobę z choćby małym nasionkiem mocy w sobie. W końcu go znaleźli. Był nim pan Roberts. Kiedy dorósł, sam zaczął pomagać w poszukiwaniach i zatrudnił się w tej szkole - Ajer z czułością, przejechała ręką po ścianie. - Tak się tutaj znaleźliśmy. Dzięki naszemu dyrektorowi.
Zakończyła i westchnęła. Doszliśmy do wielkich wrót, które były rozwarte. Za nimi było dość duże pomieszczenie z łóżkami, biurkami i szafami.
- To jest pomieszczenie mieszkalne dla magów wody. Ten przedział jest dla dziewczyn. Obok jest dla chłopaków.
Zajrzałam do środka, ale od razu się cofnęłam.
- Pokaż mi resztę przedziałów - odezwałam się sucho. Ajer poprowadziła mnie jeszcze do siedzib magów ognia, powietrza i ziemi. Usłyszałyśmy dzwonek. Wszyscy uczniowie zaczęli się zbierać i wchodzić do klasy.
- Dobra, ja muszę lecieć na lekcje. Ty będziesz je miała dopiero jutro. Idź do swojej siedziby. Spotkamy się później. Pa.
Pomachała mi i weszła do klasy, witając się z kumplami. Po chwili korytarz zupełnie opustoszał i nastała krępująca cisza. Miałam iść do swoich koszar... tylko nie pokazała mi gdzie jest krysztalników. Westchnęłam i rozglądnęłam się zdezorientowana. Zauważyłam że pomieszczenia mieszkalne są w zupełnie innych częściach szkoły. Wyobraziłam sobie plan budynku.
- Czyli moje koszary są... tam - ruszyłam w prawo. Rozglądałam się jeszcze. Ajer mi wszystko wytłumaczyła. W końcu doszłam do zamkniętych wrót. Popchnęłam je, ale zobaczyłam kłódkę. Rozglądnęłam się, czy nikogo w pobliżu nie ma i wytworzyłam klucz. Włożyłam go do dziurki. Ha! Pasował. Otworzyłam jedno skrzydło i zajrzałam do środka. Było tu zupełnie ciemno. Weszłam do środka i znalazłam włącznik światła. Blask rozświetlił pomieszczenie. Gdzieniegdzie były pajęczyny, ale nie licząc tego, pokój był całkiem zadbany. Zamknęłam za sobą drzwi i rozglądnęłam się. Wybrałam pierwsze łóżko z brzegu i położyłam się na nim. Do obiadu mam pięć godzin. Zdążę w tym czasie uciąć drzemkę. Nie wiem czemu, ale czułam się potwornie wykończona. Zamknęłam oczy i po chwili zasnęłam.

Ostatnio edytowany przez Poginka (21-07-15 21:15:35)


Wyzwanie - 3 pkt

Offline

 

#4 30-06-15 22:48:04

 Poginka

Zombie z Straszliwej Polany

Punktów :   

Re: Pięć Części

*Nie wiedziałam gdzie napisać tą informację, ponieważ jest za długa jak na chatboxa, więc postanowiłam ją napisać tutaj

Hej! Zacznę moje informacje od krótkich przeprosin. Przepraszam za to, że nie napisałam wyzwania (ekhem, leń i totalny brak weny w mózgowiu ekhem). Nie mam bladego pojęcia czy go napiszę, czy nie. Dlaczego? Ponieważ jutro wyjeżdżam do Poznania do mojej ukochanej kuzyneczki i niestety nie będę miała dostępu do kompa. Przepraszam jeszcze raz bardzo, jeśli ktoś jest na mnie zły przez to. Później jadę na Kaszuby na dwa tygodnie i... wrócę dopiero 1 sierpnia... Cały miesiąc poza domem. Czy ktoś to czai?! Więc moja aktywność na forum zniży się do poziomu zerowego. Oczywiście będę próbowała nadążać z 365rysunków chellenge. Zapiszę sobie gdzieś i będzie good ;). Hmm... to chyba tyle co miałam do powiedzenia. Przepraszam jeszcze raz za jakiekolwiek utrudnia


Wyzwanie - 3 pkt

Offline

 

#5 21-07-15 21:07:18

 Poginka

Zombie z Straszliwej Polany

Punktów :   

Re: Pięć Części

Rozdział III



Obudziło mnie potrząsanie. Otworzyłam oczy i zobaczyłam pana Robertsa. Uśmiechnął się do mnie.
- Witaj Grisial. Jak się masz? Widzę że poradziłaś sobie z kłódką.
Odwzajemniłam uśmiech.
- Dzień dobry. Dobrze się czuję. Czy coś mnie ominęło, że pan do mnie przyszedł? - spytałam i usiadłam opierając się plecami o ścianę.
- Obiad.
Zaśmialiśmy się. Nie wiem czemu, ale czułam, że tak naprawdę tylko dyrektor zachowuje się przy mnie naturalnie. Ajer i tamta kucharka wydają się takie... sztuczne. Pan Roberts wstał i wskazał drzwi.
- Chodź. Pewnie jesteś głodna.
Przytaknęłam z uśmiechem i również wstałam. Ruszyłam w stronę stołówki, a mężczyzna założył ręce na plecach.
- Jak zjesz, przyjdź do mnie do gabinetu.
- Czy zrobiłam coś nie tak, panie dyrektorze?
- Ależ nie. Po prostu już czas, aby przedstawić cię uczniom -
wyszczerzył do mnie zęby, ale w jego oczach zobaczyłam niepokój. Szybko odwrócił wzrok i odprowadził mnie pod jadalnię i tam zostawił. Zajrzałam do środka. Siedziało tam jeszcze parę osób. Na szczęście Ajer nie było. Odetchnęłam z ulgą i podeszłam do blatu. Kucharka spojrzała na mnie i uśmiechnęła się, obnażając pożółkłe zęby. Poprawiłam kaptur i odebrałam tacę. To, że cały czas nosiłam kaptur, zaczynało być uciążliwe. Westchnęłam i usiadłam w tym samym miejscu co przy śniadaniu. Westchnęłam i widelcem zaczęłam się bawić jedzeniem. Nagle stolik dalej usiadł jakiś chłopak. Miał krótkie, postawione na żelu, blond włosy i piękne błękitne oczy ze srebrnym połyskiem. Spojrzeliśmy na siebie, a chłopak uśmiechnął się i wziął za jedzenie. Przez chwilę wpatrywałam się w niego, ale opamiętałam się i zaczęłam jeść. Kiedy skończyłam, spojrzałam jeszcze na chłopaka. Nie było go tam. Przekrzywiłam głowę. Dziwne. Nagle obok mnie pojawiła się czwórka uczniów. Mieli włosy w różnych odcieniach rudości, a chłopak który stał na przedzie, miał delikatnie czerwone.
- Ej, nowa. Spadaj stąd. To nasze miejsce - spojrzałam na nich, a na mojej twarzy pojawił się grymas. Na szczęście była zasłonięta cieniem. Nie odezwałam się, tylko zachowując spokój, powoli jadłam obiad. Chłopak uderzył ręką o stolik, wywołując trzask, który rozniósł się echem po całej stołówce.
- Słyszałaś mała jędzo? Spadaj stąd!
Odłożyłam widelec i spojrzałam mu w oczy (co z tego że on nie widział moich). Były one jasno brązowe i pełne nienawiści. Wstałam i oparłam się o stolik. Zaśmiałam się cicho, ale przez wywołaną ciszę, było słychać tak, jakbym ryknęła śmiechem.
- Byłam tu pierwsza. A w ogóle, jest tutaj wiele wolnych miejsc. Możecie się chociaż raz przesiąść gdzie indziej.
Poczułam na sobie wzrok wszystkich uczniów, którzy znajdowali się w stołówce. Czerwono włosy warknął i wskazał za mnie głową. Zacisnęłam dłonie w pięści.
- Po co ci ten kaptur malutka? Nie wolisz nam się pokazać? - odezwał się rudzielec za mną. Złapał za płótno. Kiedy miał już je pociągnąć, usłyszałam potężny głos rozchodzący się po całej sali.
- Dość!
Zobaczyłam pana Robertsa. Rudzielec jednak nie dał szybko za wygraną i spróbował pociągnąć, ale przytrzymałam kaptur. Przeskoczyłam ławkę na której siedziałam i znalazłam się za rudym chłopakiem. Popchnęłam go. Stracił równowagę i wylądował twarzą w moim obiedzie. Prychnęłam.
- Weźcie sobie ten stolik - powiedziałam do nich i poprawiłam kaptur. Ruszyłam do dyrektora, który do nas szedł. Usłyszałam wiwaty na stołówce... na moją cześć? Zamarłam. I wpatrzyłam się w uczniów, którzy wstali i zaczęli klaskać. Uśmiechnęłam się, pokazując zęby. Szkoda że nikt nie może tego zobaczyć.
Dyrektor złapał mnie za rękę i wyprowadził na korytarz.
- Co ty wyprawiasz? - zapytał ściszonym głosem.
- A nie widział pan? Broniłam się przed tymi magami ognia. Zauważyłam że ten żywioł jest bardzo nieprzyjazny i...
- Grisial! Nie masz prawa tak mówić! -
przerwał mi i wrzasnął. - Nie znasz wszystkich magów ognia, więc nie możesz ich tak osądzać.
Mężczyzna poprawił garnitur i ruszył w stronę gabinetu. Utkwiłam spojrzenie w podłodze i ruszyłam za dyrektorem. Dlaczego on nie ukarał tych osiłków, tylko okrzyczał mnie?! To nie sprawiedliwe. W końcu dotarliśmy do gabinetu. Mężczyzna otworzył drzwi i wpuścił mnie pierwszą do środka. Zdziwiłam się, kiedy zobaczyłam tego blond chłopaka. Dlaczego dyrektor i jego tu wezwał? Kiedy weszliśmy, błękitnooki wstał i skinął głową. Utkwił we mnie wzrok. Dyrektor wskazał krzesło obok chłopaka. Niepewnie usiadłam i spojrzałam na blondyna. Dalej się na mnie patrzył... to robiło się przerażające.
- Jak widzę Grisial, jeszcze trochę za wcześnie na to, aby cię przedstawić uczniom.
- A to niby czemu? Zrobiłam na nich dobre wrażenie, stawiając się tym magom ognia...
- Czekaj, czekaj. Stawiłaś się bandzie Kalayo?!
- Cisza! -
wrzasnął mężczyzna i spiorunował nas złowrogim wzrokiem. Odetchnął ciężko i potarł skronie. - Aqua, przyprowadziłem ciebie tutaj, ponieważ mam dla ciebie zadanie. Bardzo ważne.
Chłopak wyprostował się na te słowa i przytaknął.
- Musisz wybrać po jednym magu z żywiołów. Muszą się bardzo dobrze spisywać w uprawianiu magii, atakowaniu wręcz i bronieniu się. Muszą mieć również bardzo odporną psychikę. Obojętnie chłopak, czy dziewczyna. Ty będziesz przedstawicielem żywiołu wody. Za miesiąc przyjdź tutaj z uczniami których wybrałeś - chłopak imieniem Aqua, spojrzał dziwnie na dyrektora, a ten to zauważył. - Jakiś problem panie Invicta?
- Ależ skąd, tylko... dlaczego tak dużo czasu?
- Ponieważ ta oto tutaj, Grisial, musi się nauczyć wszystkiego, czego ty w ciągu trzech lat.
- Z jakiego ona jest żywiołu?

Dyrektor spojrzał na mnie pobłażliwie.
- Jeśli będzie chciała sama ci powie. A teraz Aqua, wyjdź. Mam do pogadania z Grisial.
Przechyliłam głowę do przodu, ale mimo tego, dalej czułam na sobie spojrzenie chłopaka. Po chwili usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi. Odetchnęłam z ulgą i uniosłam głowę, a wtedy napotkałam spojrzenie pana Robertsa. Na biurku leżała karteczka, którą przesunął w moją stronę. Podniosłam ją i zaczęłam czytać.
- To twój podział godzin. O wyznaczonych godzinach masz się stawiać u mnie w gabinecie. Nie ma spóźniania się. Czeka nas naprawdę dużo roboty. Naukę zaczynamy o 16. Masz godzinę na przygotowanie się. A teraz wyjdź - poprawił stos papierów który leżał obok niego, a ja wstałam i wyszłam. Na korytarzu było zupełnie pusto, nie licząc... niego. Aqua stał pod ścianą zamyślony. Kiedy zauważył, że się na niego patrzę, posłał do mnie uśmiech. Pokazał ruchem dłoni, abym się do niego zbliżyła. Zrobiłam jak chciał.
- To co? Powiesz mi w jakim jesteś żywiole, czy nie? - uśmiechnęłam się do niego i złapałam go za rękę.
- Jak pójdziesz za mną, sam się dowiesz.
Aqua ruszył za mną korytarzem. Szliśmy w ciszy, dopóki nie doszliśmy do wielkich wrót. Chłopak przyjrzał się rzeźbieniom na nich. Jego oczy stały się okrągłe jak talerze. Spojrzał na mnie zdumiony. Zaśmiałam się. Właśnie takiej reakcji się spodziewałam. Popchnęłam jedno skrzydło drzwi i zaprosiłam Aqua do środka. Chłopak niepewnie wszedł i westchnął, tak samo jak ja. Teraz te koszary wyglądały inaczej. Wszystko nie było szare, tylko błyszczące. Kryształowy żyrandol, który wisiał przy suficie, pięknie się mienił wszystkimi kolorami, jakie istnieją na tym świecie. Mięciutki dywan, który leżał na środku podłogi, delikatnie falował. Rzeźbione łóżka, były upiększone małymi kawałeczkami diamentu, topazu i szmaragdu. Pościel miała wyszyte różne, piękne, kolorowe wzory. Na ścianach były wymalowane jakieś sceny. Może opowiadały, o jakiejś hisotrii?
- Wow - tylko tyle zdołał z siebie wydusić.
- No właśnie - zgodziłam się z nim.
- Czyli jesteś krysztalnikiem. Wiedziałem że gdzieś na ziemi jesteście, ale... nie sądziłem że w życiu spotkam jednego z nich.
Stanął na przeciwko mnie i złapał za mój kaptur. Pozwoliłam, aby go powoli zdejmował. Kiedy mnie ujrzał, cofnął się i przetarł oczy. Zaśmiałam się z jego głupkowatej miny.
- Czyli legendy nie kłamały. Krysztalnicy są naprawdę piękni.
Delikatnie się zarumieniłam, ale również posmutniałam.
- Jestem... byłam jedną z brzydszych dziewcząt w moim klanie... - do oczu napłynęły mi łzy. Aqua chyba zrozumiał o co mi chodzi, więc podszedł do mnie i przytulił. Chłopak był ode mnie o głowę wyższy, więc oparłam się o jego klatkę piersiową. Staliśmy tak przez dłuższą chwilę, aż usłyszeliśmy dzwonek, oznajmiający, że jest już połowa lekcji.
- Chyba musisz już iść.
Powiedziałam z twarzą w granatowej bluzie chłopaka. On tylko coś mruknął i powoli odsunęliśmy się od siebie. Uśmiechnęliśmy się do siebie.
- Dobra, ja lecę. Wpadnę do ciebie po kolacji, okej?
- Chętnie cię przyjmę -
zaśmialiśmy się, a on wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Przez chwilę wpatrywałam się w miejsce, w którym przed chwilą stał chłopak, a później podeszłam do okna, które było obok mojego łóżka i otworzyłam że na oścież. Przynajmniej przez chwilę będę mogła pooddychać świeżym powietrzem. Na zewnątrz był piękny ogród, otoczony przez złotą bramę, a za nią... nicość. Po prostu pustka. Tego się nie da opisać słowami. To nawet nie ciemność. Po prostu pustka.

~Jest! W końcu ostałam laptopa w swoje łapki xD


Wyzwanie - 3 pkt

Offline

 

#6 22-07-15 17:14:54

 Poginka

Zombie z Straszliwej Polany

Punktów :   

Re: Pięć Części

Rozdział IV



Odeszłam od okna i usiadłam na łóżku. Było teraz o wiele miększe i wygodniejsze niż przedtem. Ale dlaczego się to wszystko w takim stopniu przemieniło? Spojrzałam na swój kryształ, który świecił wesoło.
- Wiem że ty znasz odpowiedź - wpatrywałam się w bransoletkę oczekując odpowiedzi, ale słyszałam tylko szum wiatru, który pochodził z zewnątrz. Westchnęłam i wstałam. Spojrzałam na zegar wiszący nad wrotami. 15:45. Przydałoby się już zbierać. Zajrzałam do komody, która stała przy moim łóżku. Leżały w niej zeszyty, przybory, torba, smartphone i słuchawki. Po co mi w ogóle komórka, skoro i tak nie mam z kim się kontaktować? Sięgnęłam po to wszystko i wpakowałam.  Przewiesiłam torbę przez ramię i podeszłam do drzwi. Założyłam kaptur na głowę i naciągnęłam go. Delikatnie uchyliłam jedno skrzydło i wyjrzałam, upewniając się, że nikt nie idzie. W tym momencie zadzwonił dzwonek, a ja wyskoczyłam na korytarz zamykając za sobą wrota. Z sal wybiegli uczniowie, krzycząc wesoło. Pod wpływem hałasu zakryłam uszy. Nie byłam przyzwyczajona do takich wrzasków. Zaczęłam powoli iść korytarzem, trzymając się blisko ścian. Widziałam już wiele twarz, które już wcześniej zauważyłam. Nawet Ajer przechodziła obok, ale chyba mnie nie zauważyła, albo po prostu udawała. Tak naprawdę szukałam wzrokiem tylko jednej osoby - Aqua, ale nigdzie nie mogłam go dostrzec. Kiedy w końcu doszłam do gabinetu dyrektora, zadzwonił dzwonek oznajmiający o początku kolejnej lekcji. Korytarze jak szybko stały się pełne, tak samo szybko opustoszały. Odetchnęłam głęboko i miałam już zapukać, kiedy usłyszałam stłumiony krzyk pana Robertsa.
- Mnie to nie obchodzi Kalayo! Masz się po prostu do niej nie zbliżać. Chciałbym aby całkowicie oddała się tej sprawie, a nie jeszcze zawracała sobie głowę jakimś magiem ognia.
- Ale...
- Jeśli jeszcze raz zobaczę że ze swoją "bandą", czepiacie się jej, zostaniecie zawieszeni, a w ostateczności wydaleni. A jeśli dobrze znasz procedury bezpieczeństwa, to powinieneś wiedzieć że wtedy wyczyścimy wam pamięć i sprawimy że wasze moce zanikną. Zrozumiałeś mnie Kalayo?
- Tak proszę pana.
- Doskonale. Wyjdź drugimi drzwiami. Nie chcę aby Grisial wiedziała o tej rozmowie.

Co to miało być?! Niby jakiej sprawie miałabym się oddać i właściwie dlaczego mam się nauczyć tak wielu rzeczy tylko w jeden miesiąc? Kiedy usłyszałam że Kalayo wyszedł, odczekałam chwilę i zapukałam. Usłyszałam głos, proszący mnie do środka i weszłam.
- Dobrze Grisial. Widzę że się przygotowałaś - spojrzał na moją torbę. - Lecz to nie będzie potrzebne. Przede wszystkim będziesz rozszerzała swoje umiejętności mentalne. Nie ma potrzeby skupiać się na sile fizycznej.
Wpatrywałam się tępo w mężczyznę. Ale po co to wszystko? Dlaczego nie mogę się uczyć jak wszyscy inni? Dyrektor wstał i wskazał drzwi wyjściowe.
- Chodźmy na trening. Nie ma czasu do stracenia.
Przytaknęłam i wyszłam. Pan  Roberts szedł obok mnie ze splecionym dłońmi. Szliśmy labiryntem korytarzy chyba w nieskończoność, aż w końcu dotarliśmy do olbrzymich wrót. Jeszcze większych od tych do koszar. Były całkiem białe, a na nich były wyrzeźbione historyjki. Drzwi były "przedzielone" na sześć części. Trzy "okna" na górze, dwa na dole i jeden po środku. Pierwszy po lewej ukazywał kobietę o długich, rozpuszczonych włosach. Stała nad ogniskiem, a płonienie miały kształty ludzi. Pewnie to jest pierwsza czarodziejka ognia. Następne okno pokazywało mężczyznę siedzącego na skalnym tronie. W dłoni trzymał posążek zrobiony z gliny. Mag ziemi. Miejsce po prawej pokazywało znowu czarodzieja. Za sobą miał skrzydła, ale nie były wrośnięte w plecy. Po prostu jakby lewitowały i niosły swojego właściciela. Nie musiałam się długo zastanawiać, aby stwierdzić że to żywioł powietrza. Na samym dole po lewej, kolejny chłopak, tym razem bardzo młody. Mógł być w moim wieku, czyli około szesnastu lat. Miał uniesione ręce, a wokół niego lewitował strumień wody. Przyciągnęły mnie jednak oczy chłopaka. Patrzył się prosto na mnie i... Co?! To nie możliwe. Puścił do mnie oczko?! Grisial, od tego miejsca masz jakieś omamy. Kolejne okno ukazywało dziewczynę, niewiele starszą ode mnie. Siedziała przed kryształem i coś w nim strugała... jakąś postać. Na samym środku wrót było wyrzeźbione niemowlę, a wokół niego znaki pięciu żywiołów. Spojrzałam na pana Robertsa. Wpatrywał się w dziecko, ale po chwili delikatnie uchylił jedno skrzydło drzwi i wyszliśmy na zewnątrz.
- Jak się pewnie domyśliłaś to byli pierwsi magowie wszystkich wymiarów. Lady Flamma - czarodziejka żywiołu ognia. Lord Petram - mag ziemi. Król przestworzy - Ventus. Najmłodszy z żywiołów - Flum. Żywioł wody. I w końcu najbardziej utalentowana czarodziejka wszechczasów - Cristallum. Żywioł kryształu.
Wpatrywałam się w pana Robertsa, ale najwidoczniej to wszystko co chciał powiedzieć. Powoli szliśmy w stronę złotej bramy, za którą była nicość.
- A tamto dziecko? Kim ono było? Dlaczego wokół niego były znaki wszystkich żywiołów?
Mężczyzna wpatrywał się tępo przed siebie, zastanawiając się nad odpowiedzią. W końcu otworzył usta aby coś powiedzieć, ale wydał z siebie tylko stłumiony jęk. Postanowiłam już nie zagłębiać się w ten temat. Kiedy doszliśmy do wrót bramy, mężczyzna włożył dwa palce do buzi i zagwizdał przeciągle. Przez chwilę słyszałam tylko ciszę, ale po chwili powietrze przeciął ogłuszający ryk. Automatycznie zakryłam uszy dłońmi i skuliłam się. Nagle przed nami wylądował wielki smok. Jego łuski miały kolor błękitno fioletowy. Szyja była nienaturalnie długa, ale dodawało mu to dzikości. Z jego łba wyrastały rogi, które zdobiły kolorowe kryształy. Jego mądre oczy, błyszczące jak diamenty i tak głęboko zielone, że można byłoby się w nich utopić. W pysku miał wędzidło, a do niego przyczepiony łańcuch. Na grzbiecie miał siodło. Jego przednie nogi były złączone ze skrzydłami, a na końcu ogona wyrastał kolec jadowy. Pan Roberts podszedł do smoka i pogłaskał go po głowie. O mało szczęka mi nie opadła. Mężczyzna zaśmiał się, kiedy stworzenie polizało go długim językiem po twarzy.
- Grisial, to jest Squamis. Smoczyca , którą dostałem od pierwszych magów. Każdy z nich podarował jej jakiś dar. Lady Flamma dała jej ognioodporne łuski i umiejętność plucia ogniem. Lord Petram, zatruty kolec i bardzo wytrzymałe kości. Może nawet na nią spaść meteoryt, a ona wyjdzie praktycznie bez szwanku - zaśmiał się. - Król Ventus dał jej silne skrzydła. Panicz Flum skrzele - wskazał na szpary na jej szyi - oraz błony między palcami. Dzięki temu może przemierzać powietrze, ziemię i wodę bez żadnych utrudnień. I w reszcie panienka Cristallum dała jej magiczne kryształy, które ją wzmacniają psychicznie, jak i fizycznie. Dała NAM również moc komunikowania się telepatycznie - spojrzał wesoło na swojego pupila. Z moich ust wydobyło się jedynie ciche: "Wow".
Mężczyzna wsiadł na Squamis i podał mi rękę. Bez słowa chwyciłam ją i wciągnęłam się na grzbiet smoczycy. Kiedy dotknęłam jej łusek, poczułam dziwny dreszcz, tak samo jak Squamis. Pan Roberts spojrzał na mnie i zmarszczył brwi, ale po chwili odwrócił się do przodu i poklepał smoczycę po szyi. Ona rozpostarła skrzydła i wzniosła się. Złapałam mężczyznę w pasie, aby nie spaść. Wlecieliśmy w pustkę. Spojrzałam za siebie. Szkoła powoli zaczęła znikać mi z oczu.
- Gdzie lecimy? - spytałam.
- Do wymiaru Mortem. Tam będę cię szkolił.
- Dlaczego akurat tam, a nie w szkole?
- Dlatego że w Mortem nikt nie żyje i tam będę o ciebie spokojny. Natomiast w szkole może znajdować się szpieg i jeśli się dowie że w szkole jest jeszcze niewytrenowany krysztalnik... to nie będzie dobrze.

Spojrzał na mnie smutnym wzrokiem. Szpieg? W szkole? Ale po co? Kogo? Zdecydowanie mam za dużo pytań. Jak będziemy ćwiczyć, to koniecznie muszę się o wszystko wypytać pana Robertsa. Nagle przed naszymi oczami ukazał się dziwny, czarny tunel. Squamis bez wahania wleciała do środka. A przed nami nicość otworzyła się jak drzwi, a za nimi zobaczyłam świat. Wyglądał jak ziemia, ale było tu o wiele piękniej. Wielkie lasy, wodospad, rzeka i olbrzymia polana, na której wylądowała Squamis. Zeszłam ze smoczycy i rozglądnęłam się zafascynowana. Nagle między drzewami zobaczyłam małą chatkę.
- Na pewno nikt tu nie mieszka?
- Nie. To jest mieszkanie przygotowane dla ciebie. Spędzisz tutaj cały miesiąc. Nie mamy czasu na to, aby codziennie tu przylatywać.
- Czyli pan zostaje ze mną? Tutaj?
- Nie. Ja umiem się teleportować. Ale niestety tylko siebie jeśli chodzi o inne wymiary. Wtedy kiedy cię znalazłem, pomogła mi pewna maszyna, ale nie wolno jej często używać.

Powoli przytaknęłam i nagle sobie przypomniałam o Aqua i o dzisiejszym spotkaniu.
- Ale mogłabym jeszcze dzisiaj zostać u siebie w koszarach? Przez ten jeden dzień bardzo się do nich przywiązałam. Proooszę! - zrobiłam oczy małego szczeniaczka i spojrzałam na dyrektora. On tylko rozbawiony uniósł jedną brew i zaśmiał się.
- No okej, okej. Ale tylko jedna noc i rano masz się stawić u mnie punktualnie. Zrozumiano? - przytaknęłam i uśmiechnęłam się. - No. W takim razie czas zacząć trening.


Wyzwanie - 3 pkt

Offline

 

#7 26-07-15 20:53:51

 Poginka

Zombie z Straszliwej Polany

Punktów :   

Re: Pięć Części

Rozdział V



Mój nowy nauczyciel rozkazał mi usiąść i odprężyć się, po czym zrobił to samo. Założył nogę na nogę. Ręce oparł na kolanach i odetchnął głęboko. Spojrzał na mnie uśmiechając się zachęcająco.
- Co przez to mam osiągnąć? - spytałam unosząc prawą brew.
- W tym ćwiczeniu chodzi o to, abyś osiągnęła wewnętrzny spokój i...
- Ale przecież ja jestem spokojna. A w ogóle, po co mi to wszystko skoro i tak umiem obchodzić się z własną mocą. Przecież wiesz -
weszłam mu w słowo, z czego mężczyzna widocznie nie był zadowolony. Po czym uśmiechnął się przebiegle.
- To pokaż mi co potrafisz - wstał i pokazał ruchem dłoni, że mam zrobić to samo. Zaśmiałam się w duchu. "Dajmy mu w kość" powiedziałam w myślach do kryształu. Podniosłam się i odłożyłam torbę na bok. Zaatakowałam pierwsza. Uderzyłam nogą o ziemię i pod dyrektorem wyrósł kryształ, lecz on to przewidział i odskoczył. Zwinął dłoń w pięść i uderzył powietrze. Z jego kostek wystrzelił płomień. W ostatniej chwili zasłoniłam się tarczą. Odskoczyłam i posłałam w jego kierunku odłamki kryształów. Pan Roberts zaśmiał się i jak zając odskoczył. Powoli dążył w moim kierunku i zrobił palcem wir w powietrzu. Nagle uderzył mnie podmuch wiatru. Był on tak silny że ledwo utrzymałam się na nogach, ale cofnęłam się o parę metrów. Zdezorientowana nie mogłam się ruszyć. Mężczyzna zrobił skomplikowany ruch rękami i woda "przyleciała" z wodospadu i posłał ją  w moją stronę. Próbowałam osłonić się tarczą, ale okazała się zbyt krucha, więc ciecz rozbiła ją i uderzyła we mnie. Straciłam równowagę i upadłam na ziemię, zasypana odłamkami kryształu. Nagle kajdany ze skały oplotły mnie w pasie, nadgarstkach, kostkach i szyi. Nauczyciel podszedł do mnie ze zwycięskim uśmiechem. Nachylił się nade mną i szepnął mi do ucha:
- Nie żyjesz.
Nagle kamień zamienił się w pył i rozwiał się w ciągu sekundy. Zdezorientowana jeszcze przez chwilę leżałam. Dopiero po paru minutach zorientowałam się, że dyrektor miał dłoń wyciągniętą w moim kierunku. Ujęłam ją i podciągnęłam się. Stanęłam na prostych nogach.
- J-jak ty to...? - nie mogłam więcej z siebie wydusić. Przecież to nie możliwe, aby władać wszystkimi żywiołami.
- Jestem pierwszym magiem znalezionym przez Wielką Piątkę. Nie mogłem być zwyczajny. Moim pierwszym żywiołem jaki w sobie odkryłem był ogień. Później po kolei. Woda, ziemia, powietrze, woda i kryształ.
Moje usta ułożyły się w bezdźwięczne "o". Dyrektor usiadł, a ja poszłam za jego przykładem. Teraz nie czułam tylko do niego szacunku, ale również bałam się go. Co by było gdyby w furii, stracił nad sobą kontrolę? Zmiótłby wszystko co by było wokół niego.
- Posłuchaj mnie Grisial. Niech ta informacja zostanie pomiędzy nami, dobrze? - puścił do mnie oczko i zaśmiał się z mojej miny. - Dobrze. Wracając do naszej lekcji. Najwidoczniej nie masz w sobie wewnętrznego spokoju. Gdyby tak nie było, nie pozwoliłabyś się zdekoncentrować, a twoje ataki i obrona byłyby o wiele mocniejsze. Powodem chaosu w twojej duszy jest prawdopodobnie śmierć twoich najbliższych. A teraz zamknij oczy i odpręż się.
Przytaknęłam i wykonałam polecenie.
- Poczuj spokój płynący razem z szumem wiatru. Usłysz nawet najmniejsze szelesty w lesie.
Jego głos był tak kojący i miły, że aż zapomniałam o wszystkich problemach. Odetchnęłam głęboko. Poczułam nawet najdelikatniejszy powiew wiatru, delikatne drżenie ziemi. Usłyszałam najcichszy ruch w trawie. Nagle z tej koncentracji wyrwał mnie strumień wody uderzający w moją twarz. Otworzyłam oczy, w których błysnęła zawiść.
- Ej! Za co to?! Przecież i tak jestem już cała mokra! Nie potrzeba mi już prysznica.
Nauczyciel zacmokał niezadowolony.
- Nie pozwalaj się wyprowadzić z równowagi. Nie możesz się zdekoncentrować! Zamknij oczy. Jeszcze raz. Tym razem postaraj się.
Prychnęłam niezadowolona, ale wypełniła jego zlecenie. Odetchnęłam głęboko. Poczułam jak moje serce zwalnia, a ja odpływam. Poprzedni stan powrócił. Tym razem skupiłam się dwa razy mocniej. Nagle poczułam jak spływa po mnie coś ziemnego, ale zignorowałam to. Dalej głęboko oddychałam nie zważając na to, co się dzieje wokół mnie. Odpłynęłam całkowicie, ale moje skupienie trwało nadal.
- Ej, ale naprawdę obudź się! Grisial! - dopiero teraz poczułam jak ktoś mną potrząsa. Powoli otworzyłam oczy i zobaczyłam zaniepokojony wzrok pana Robertsa. Rozejrzałam się. Już zupełnie się ściemniło, a czerwony księżyc świecił wysoko na niebie. Nagle zobaczyłam cudowny widok. Gwiazdy świecące na wszystkie możliwe kolory i białe pasma, jakby przewleczone przez niebo. Zdołałam wydobyć z siebie ciche: "Wow". Opadłam na plecy i wpatrywałam się w kosmos.
- Grisial! Musimy lecieć! - wrzasnął do mnie mężczyzna. Niechętnie podniosłam się i spojrzałam na niego. Siedział już na Squamis i wyciągał w moją stronę dłoń. Podniosłam torbę i przełożyłam ją przez ramię. Chwyciłam jego rękę i wsiadłam na smoczycę. Znowu ten dreszcz, który tym razem trudno mi było zignorować, bo zwiększył swą moc dwukrotnie. Złapałam dyrektora w pasie i wzlecieliśmy. Squamis zaryczała i przed nami znowu otworzyły się drzwi do tunelu. Wlecieliśmy do niego. Tym razem od razu kiedy wydostaliśmy się z czarnego wiru, zobaczyłam naszą Akademię. Odetchnęłam z ulgą. Czyżbym znowu spóźniła się na posiłek? Miałam przeczucie że tak, ale wiedziałam również, że Aqua będzie na mnie czekał. Wylądowaliśmy przed wrotami, a ja zeskoczyłam ze smoczycy, uprzednio klepiąc ją po grzebiecie. Wbiegłam do środka i szybkim krokiem ruszyłam w stronę stołówki. Tak jak przewidziałam, już prawie nikogo nie było w pomieszczeniu. Na szczęście Aqua siedział przy swoim stoliku. Odebrałam tackę z talerzem, na którym były wyłożone dwie kromki z nutellą i kubek gorącej czekolady. Kiedy chłopak zauważył moje przybycie, uśmiechnął się promiennie. Usiadłam na przeciwko niego witając się z nim.
- Cześć! Myślałem że już nie przyjdziesz.
- Błagam cię. I miałabym odpuścić kanapkę z nutellą? -
zaśmialiśmy się, a ja zaczęłam jeść i opowiadać o swoim treningu (oczywiście pomijając naszą walkę) oraz o wyjeździe na miesiąc. Aqua słuchał i wpatrywał się we mnie jak zaczarowany. Kiedy dokończyłam kolację, odniosłam tackę i razem ruszyliśmy do moich koszar. Kiedy byliśmy pod wrotami, rozejrzałam się, czy nikt nas nie obserwuje, po czym szybko weszliśmy do środka.
- To co teraz? - spytałam siadając i opierając się plecami o moją komodę. Odłożyłam torbę i spojrzałam na chłopaka, który usadowił się obok mnie.
- Nie wiem. Może pogadamy?
Uśmiechnęłam się na te słowa i przytaknęłam.
- Ile masz lat? - wiem, głupie pytanie, ale rozmowę jakoś trzeba zacząć.
- Dziewiętnaście - uśmiechnął się do mnie. - Ja wiem o tobie tylko to, że masz na imię Grisial, masz szesnaście lat i jesteś krysztalnikiem. Opowiesz mi coś o sobie? O swoim "gatunku"? - zrobił znak cudzysłowia w powietrzu i spojrzał na mnie z ciekawskim błyskiem w oku.
- Więc zacznijmy od tego, co jest oczywiste. Mieszkamy bardzo głęboko pod powierzchnią ziemi - w tunelach. Naszym jedynym źródłem światła ją kryształy. Każdy krysztalnik ma swój,  jedyny, niepowtarzalny. Kolor naszych włosów i skóry jest właśnie zależny od odcienia kryształu. Mój jest fioletowo błękitny, więc właśnie takich są włosy i skóra - obejrzałam dokładnie swoje dłonie. - Nasze życie było spokojnie, dopóki... - zacięłam się i wpatrzyłam tępo w przestrzeń przed sobą. Westchnęłam smutno. - Dopóki nie zaatakowały nas te potwory. Były bardzo wysokie i przybierały różne postacie. Najpierw były ludźmi, a po chwili zamieniali się w jakieś ohydne stworzenia, później w coś innego i tak cały czas. Na początku tylko nas zastraszały, a później powoli zaczęły zabijać. Jeden po drugim. Liczba ofiar wzrastała, aż w końcu przyszedł dzień, w którym zrobili totalną rzeź - po moich policzkach popłynęły łzy. - Uciekłam tylko dzięki mojej matce, która zajęła te demony, abym ja mogła swobodnie uciec. Powiedziała że jestem jednym z pięciu osób, które tylko one mają taką moc, aby powstrzymać narastające zło. Aby pokonać te potwory.
Podwinęłam polana pod brodę, a nogi objęłam rękami. Aqua przytulił mnie. Poczułam ciepło bijące od jego ciała. Dopiero teraz zauważyłam że nie ma na sobie bluzy, tylko koszulkę z krótkim rękawem. Jego budowa była imponująca. Objęłam chłopaka w talii i przybliżyłam się do niego.
- Mogę o coś spytać? Związane z twoją rodziną? - spytał.
Spojrzałam w jego błękitno srebrne oczy i pokiwałam głową.
- Ile miałaś rodzeństwa.
Zaśmiałam się i pociągnęłam nosem.
- Sto pięć. Ja byłam najmłodsza. Jeśli chcesz poznać ich wszystkich imiona, to nie licz na to.
Znowu zaśmiałam się smutno.
- Mam ich tak dużo, ponieważ jesteśmy dłuugo wieczni, a co pięćdziesiąt lat, w naszych tunelach wyrasta nowy kryształ. On wyznacza parę dorosłych krysztalników i daje im pod opiekę małe dziecko, które wyrasta z ziemi jak kwiat. Na pewno za trzydzieści cztery lata, to ja będę matką, tylko że będę sama musiała wychowywać młode.
Oparłam głowę o ramię chłopaka. Przy nim czułam się tak bezpiecznie, jak przy nikim innym.
- A ty? Masz rodzinę?
Tym razem to chłopak się zaśmiał.
- Ja na szczęście mam normalną. Zwykłych rodziców, ale niestety się rozwiedli i mam dwójkę rodzeństwa. Starszą siostrę Alice, ma 24 lata i młodszego brata Niro, który jest w moim wieku. Alice się wyprowadziła cztery lata temu, a ja i Niro mieszkamy z mamą i tylko ta dwójka wie o tym, że jestem magiem wody. Tatę nie widziałem od pięciu lat, ale podobno mam jeszcze dwie siostry.
Uśmiechnął się delikatnie.
- Jedną, która prawdopodobnie ma pięć lat, Clara i druga w wieku 3, Ariana. Podobno są śliczne i dość podobne do mnie.
Zaśmiał się niewesoło. Przytuliłam się do niego mocniej. Nastała nieprzyjemna cisza. Jak wtedy w tunelu, kiedy dowiedziałam się że wszyscy umarli. Przed oczami pojawił mi się obraz tych demonów pożerających krysztalników. Wrzask mojej najlepszej przyjaciółki. Zacisnęłam pięści i zamknęłam oczy. Byłam wykończona dzisiejszym treningiem. Nawet nie wiedziałam kiedy zasnęłam. Rozmawiałam z moją mamą. W ostatnich dniach, była potwornie podenerwowana. Cóż... nie dziwię jej się. W końcu zostało ledwie pięćdziesięciu krysztalników. Nagle obie poczułyśmy drżenie ziemi. Popatrzyłyśmy na siebie zdezorientowane. Nagle krzyk, trzask i zza zakrętu wybiegli magowie kryształu. Od razu domyśliłyśmy się o co chodzi, ale nie byłyśmy w stanie ruszyć się z miejsca. W pewnym momencie ktoś nas złapał za ramiona. To był mój ojciec. Jego błyszczące oczy były teraz przerażone. W sekundę jak reszta, ruszyliśmy biegiem.
- Kochanie, co się dzieje? Nigdy nie byłeś tak przerażony! - matka próbowała przekrzyczeć wrzeszczący tłum. Ojciec spojrzał na mnie z obawą, a później obrócił się do mamy.
- To ostatnia bitwa. Demony zabiły szamana i przywódcę. Obawiam się najdroższa, że to już koniec.
W mojej głowie obijały się te trzy słowa: "to już koniec". Krzyk, trzask, krew. Krzyk, trzask, krew i tak w kółko. Rodzice zniknęli, a wokół mnie panowała ciemność.
- To już koniec...
Krzyk, trzask, krew.
- To już koniec...
Zakryłam uszy rękami, ale to nic nie dało.
Krzyk, trzask, krew.
- Dość! - wrzasnęłam.
Obudziłam się z krzykiem. Byłam cała oblana potem. Aqua patrzył na mnie wystraszony. Po moich policzkach płynęły łzy.
- Spokojnie, to tylko koszmar.
Przytulił mnie mocno. Wokół nas była ciemność. Pewnie było już późno, a my dalej siedzieliśmy na podłodze. Pewnie on zasnął niedługo po mnie. Aqua wziął mnie na ręce i położył na łóżku. Pogłaskał moje włosy i już chciał iść, ale ja krzyknęłam:
- Nie Aqua! Proszę. Zostań.
Nawet w ciemności można było dostrzec jego świecące oczy. Uśmiechnął się delikatnie i położył obok mnie. Na szczęście łóżko było dwuosobowe. Przykrył mnie kołdrą i delikatnie ustami musnął mój policzek. Przytulił mnie i szepnął:
- Dobranoc.
Od razu poczułam się lepiej. Czułam się taka bezpieczna. Wiedziałam, że póki on jest przy mnie, nic mi nie będzie. Z tym przekonaniem, zasnęłam w jego silnych ramionach.


Wyzwanie - 3 pkt

Offline

 

#8 30-07-15 22:37:48

 Poginka

Zombie z Straszliwej Polany

Punktów :   

Re: Pięć Części

Rozdział VI



Obudziłam się z pierwszymi promieniami słońca. Przetarłam zaspane oczy i usiadłam. Obok mnie dalej leżał Aqua, słodko śpiąc. Uśmiechnęłam się mimowolnie i powoli wstałam, uważając na to, aby go nie obudzić. Otworzyłam szafę, w której były poukładane ubrania. Po chwili namysłu zabrałam białą koszulkę z napisem: "Never ending summer", granatowe rurki i biało czarne conversy. Z tymi rzeczami ruszyłam do łazienki. Była ona wielka. Ściany były koloru szarego, a podłogę pokrywał mięciutki dywan. Małe okienko pod sufitem wpuszczało trochę światła do pomieszczenia, nadając mu tajemniczego nastroju. Przy ścianie był prysznic, połączony z wanną, a obok stała toaleta. Po przeciwnej stronie pokoju, znajdowała się umywalka, a nad nią lustro z niewielką półeczką. Położyłam ubrania na stoliku, który był w kącie i rozebrałam się. Wzięłam szybki prysznic i ubrałam się w świeże ciuchy, zakładając na to swój płaszcz. Spojrzałam w lustro. Nic specjalnego jak dla mnie. Umyłam zęby szczoteczką, która była położona na półce. Dziwiło mnie, że wszystko było przygotowane, jakby spodziewali się mojego przyjścia od dawna. Wyszłam z łazienki i skierowałam się w stronę łóżka. Ku mojemu zdziwieniu, Aqua nigdzie nie było. Czyżby było możliwe, że w ciągu piętnastu minut obudził się i wyszedł bez słowa? Jakoś w to wątpię. Nagle ktoś mnie złapał w pasie. Wydałam z siebie zduszony krzyk i odwróciłam głowę. Zobaczyłam Aqua z zadziornym uśmieszkiem.
- Puść mnie - powiedziałam stanowczym głosem. On tylko się zaśmiał. Wziął mnie na ręce i obkręcił wokół własnej osi. Trzymałam się kurczowo jego szyi i zacisnęłam powieki.
- Aqua! Postaw mnie natychmiast na ziemię!
Oboje zaczęliśmy się dusić ze śmiechu.
- Poproś ładnie - wyszczerzył do mnie zęby.
- Aqua, ślicznie cię proszę, postaw mnie, bo inaczej kolorowe jednorożce przyjdą do ciebie w nocy i ukłują cię w ten tyłek!
Chłopak zaśmiał się i zatrzymał.
- No niech będzie.
Puścił mnie, ale musiałam się na nim podtrzymać, aby nie upaść. Strasznie kręciło mi się w głowie. W końcu przestaliśmy się śmiać, a wirowanie przed moimi oczami ustało. Puściłam jego ramienia i wypakowałam wszystko z torby leżącej na ziemi. Podeszłam do szafy i zaczęłam wybierać ciuchy. Bluza bez zamka z kapturem, cztery bluzki z krótkim rękawem i dwie pary spodni. Spakowałam to do torby i sięgnęłam po telefon. Spojrzałam błagalnym wzrokiem na Aqua.
- Co? - spytał zdezorientowany. Podałam mu smartphona i uśmiechnęłam się uroczo.
- Wpisz mi swój numer.
Chłopak zaśmiał się. Wystukał jakieś cyfry i zapisał w kontaktach. Oddał mi telefon.
- Dzwoń czasem.
Jego oczy stały się smutne. Ja również nie chciałam go opuszczać, ale to było konieczne. Przytuliłam go.
- Oczywiście że będę. Nawet codziennie - zaśmiałam się. - Wybacz, ale muszę już lecieć. Pewnie będę musiała również zjeść śniadanie.
- Pójdę z tobą -
spojrzał na mnie błagalnie i zerknął na zegarek. - Jest dopiero siódma. Lekcje mam za godzinę.
Uśmiechnęłam się z faktu, że jeszcze będę mogła pobyć z nim trochę czasu. Włożyłam telefon oraz słuchawki do torby i przewiesiłam ją przez ramię. Założyłam kaptur i wyszliśmy z koszar. Na szczęście nikogo na korytarzu nie było. Powoli ruszyliśmy w stronę stołówki. Kiedy tam dotarliśmy nie mogliśmy uwierzyć własnym oczom. Stoliki były porozrzucane we wszystkie strony. Tylko jeden stał na środku. Podeszliśmy do niego i zamurowało nas. Była do niego przykuta kucharka. Jej oczy były wpatrzone w dal i wyrażały przerażenie. Jej ubrania były potargane, a w jej brzuchu była wielka dziura, jakby ktoś ją wyżarł. Na ścianie było napisane krwią: "Następny będziesz ty, krysztalniku!" Przez chwilę nie mogłam nabrać powietrza i tylko wpatrywałam się to w kobietę, to w napis.
- Chodź! Musimy szybko pójść do pana Robertsa.
Pociągnął mnie za rękę. Dopiero wtedy mogłam zaczerpnąć powietrza. Ruszyliśmy prawie biegiem do gabinetu dyrektora. Kiedy byliśmy przed drzwiami, zapukaliśmy i bez zezwolenia weszliśmy do środka. Zobaczyliśmy nauczyciela chodzącego po pokoju z założonymi rękami za plecami. Spojrzał na nas i uśmiechnął się nieznacznie.
- Panie dyrektorze! Widział pan co się stało w stołówce?!
Od razu zrzędła mu mina i powoli przytaknął.
- Owszem. Zleciłem sprzątaczkom aby posprzątały ten... bałagan. Sądziłem że nikt tego nie zobaczy, ale cóż... myliłem się - spojrzał na mnie ze smutnym wyrazem twarzy. - A ty Grisial nie jesteś już tu bezpieczna i nie wiem, czy nawet będziesz w wymiarze Mortem, dlatego musisz mieć "ochroniarza".
Tym razem wzrok utkwił w Aqua.
- Mam nadzieję że masz już mniej więcej wybranych przedstawicieli i podołasz tak ważnemu zadaniu, jak to, które ci teraz zlecam.
Chłopak na te słowa wciągnął powietrze i wyprostował się.
- Oczywiście że tak. To będzie dla mnie zaszczyt chronić ją.
Przewróciłam oczy zirytowana. Dlaczego zawsze ktoś musi mnie chronić? Przecież aż tak słaba nie jestem. Uzyskałam wewnętrzny spokój, więc pewnie jestem jeszcze mocniejsza niż wcześniej. Dyrektor dał nam znak ręką, że mamy iść za nim. Wyszliśmy na korytarz i szybkim krokiem ruszyliśmy w stronę wyjścia. Kiedy byliśmy już na zewnątrz, pospiesznie wsiedliśmy na Squamis i natychmiast wylecieliśmy.
Po paru minutach byliśmy już w wymiarze Mortem. Dopiero teraz miałam odwagę się odezwać:
- Kto chce mojej śmierci?
Dyrektor westchnął i przeczesał włosy palcami.
- Demony. Przysłały tutaj jakiegoś swojego szpiega, który musi być jednym z magów. Tylko czarodzieje i stworzenia magiczne mogą się przedostać do szkoły.
- Dlaczego chce mnie zabić?
- Ponieważ ty jesteś najpotężniejszym krysztalnikiem w historii, oczywiście pomijając panienkę Cristallum. A jeśli ciebie zabiją, to misja, na którą chcę was wysłać, będzie niemożliwa do wykonania, nawet jeśli cała szkoła, łącznie ze mną, pójdzie.

Squamis wylądowała na ziemi i położyła się, abyśmy mogli swobodnie zeskoczyć.
- Jaka to misja? Na czym ona polega? - tym razem spytał Aqua. Dyrektor westchnął sfrustrowany.
- Jak wiecie, nasza akademia znajduje się międzyświecie. Jest wiele tych wymiarów, a można się poruszać między nimi tylko dzięki Squamis, albo specjalnej maszynie, którą mamy tylko my. Jednak demony z wymiaru Infernum wynalazły przedmiot, który potrafi otworzyć portal, który prowadzi ich do międzyświata. Jeśli zdołają otworzyć wrota do wymiaru ludzi, to będzie katastrofa. Dlatego waszym zadaniem będzie udanie się do wymiaru Infernum i zniszczenie maszyny. Wątpię, aby później potrafili ponownie ją zbudować.
Zamurowało mnie. Demony? Czyżby takie, jakie widziałam w podziemnych tunelach?
- Jak one wyglądają? Te demony?
- Tą kwestią zajmiemy się później. Kiedy będziecie wyruszać na misję.

Szybkim krokiem ruszył w stronę chatki w lesie. Wymieniłam z Aqua zaniepokojone spojrzenia i poszliśmy na panem Robertsem. Szliśmy w ciszy, którą zakłócał jednie szum wodospadu i szelest liści na wietrze. Kiedy byliśmy na granicy lasu, naszym oczom ukazał się niewielki domek. Był cały z drewna nie licząc drzwi, które były stalowe. Dyrektor wyciągnął z kieszeni klucz i włożył go do dziurki. Przekręcił go. Kiedy dało się słyszeć trzask, mężczyzna nacisnął klamkę i uchylił drzwi. Weszliśmy do środka. Wnętrze było bardzo przytulne. Półki pełne książek, sofa, fotel i telewizor(?). Pan Roberts poszedł dalej. Otworzył pierwsze drzwi, które były naprzeciwko nas i zobaczyliśmy niewielką łazienkę z prysznicem, umywalką i toaletą. Oczywiście wszystko było przygotowane, ale niestety chyba dla jednej osoby. Przeszliśmy do otworu, za którym była kuchnia. Dość dobrze zaopatrzona. Wyszliśmy do salonu i schodami na górę weszliśmy do sypialni. Była w niej komoda, szafa, łóżko dwuosobowe i biurko.
- Dlaczego jest tutaj wszystko przygotowane dla jednej osoby? - spytałam.
- Ponieważ nie przewidziałem tego, że będzie to jeszcze ktoś mieszkał. Aqua, rzeczy przyniosę ci jutro, dobrze?
Chłopak tylko bez słowa przytaknął.
- Chodź Grisial. Musimy zacząć jak najszybciej trening. Okazuje się że nie mamy wcale całego miesiąca, ale wierzę że dasz sobie radę - uśmiechnął się do mnie pocieszająco. - Aqua, ty przez ten czas, musisz sam potrenować. Jak przestanę ćwiczyć z Grisial, zajmę się tobą.
Płaszcz razem z torbą położyłam na łóżku i wyszliśmy z chatki. Ruszyliśmy na polanę. Kiedy znaleźliśmy się na wolnej przestrzeni, pan Roberts stanął naprzeciwko mnie.
- Dzisiaj przećwiczymy walkę wręcz, a jutro z bronią - spojrzał na mnie i zdjął garnitur. Stworzył stolik ze skały i położył na nim go. - Najpierw postawa. Ugięte nogi i pięści przed twarzą, na wysokości nosa. Dokładnie.
Pan Roberts wiele mnie nauczył w ciągu pięciu godzin. Oczywiście z trzema dziesięciominutowymi przerwami. Ciężko dysząc usiadłam na trawie. Byłam cała spocona. Nauczyciel uśmiechnął się do mnie zadowolony.
- No, całkiem nieźle sobie radzisz. Jak na pierwszy raz - pokazałam mu język i udałam obrażoną. Dyrektor pokręcił głową rozbawiony. - Teraz zajmę się Aqua. Idź do domu, weź prysznic i przebierz się. Przyda ci się - zachichotał i podszedł do chłopaka, który stał nieopodal. Przyglądał mi się jak trenowałam i widziałam jak ledwo powstrzymał się od śmiechu, kiedy podczas treningu, próbowałam coś zrobić i pośliznęłam się na czymś i upadłam, przy tym zabawnie wymachując rękami.
Pokiwałam głową i ruszyłam do chatki. Kiedy weszłam do domku, poczułam ukłucie niepokoju. Bałam się przebywać sama, po tym jak zobaczyłam ten napis. Obawiałam się, że ktoś faktycznie może na mnie polować. Pokręciłam głową, chcąc pozbyć się tych myśli. Poszłam na górę. Spojrzałam na szafę. Byłam ciekawa, czy tak jak w koszarach, były w niej ciuchy. Podeszłam do niej i otworzyłam drzwi. Nie myliłam się. Szafa była pełna ubrań. Uśmiechnęłam się, kiedy zobaczyłam zawieszoną suknię. Sięgnęłam po nią i przyjrzałam jej się. Była długa do ziemi, bez ramiączek i w wiśniowym kolorze. Białe, wyszyte wzory z diamentami, wiły się o prawego ramienia, po linii skośnej, aż do pasa. W tamtym miejscu suknia była rozkloszowana. Od lewego górnego rogu, był przewieszony ciemniejszy materiał. Przy krańcach sukni, były wyszyte białe wzory. Jednym słowem zapierała dech w piersiach. Do tego biała maska z doklejonymi diamentami i tego samego koloru szpilki. Zaczęłam się zastanawiać, po co mi była tak odświętna sukienka? Odwiesiłam ją na wieszak i poszłam po torbę. Wyciągnęłam z niej bluzkę. Znowu podeszłam do szafy i zaczęłam w niej grzebać. Wyciągnęłam krótkie spodenki. Z przygotowanymi ciuchami weszłam do łazienki. Położyłam je na umywalce. Rozebrałam się i wzięłam zimny prysznic. Poczułam jak wszystkie problemy spływają ze mnie, razem z wodą. Mruknęłam zadowolona. Kiedy się wyszorowałam, wyszłam na milutki dywanik. Wytarłam się i przebrałam w świeże ubrania. Spojrzałam w lustro. Miałam na sobie limonkową bluzkę, która odkrywała jedno ramię i jeansowe spodenki z przetarciami. Spojrzałam na swoją twarz i uśmiechnęłam się sama do siebie. Czas na zmianę fryzury. W szafce obok umywalki znalazłam szczotkę do włosów i gumkę. Uczesałam te swoje kłaki i zrobiłam sobie wysokiego kucyka. Ponownie spojrzałam na swoje odbicie. No, musiałam przyznać, wyglądałam dość przyzwoicie. Moja twarz zdawała się wyszczupleć, a skóra jakby pojaśniała. Poszerzyłam uśmiech. Włożyłam przepocone ubrania do kosza na pranie i wyszłam. Postanowiłam zrobić wszystkim coś zimnego do picia. Dzisiaj był naprawdę upalny dzień. Poszłam do kuchni i zajrzałam do lodówki. Hm... może zrobiłabym nam shake? Nie. No to może sok? Ee, nie sądzę. Lemoniadę? Idealnie na gorący dzień! Wzięłam parę cytryn, miód i duży dzban.
Po kilkunastu minutach orzeźwiający napój był już gotowy. Położyłam naczynie na tacce, tak samo jak trzy kubki i wyszłam na zewnątrz. Szłam powoli  w stronę polany, uważając, aby nie rozlać. Kiedy do nich doszłam, uderzyłam nogą o ziemię i wyrósł niewielki stół, na którym położyłam tackę. Spojrzałam na chłopaków. Akurat trenowali walkę wręcz. To jak poruszali się, wywarło na mnie wielkie wrażenie. Stawiali nogi z taką dokładnością i gracją, a zarazem mocno i stanowczo. Odchrząknęłam, aby zwrócić ich uwagę i udało mi się. Przerwali i spojrzeli na mnie.
- Kto ma ochotę na pyszną, chłodną lemoniadę? - dałam nacisk na trzy ostatnie słowa. Oboje uśmiechnęli się i podeszli do mnie.
- Dzięki. Właśnie na to w tej chwili miałem taką olbrzymią ochotę - powiedział Aqua i posłał mi szczery uśmiech.
- Wielkie dzięki Grisial - odezwał się pan Roberts i nalał nam lemoniady aż do krawędzi szklanki. Zaczęliśmy pić, delektując się chłodem napoju. Uśmiechnęłam się do siebie w myślach. Cieszyłam się, że zrobiłam im miłą niespodziankę. Kiedy skończyliśmy, a chłopaki już chcieli odejść ćwiczyć, przypomniałam sobie o bardzo ważnej rzeczy.
- Panie dyrektorze. Mam pytanie. Dlaczego w szafie wisi taka piękna, odświętna suknia. I do tego jeszcze ta maska i buty.
Mężczyzna odwrócił się do Aqua i spytał go:
- Nic jej nie powiedziałeś?
- Nie. Myślałem że pan to zrobił, dyrektorze.

Pan Roberts westchnął i uśmiechnął się w moją stronę.
- Za trzy dni, będzie wielki bal maskowy. Bardzo bym chciał, abyś się zjawiła. Aqua, mam nadzieję, że do czasu balu, zdecydujesz, kto ma pójść z wami na misję. Ich również muszę przygotować. A teraz Grisial, jeśli pozwolisz, wracamy do treningu.
Przytaknęłam i ruszyłam do domku zmieszana. Bal maskowy? Mam nadzieję że pan Roberts dobrze to przemyślał. W końcu jestem na celowniku jakiegoś szpiega. Ale przecież będę miała maskę. Nikt mnie nie rozpozna. Przynajmniej mam taką nadzieję.


Wyzwanie - 3 pkt

Offline

 

#9 06-08-15 19:52:09

 Poginka

Zombie z Straszliwej Polany

Punktów :   

Re: Pięć Części

Rozdział VII



Wróciłam do domku i bezwiednie opadłam na łóżko. Wpatrywałam się tępo w przestrzeń przede mną. Nie byłam pewna czy chcę iść na ten bal. Nigdy nie czułam się dobrze w wielkim tłumie, ani w gwarze. Spojrzałam na szafę. Kryła się w niej przepiękna suknia, tylko pytanie, czy ją włożę. Westchnęłam zirytowana obecną sytuacją. Sięgnęłam po torbę i wyciągnęłam telefon. Odblokowałam go i zaczęłam przeglądać. Zajrzałam do aplikacji zatytułowanej: "Muzyka". Były w niej piosenki jakichś zespołów. Włączyłam Five Finger Death Punch - The Tragic Truth i wsłuchałam się w melodię. Zaczęłam się rytmicznie kołysać w przód i tył. Wpadłam w pewien trans. Nawet nie zauważyłam kiedy piosenki się przełączały. Ja dalej spokojnie bujałam się. Zupełnie straciłam kontakt ze światem. Kołysałam się wciąż, muzyka przełączała się i wahała nastrojami. Piosenki były czasem smutne, przytłaczające, później wesołe, skoczne i tak w kółko.
- Grisial! Do jasnej cholery, przebudź się!
Usłyszałam głos jakby z daleka. Spojrzałam w zaniepokojone błękitne oczy. Uśmiechnęłam się do niego nieprzytomnie. Chłopak wyrwał mi telefon i wyłączył muzykę. Przetarłam oczy trochę zdezorientowana.
- Co się stało? - spytałam i spojrzałam na Apua. Było już zupełnie ciemno. Światło dawała tylko lampa, która była zawieszona na suficie. Chłopak spojrzał na smartphona, a później na mnie.
- Nie powinnaś tego używać.
Włożył go do kieszeni, a ja dalej patrzyłam na niego zdezorientowana. Westchnął cicho i uśmiechnął się do mnie.
- Jesteś zmęczona. Powinnaś iść już spać. Dobranoc.
Przytulił mnie i wyszedł gasząc światło. Jeszcze przez chwilę siedziałam, nie mogąc się poruszyć. Co się w ogóle wydarzyło? Nic nie pamiętam co było po tym, jak włączyłam muzykę. Pokręciłam głową, chcąc odgonić od siebie wszelkie myśli. Szybko przebrałam się w za dużą czarną bluzkę i tego samego koloru spodenki. Płaszcz, który nadal leżał na łóżku, położyłam na biurku, a torbę zawiesiłam na krześle. Ziewnęłam i ułożyłam się wygodnie na łóżku. Moja głowa opadła ciężko na poduszkę i zamknęłam oczy. Powoli odpłynęłam do świata snów.
Obudziły mnie promienie słoneczne. Przeciągnęłam się i ziewnęłam. Powoli wstałam. Wyjrzałam przez okno. Miałam piękny widok na wodospad, nad którym rozciągała się kolorowa tęcza. Oparłam łokcie na parapecie, a na dłoniach położyłam głowę i przez chwilę wpatrywałam się w ten cudowny widok. Jakim prawem przez tyle lat mogłam mieszkać w tamtych tunelach i nawet przez sekundę nie chcieć wyjść na powierzchnię, aby chociażby minutę popatrzeć na ten oszałamiający widok. W końcu oderwałam się od okna i zeszłam na dół zrobić śniadanie. Aqua leżał na sofie i dalej spał. Uśmiechnęłam się z faktu, że po raz kolejny obudziłam się wcześniej od niego. Cicho ruszyłam do kuchni. Wyciągnęłam ser żółty, sałatę, pomidora, ogórki i chleb. Położyłam to wszystko na stoliku, który stał na środku pomieszczenia. Wyciągnęłam kubki i postawiłam je na blacie, razem z wodą. Kiedy znowu weszłam do salonu, uderzył mnie zapach krwi. Zamurowało mnie. Aqua leżał na sofie z otwartymi oczami. Jego gardło było poderżnięte, a jego krew piły te stworzenia. Kiedy zorientowały się, że nie są tu jedyne, spojrzały na mnie. Ich obraz przez chwilę rozmył się, jakby były jakieś zakłócenia i zmieniły się w wysokich ludzi. W rękach mieli sztylety. Powoli cofnęłam się. Jak mogli nas tu znaleźć? Po mojej głowie znowu pojawiły się trzy słowa: "To już koniec". W moim gardle pojawiła się wielka gula, powodująca, że nie mogłam się odezwać. Kiedy otwarły swoją buzię, pełną ostrych kłów i zaczęły do mnie podchodzić, odzyskałam czucie w kończynach i natychmiast pobiegłam na górę krzycząc. Znowu to samo. Dlaczego Aqua?! Czemu nie mogli najpierw zabić mnie?! Kiedy byłam na górze, zatrzasnęłam drzwi za sobą i zamknęłam je na klucz. To nie powstrzyma ich na długo, ale jednak będę miała trochę czasu, aby uciec. Szybko zabrałam ze sobą torbę i otworzyłam okno. Usłyszałam dobijanie się do drzwi. Nie zastanawiając się długo, wyskoczyłam i złapałam się gałęzi drzewa. Szybko zeszłam na ziemię i pobiegłam w głąb lasu - do wodospadu. Po policzkach płynęły mi łzy. Miałam nadzieję że mnie nie znajdą. Te demony są cholernie szybkie, ale za to mają słabe zmysły. Biegłam najszybciej jak się da. Nagle usłyszałam za sobą dźwięki pościgu. Jakim prawem wiedzieli że akurat tutaj pobiegłam. Robiłam skręty, zmieniałam kierunki, ale zawsze słyszałam za sobą coraz bardziej zbliżające się kroki. Znowu przeklęłam w myślach. Jakim cudem?! W końcu dobiegłam do wodospadu. Spojrzałam w górę - na urwisko, skąd wypływała woda. Może mi się uda? Wskazałam ręką tamto miejsce i zamknęłam oczy. Nic się nie dzieje! Dlaczego akurat teraz?! Ktoś złapał mnie w pasie. Chciałam krzyknąć, ale ta osoba zatkała mi usta. Odwróciłam głowę i zobaczyłam pana Robertsa. Odetchnęłam z ulgą, ale moja radość nie trwała długo. Moje oczy rozszerzyły się i były wielkości piłek do tenisa, kiedy mężczyzna otworzył usta, a w nich zobaczyłam szeregi zębów, które ciągnęły się aż do gardła. Zaczęłam się szarpać, a dyrektor powoli zbliżał swoją twarz do mojej. Jego usta były ułożone w niemym krzyku. Kiedy się zdawało że miał już połknąć moją twarz, wszystko spowiła ciemność. Dyrektor, las, wodospad, huk, jak i strach. Wszystko zniknęło. Rozejrzałam się dookoła zdezorientowana, ale nic nie ujrzałam. Czułam się tak, jakbym była niewidoma. Zakryłam twarz rękami i zaczęłam krzyczeć.
Ktoś potrząsnął mną, a ja otworzyłam oczy przerażona. Zobaczyłam Aqua. Byłam szczęśliwa że to tylko sen i tak naprawdę nic mu nie było. Nie czekając ani chwili, objęłam jego szyję i mocno przytuliłam. On odwzajemnił uścisk. Wtuliłam twarz w jego klatę. Czekaj. On był nagi?! Spojrzałam na niego. Był w samych bokserkach. W myślach zrobiłam face palma i oblałam się rumieńcem, ale nie poluźniłam uchwytu. Bałam się, że jak go puszczę, to wtedy sen stanie się prawdą, a on zniknie. Pogłaskał moje włosy i spojrzał mi w oczy. Mimo że było ciemno, mogłam wyraźnie zobaczyć jego uśmiech. Zaśmiał się, a kosmyk moich włosów założył mi za ucho.
- Ślicznie wyglądasz kiedy się rumienisz - przejechał opuszkami palców po moim policzku. Chciałam aby ta chwila trwała wiecznie, ale oczywiście to było niemożliwe. Powoli zaczął zbliżać swoją twarz do mojej. Przed oczami pojawiła mi się scena, kiedy zrobił to samo pan Roberts w moim śnie. Zamrugałam kilka razy, aby pozbyć się tego obrazu. Kiedy już nasze nosy się prawie stykały, spojrzał mi głęboko w oczy, ale tylko oparł swoje czoło o moje, nic nie mówiąc. Zamknęłam oczy. Miałam nadzieję na coś więcej... nie Grisial! Znasz go zaledwie trzy dni, a ty już o tym?! O nie!
- Bardzo cię przepraszam, jeżeli cię obudziłam - szepnęłam i odsunęłam się od niego. Spojrzał na mnie jakby... nie. Musiało mi się zdawać.
- Nie szkodzi. Dobrze że mnie obudziłaś, bo inaczej dalej by ten twój koszmar trwał - uśmiechnął się nieznacznie. - Spróbuj zasnąć.
Położył mnie na łóżku i przykrył kołdrą. Myślałam że chce już odejść, więc złapałam go za rękę i spojrzałam na niego błagalnie. Bałam się zostać sama. Tym razem Aqua uśmiechnął się szerzej i położył się obok mnie. Przykryłam go kołdrą i wtuliłam się w jego klatę. Spojrzałam na jego twarz. Patrzył na mnie rozmarzonym wzrokiem. Nie miałam zamiaru spać. Bałam się, że jak zamknę oczy, to on - jak i wszystko wokół - zniknie. Objął mnie jedną ręką w pasie i spojrzał głęboko w oczy. Nagle zrobiło mi się gorąco, a motylki w brzuchu, latały jak szalone. Oparł swoją głowę o moją i szepnął mi do ucha:
- Nie musisz się bać. Zawsze będę przy tobie. Dobranoc Grisial.
Pocałował mnie w czoło i zamknął oczy. Jeszcze przez chwilę wpatrywałam się w niego. Czy on czyta w myślach, czy co? Odetchnęłam z ulgą i bardziej się w niego wtuliłam. Czułam ciepło bijące od jego ciała oraz bezpieczeństwo, jakie nikt inny nie mógł mi zapewnić. Przesuwając ręką wzdłuż ciała, poczułam na jego brzuchu kaloryfer. Znowu oblałam się rumieńcem. Chłopak zaśmiał się cicho.
- Nie łaskocz mnie, okej? - powiedział z dalej zamkniętymi oczami. Przygryzłam wargę i przytaknęłam. Zacisnęłam powieki próbując zasnąć. Po chwili udało mi się i odpłynęłam.
Obudziło mnie głaskanie po policzku. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Aqua, nachylającego się nade mną.
- Dzień dobry królewno śnieżko. Jest już jedenasta.
Mruknęłam tylko coś i zakryłam głowę kołdrą. Usłyszałam śmiech chłopaka. Zdarł ze mnie kołdrę i wrzucił ją na podłogę. Spojrzałam na niego mrużąc oczy z powodu blasku słońca, który mnie raził. Aqua usiadł na moich udach okrakiem ze złowrogim uśmiechem. Uniósł ręce i zrobił najokrutniejszą rzecz na świecie.
- Aqua! Idioto... haha... - dusiłam się ze śmiechu. - Nie... haha... łaskocz mnie!
Na chwilę przestał, abym mogła wziąć oddech, ale później znowu zaczął.
- Aqua!
- Słucham.

Zaśmialiśmy się. Użyłam całej siły, próbując go z siebie zrzucić, ale nic to nie dało. Westchnęłam zrezygnowana i uśmiechnęłam się do niego zadziornie i uniosłam ręce. Usiłowałam go połaskotać, ale złapał moje nadgarstki i przyszpilił je do łóżka, po obu stronach mojej głowy. Tym samym nachylił się nade mną, głęboko zaglądając mi w oczy. Widziałam w jego tęczówkach wesoło tańczące iskierki radości. Te srebrne błyski w jego oczach zapierały dech w piersiach.
Aqua po raz kolejny zaśmiał się i puszczając mnie, położył się obok. Opał się na jednym łokciu i obrócił się w moją stronę. Natychmiast wstałam, bojąc się, że znowu będzie chciał mnie połaskotać. Nagle zaburczało mi w brzuchu. Chyba dosyć głośno, bo chłopak zaśmiał się. Jakim prawem na świecie może istnieć tak wesoły człowiek? Lubiłam kiedy się śmiał. Jego uśmiech był taki przyjazny i miły.
- Jesteś głodna. Chodź. Zrobię ci coś na śniadanie.
Zszedł z łóżka i zrobił ruch dłonią, pokazując mi, abym poszła na nim. Zeszliśmy do kuchni. Kiedy zobaczyłam co było na stole, ślinka zaczęła mi ciec. Jajecznica z boczkiem, jajko na twardo, masa dżemu, szynka, kiełbasa i wiele innych potraw. Oblizałam wargi ze smakiem. Kiedy Aqua zobaczył moją reakcję, pokiwał głową zadowolony.
- Chyba należą mi się podziękowania - powiedział i spojrzał na mnie zwycięskim wzrokiem. Stanęłam na palcach i pocałowałam go w policzek. Chyba tego się nie spodziewał, bo jego oczy stały się wielkości talerzy, a na jego policzkach pojawiły się delikatne rumieńce. Zaśmiałam się cicho.
- Ty także słodko wyglądasz kiedy się rumienisz - puściłam do niego oczko i usiadłam przy stole. Zaczęłam zajadać jak opętana. Z mgnieniu oka jajecznica zniknęła i wzięłam sobie cztery kromki i zaczęłam nakładać sobie coś na nie. Czasem dżem, kiełbasa, szynka, ogórki i pomidory. Wszystko pochłonęłam ze smakiem. Aqua patrzył na mnie rozbawiony. Kiedy skończyłam, popiłam mrożoną herbatą. Oblizałam ponownie wargi i wzięłam głęboki wdech.
- Widzę że ci smakowało - chłopak zaśmiał się i zaczął sprzątać. Po chwili bezczynnego siedzenia i masowania się po - już pełnym - brzuchu, wstałam i pomogłam mu zebrać naczynia.
Po kilkunastu minutach "walki na pianę", wszystkie talerze i kubki były już umyte. Oboje odetchnęliśmy z ulgą i spojrzeliśmy na siebie. Byliśmy cali mokrzy. Uśmiechnęłam się do niego i ruszyłam na górę.
- Gdzie idziesz?
- Przebrać się.

Dzisiaj, tak samo jak wczoraj, było naprawdę gorąco, więc ubrałam to samo co wczoraj. Kiedy wróciłam do pokoju, zobaczyłam Aqua siedzącego na moim łóżku. Był już przebrany w spodenki do kolan i bluzkę z krótkim rękawem.
- Dlaczego dyrektora jeszcze nie ma? - spytałam i usiadłam obok niego, zerkając na zegar ścienny. Była już 12:30.
- Bo nie - uśmiechnął się do mnie tajemniczo. - Nie będzie treningu przez dwa dni, gdyż muszę nauczyć cię tańczyć - mrugnął do mnie i zaśmiał się. Moje usta ułożyły się w nieme "o". - Przecież nie możesz pójść na bal, zupełnie nie umiejąc się ruszać. Załóż swoje szpilki i zacznijmy lekcję.
Przełknęłam nerwowo ślinę i wykonałam jego zlecenie. Wsunęłam stopy w wysokie buty i podeszłam do niego. Nie było tak źle jak sądziłam. Szpilki były wbrew pozorom bardzo wygodne. Kiedy stanęłam na przeciwko Aqua, moje czoło sięgało oczu chłopaka.
- Mogę prosić panienkę do tańca? - spytał i ukłonił się, wyciągając do mnie rękę. Posłał mi szczery uśmiech, który odwzajemniłam i delikatnie położyłam swoją dłoń na jego.
- Oczywiście.
Wolną ręką złapał za moją i położył ją na swoim ramieniu. Złapał mnie w pasie i przysunął do siebie. Teraz byliśmy tak blisko siebie. Spojrzał mi w oczy i mówił mi co mam robić.
Po ponad trzech godzinach tańczenia, robiliśmy to tak, jakbyśmy trenowali od wielu lat. Posuwaliśmy się powoli, delikatnie, lecz mocno i stanowczo. Aqua nucił pod nosem melodię i okręcił mną dookoła własnej osi. Nagle nogi mi się poplątały i wywróciłam się. Na szczęście chłopak złapał mnie, kilka centymetrów nad ziemią. Nachylał się nade mną z uśmiechem wymalowanym na twarzy.
- Jeśli będziesz tak robiła na balu, to będzie jasne, że wszyscy pomyślą że jesteśmy parą - podniósł mnie, a ja po raz w ciągu tych trzech dni, oblałam się rumieńcem.


Wyzwanie - 3 pkt

Offline

 

#10 06-08-15 19:59:03

 Poginka

Zombie z Straszliwej Polany

Punktów :   

Re: Pięć Części

Rozdział VIII



Nagle usłyszeliśmy huk pioruna. Ja na ten dźwięk, podskoczyłam wystraszona i wtuliłam się w Aqua. On zaśmiał się i przytulił mnie mocno. Zaczął głaskać moje włosy i mówić spokojnym tonem:
- Już, spokojnie Grisial. To tylko burza. Nie masz się czego obawiać. Jestem tutaj, a póki stoję obok ciebie, nawet włos z głowy ci nie spadnie. Obiecuję.
Spojrzałam mu w oczy z niewysłowioną wdzięcznością.
- A zawsze będziesz przy mnie? - nie obchodziło mnie że w tej chwili zachowywałam się jak małe dziecko bojące się burzy. W pewnym sensie, byłam nim. Aqua uśmiechnął się pokrzepiająco i pokiwał głową.
Usłyszeliśmy jak za oknem lunął deszcz. Chłopak wziął mnie na ręce, a ja rzuciłam ze stóp szpilki i mocno objęłam jego szyję. Położył mnie na łóżku, a sam usadowił się obok. Oparł się na łokciu i spojrzał na mnie. Zrobiłam to samo. Między nami zapadła niezręczna cisza. Przez chwilę bawił się kosmykiem moich włosów, a później założył mi go za ucho. Zjeżdżając palcami po moich włosach, dotknął mojego policzka. Poczułam jak dostaję gęsiej skórki. Jego dotyk był tak delikatny, jakby dotykało mnie piórko. Jego dłoń przykryłam swoją i trochę się do niego przysunęłam. Zdjął rękę z mojego policzka i zsunął ją na talię. Przysunął mnie bardziej do siebie. Nasze twarze zaczęły się do siebie zbliżać. Kiedy nasze nosy się już prawie stykały, zamknęłam oczy. Po głowie miotało mi się milion myśli, a w brzuchu latały motylki jak oszalałe. Nie! Nie byłam jeszcze na to gotowa. Uchyliłam powieki i spuściłam głowę, aby jego usta nie dotknęły moich. Aqua spojrzał na mnie pytająco. Ja tylko wtuliłam się w jego tors i zamknęłam oczy. Nawet nie wiem kiedy, zasnęłam.
Obudziłam się na wielkiej łące. Ze wszystkich stron otaczały mnie najróżniejsze kwiaty. Wstałam i zauważyłam że jestem ubrana w długą, białą suknię w stylu starożytnego Rzymu. Była tak zwiewna, że poruszała się z każdym moim krokiem. Ruszyłam naprzód. Nie wiedziałam gdzie szłam, ale instynkt mi podpowiadał że właśnie tam powinnam się udać. Po kilku minutach wolnego marszu, zobaczyłam wielką, białą altankę i kogoś stojącego w niej. Kiedy podeszłam bliżej, zobaczyłam że tą osobą był Aqua. Stał do mnie tyłem. Kiedy byłam już blisko, zauważył moje przybycie i odwrócił się. Miał na sobie granatową, rozpiętą koszulę i białe spodenki do kolan. Podszedł do mnie i wyciągnął do mnie rękę, a ja bez zastanowienia, chwyciłam ją. Jeszcze przez chwilę wpatrywaliśmy się w siebie, a między nami zapadła błoga cisza, zakłócana tylko przez szum morza.
Nagle ruszyliśmy w stronę plaży. Kiedy moje bose stopy zetknęły się z wodą, poczułam przyjemny dreszcz.
Aqua delikatnie chwycił moje obie dłonie i spojrzał mi głęboko w oczy. Zaczęliśmy się do siebie zbliżać. Nasze usta dzieliły ledwie centymetry, Nagle uderzyła nas wysoka fala.
Natychmiast zerwałam się z łóżka i stanęłam na równe nogi. Zobaczyłam Aqua z kubkiem w ręku. Na jego ustach malował się cwaniacki uśmiech. Odwzajemniłam uśmiech i powiedziałam:
- Nic nie szkodzi. I tak miałam zaraz się obudzić.
Zaśmiałam się. Chłopak odwrócił się, aby odłożyć kubek, a ja wskoczyłam na jego plecy, mocno się do niego przytulając moją mokrą koszulką. Aqua zaśmiał próbując mnie zrzucić, ale mu to nie wychodziło, ponieważ mocno do niego przywarłam.
W końcu mu się to udało i upadłam na łóżko. Chłopak nachylił się nade mną i uniósł ręce.
- Czas na słodką zemstę.
Zaśmiał się i zaczął mnie gilgotać. Przed oczami pojawiła mi się scena sprzed wczorajszego poranka. Zaczęłam się dusić, ale Aqua nie przestał.
- Błagam cię... - zdołałam z siebie wydusić. Chłopak przewrócił oczami zrezygnowany i przestał mnie łaskotać. Zaczęłam łapczywie nabierać powietrza, jak ryba wyciągnięta z wody. Położyłam rękę na brzuchu ciężko oddychając.
- Przepraszam - szepnął siadając obok mnie. - Trochę przesadziłem.
Pokiwałam głową i spojrzałam na niego. Kiedy mój oddech wrócił do normy, usiadłam i położyłam głowę na jego ramieniu. Spojrzałam na zegar. Była ósma. Westchnęłam zażenowana. Dlaczego obudził mnie tak wcześnie? Ach, a miałam taki piękny sen. Czemu akurat w takim momencie?! Dziwiło mnie tylko, że spałam od szesnastej.
- Co będziemy dzisiaj robić? - spytałam. Aqua objął mnie ramieniem.
- Nie wiem. Skoro nadal leje jak z cebra, to pewnie jeszcze chwilę potańczymy, a potem oglądniemy jakiś film? - uniósł jedną brew i spojrzał na mnie. Przytaknęłam z uśmiechem. Wstałam i ruszyłam na dół. - Gdzie idziesz?
- Zrobić nam śniadanie.
Powiedziałam to tak, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
Kiedy znalazłam się w kuchni, zaczęłam przygotowywać owsiankę. Kiedy stałam nad garnkiem, uważając, aby mleko mi nie wykipiało, poczułam jak ktoś łapie mnie w talii. Odwróciłam się na pięcie, dalej będąc w jego ramionach. Dłonie oplotłam wokół jego szyi i przez chwilę wpatrywaliśmy sobie w oczy.
- Chyba powinnaś pilnować mleka.
Natychmiast obróciłam się i spojrzałam na garnek. Mleko już kipiało. Natychmiast wyłączyłam gaz i podniosłam naczynie w rękawicach. Nalałam nam mleko do misek i dosypałam płatki owsiane. Włożyłam garnek do zmywarki i usiadłam na krześle, tak samo jak Aqua. Chłopak pierwszy spróbował. Na jego ustach pojawił się grymas.
- Ta owsianka jest...
Nawet nie wiedział jak to ująć w słowa. Ukryłam twarz w dłoniach, czekając na krytykę. Wiedziałam że nie jestem dobrym kucharzem. Ale żeby aż tak?!
- Przepyszna!
Po raz kolejny w jego oczach zobaczyłam iskierki radości. Uśmiechnął się do mnie zadziornie.
- Nienawidzę cię - szepnęłam do niego i sama zaczęłam jeść.
Po kilku minutach nasze miski stały się puste. Włożyłam naczynia do zmywarki i poszłam się przebrać. Było dość chłodno, więc ubrałam szarą bluzę bez zamka, z kapturem i białe rurki. Kiedy wyszłam z łazienki, znowu zobaczyłam Aqua siedzącego na moim łóżku. Po raz kolejny szybciej się przebrał ode mnie. Czy serio jestem aż taka powolna?
- No nareszcie - podszedł do mnie i spojrzał na moje bose stopy. - Zakładaj szpilki. Czekają nas kolejne trzy godziny tańca.
Uśmiechnął się do mnie promiennie, a ja wykonałam jego prośbę. Bal był coraz bliżej, a za każdym razem, kiedy myślałam o nim, żołądek ściskał mi się ze strachu. Nie rozumiem dlaczego. Przecież cały czas będzie ze mną Aqua. Nie zostawi mnie... prawda?
Chłopak ujął moją prawą dłoń, a wolną rękę położyłam na jego ramieniu. Błękitnooki uśmiechnął się do mnie zadowolony że coś pamiętam. Prawą ręką złapał mnie w talii. Po raz kolejny zaczął pod nosem cicho nucić melodię. Bardzo lubiłam jak śpiewał. Westchnęłam. Oboje poruszaliśmy się jak w transie. Idealnie się zgrywaliśmy, a między nami można było poczuć pewnego rodzaju napięcie. Jakby prąd, przepływający przez nas, który przechodzi na drugą osobę, w czasie dotyku.
Po trzech godzinach, opadłam na łóżko wyczerpana. Zsunęłam z nóg szpilki i usiadłam po turecku. Aqua usadowił się obok mnie i posłał mi uśmiech.
- Radzisz sobie coraz lepiej.
Kąciki moich ust delikatnie się uniosły.
- Aqua? Jak będziemy na tym balu, to obiecaj mi, że mnie nie opuścisz i będziesz cały czas przy mnie.
Jego uśmiech powiększył się i przytulił mnie.
- Oczywiście księżniczko. Daję ci słowo.
Od razu zrobiło mi się lżej. Odwzajemniłam uścisk. Po paru minutach ciszy oderwaliśmy się od siebie. Zauważyłam że za oknem zaczyna się przejaśniać, ale dalej trochę padał deszcz. Wpadłam na świetny pomysł. Natychmiast zbiegłam na dół i wyszłam na zewnątrz. Usłyszałam za sobą kroki. Obejrzałam się i zobaczyłam Aqua.
- Grisial! Wracaj natychmiast do środka! Przeziębisz się.
Zaśmiałam się i pokazałam mu palcem, aby do mnie podszedł.
- To w takim razie mnie złap!
Pobiegłam sprintem w stronę polany, a Aqua za mną. Chciało mi się śmiać. Czułam jak krople deszczu uderzają o moją skórę, rozpryskując się na miliony mniejszych kawałeczków. Wiatr, który rozwiewał moje włosy był tak rześki, że chciałoby się go wdychać w nieskończoność. Nagle chłopak złapał mnie w pasie i pociągnął do tyłu. Oboje straciliśmy równowagę i upadliśmy na ziemię... to znaczy on. Ja wylądowałam na nim. Teraz byliśmy tak blisko siebie. Żel na którym były postawione jego włosy, rozpłynął się pod wpływem wody i teraz kosmyki tak słodko przykleiły się do jego twarzy. Oparłam swoje czoło o jego, zamykając przy tym oczy.
- Chodź. Wracamy do domku.
Podnieśliśmy się. Znowu spojrzał na moje bose stopy. Było mi w nie tak cholernie zimno. Aqua wziął mnie na ręce, jakby czytał mi w myślach i zaniósł do chatki. Postawił mnie dopiero kiedy znaleźliśmy się w łazience. Zaczęliśmy wycierać zupełnie mokre włosy. Szczerze mówiąc, Aqua lepiej wyglądał bez tego całego żelu. Wtedy jego włosy były w takim fajnym nieładzie. Kiedy chłopak wyszedł z pomieszczenia, przebrałam się w suche ciuchy. Poszłam do sypialni. Błękitnooki standardowo - leżał na łóżku. Położyłam się obok niego i westchnęłam ciężko. Była dopiero 13.30.
- To jaki film oglądamy?
Chłopak wzruszył ramionami i wstał. Zaczął grzebać w szufladach mojego biurka. Wpatrywałam się w niego z uwagą. W końcu wyjął płyty CD i położył je przede mną. Usiadłam i zaczęłam czytać tytuły. "Lol", "Rozumiemy się bez słów", "Titanic", "Love Rosie", "Avatar" i "Gra Endera". Po dłuższym zastanowieniu i konfrontacji z Aqua, wybraliśmy "Lol". Włożyłam płytę do odtwarzacza CD i zaczęliśmy oglądać.

~Uwaga, uwaga! Teraz reklama xD. Jeśli ktoś nie oglądał któregokolwiek z tych filmów, to serdecznie polecam. Wszystkie filmy są ogólnodostępne w sieci ;) No, może oprócz "Rozumiemy się bez słów" xD


Wyzwanie - 3 pkt

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.pokeworldgame.pun.pl www.goldwwe.pun.pl www.mechatronika2009.pun.pl www.blackhats.pun.pl www.opiniujstajnie.pun.pl